czwartek, 4 grudnia 2014

ZAGROŻENIA DLA ŚWIATA W 2014 ROKU. PROGNOZA !!!

Oto moja prognoza wypadków w polityce i gospodarce światowej na rok 2014 rok. Obama posłuchał mnie :)  

Dopiero niespełna kilka tygodni temu zakręcono kurki z dolarami pompowanymi do amerykańskiej gospodarki. Nie wycofano wojsk z Afganistanu. Co ciekawe,  wojna cywilizacji islamskiej z zachodnioeuropejską jednak wybuchła, tylko że nie w Afganistanie, ale w Iraku - stworzono Państwo Islamskie obcinające głowy Amerykanom i Europejczykom.

Ponieważ obecne indeksy na Wall Street osiągają rekordowe poziomy, a gracze pamiętają dwa krachy w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, w których w przeciągu kilku tygodni tracili fortuny, owczym pędem postanowią obecne zyski punktowe zamienić na gotówkę. W pierwszej fazie giełda tąpnie od 10% do 20%. W obiegu pojawi się olbrzymia ilość waluty, która wywoła inflację. Banki centralne USA i Europy podniosą stopy procentowe . Pierwsze symptomy zastoju w postaci publikowanych wskaźników ekonomicznych zainicjują drugą falę wyprzedaży punktów, która niestety nie pozwoli na obniżanie stóp procentowych, a więc na łatwy dostęp do kredytu inwestycyjnego.Jeśli  w 2014 roku amerykański rząd postanowi zarówno zakręcić pompę wtłaczającą kasę w zabawy rynkowe  jak i pokazać swoje pacyfistyczne oblicze w Afganistanie, to świat znajdzie się w szklanej pułapce. Jedynie Bruce Willis będzie w stanie nas ochronić przed kataklizmem finansowym oraz humanitarnym. Czy więc Europę i USA czeka rozlew krwi w 2014 roku?

Dzieje ludzkości pokazują, że kataklizmy gospodarcze są zwykle detonatorami wszelkich klęsk humanitarnych. W XX wieku obie wojny światowe rozgrywały się na podłożu kryzysów gospodarczych. Rozkwit nazizmu  w Europie był pokłosiem krachu na Wall Street. W XXI  wieku Arabska Wiosna Ludów jest bez wątpienia efektem zawirowań ekonomicznych w światowej gospodarce – dwóch krachów finansowych. Pierwszy miał miejsce na amerykańskiej giełdzie elektronicznej  Nasdaq w 2000 roku wywołany zjawiskiem księgowej kreatywności, zaś drugi po ogłoszeniu bankructwa banku inwestycyjnego Lehman Brothers w 2008 roku.

W marcu 2000 roku indeks Nasdaq osiągnął swój historyczny szczyt ponad 5000 punktów, po czym nastąpił październikowy krach – spadek do nieco ponad 1000 punktów.  Gigantyczny krach amerykańskiej giełdy elektronicznej (około 80% w ciągu roku) stanowił podstawowy motyw dla Al-Kaidy ataku na Wall Trade Center we wrześniu 2001 roku. Panislamska organizacja, inspirowana ideami religijno-politycznymi Saida Kutby, pod kierunkiem Osamy Bin Ladena, chciała zadać psychologiczny cios amerykańskiej gospodarce.  Odbudowując swoją kondycję finansową, amerykański Bank Rezerw Federalnych (FED), pod przywództwem Alana Greenspana, w niespełna 6 lat doprowadził wszystkie amerykańskie giełdy do rozkwitu. Wartość rynkowa indeksu szerokiego rynku S&P wzrosła z poziomu 800 punktów do ponad 1500, czyli ponad 90%. W 2008 roku we wrześniu, podobnie jak we wrześniu 2001 roku, amerykańskie giełdy przeżyły szok porównywalny tylko z wielkim krachem z października 1929 roku. Osiągając rekord, indeks  S&P spadł do poziomu poniżej 800 punktów.   W ciągu jednej dekady dwa razy spadał ze szczytu o prawie  50% !!! W 2010 roku rozpoczęła się Arabska Wiosna Ludów. Ani Europa ani USA jeszcze nie doświadczyły rozlewu krwi na masową skalę.

Gra – źródłem bogactwa Zachodu

W świecie Zachodu bogactwo obywateli nie jest współcześnie funkcją ich ciężkiej, tytanicznej pracy. Dzisiaj fortuny powstają w wyniku gry giełdowej – a więc de facto zabawy. Metaforą wolnego świata kapitalizmu jest Las Vegas – bogate miasto na pustyni tętniące grą, erotyzmem i nieustanną burleską. Nie trzeba budować kopalń, fabryk, zatrudniać proletariackich mas, aby wzbogacić się. Wystarczy jedynie dobrze i szczęśliwie obstawić cyfrę w „ruletce giełdowej”, aby stać się milionerem.

To, że życie każdej jednostki jest wikłaniem się w rozmaite gry, zauważył najbardziej wpływowy w XX wieku filozof – Ludwig Wittgenstein. Gry kulturowe przebiegają według określonych gramatyk, czyli systemów reguł. Takimi grami są między innymi gry inwestycyjne na giełdach. Zachód wykreował multum takich gier – inwestowanie w akcje korporacji i przedsiębiorstw, zakłady na kontrakty terminowe na indeksy giełd, zakłady na kontrakty na wyceny surowców, zakłady na wzrosty lub spadki stóp procentowych, itd.  Aby zrozumieć reguły funkcjonowania tych gier rynkowych, trzeba co najmniej kilka lat intensywnie ślęczeć nad książkami. Wygrywając w punktach w grach rynkowych, gracz może swój łup zamienić w każdej chwili na walutę, a tę z kolei przemienić w  dobra konsumpcji:  żywność, samochody, domy, rozrywkę, zdrowie;  jednym słowem  - w wygodne życie dostarczające nam niezwykłych przyjemności.

Po krachu w 2001 roku, szef Banku Rezerw Federalnych, Alan Greenspan dokonał cudu gospodarczego  – namówił rządy większości państw do rozmaitych gier inwestycyjnych na świecie. Największe banki inwestycyjne, między innymi takie, jak Lehman Brothers, Merill Lynch czy Morgan Stanley, wykreowały niespotykaną rozmaitość gier na przedziwne produkty inwestycyjne, zwane instrumentami pochodnymi. Gospodarka światowa w przeciągu niespełna pięciu lat została „zwittgensteinizowana”.  Poprzez  mechanizm gigantycznych dźwigni finansowych, udział w zwycięskiej grze dawał rzeszom graczy, zarówno instytucjonalnych jak i indywidualnych,  niespotykane zyski zamieniane na walutę i w konsekwencji na życie wypełnione niekończącym się festiwalem.

Aby gra mogła wciągnąć masy musiała zostać tak zaprogramowana, żeby prawdopodobieństwo uzyskania w grze przez podmiot wysokiego stosunku wartości zysku do wartości zainwestowanego kapitału było względnie wysokie. Innymi słowy, chętnie gramy w lotto za 10 złotych, gdyż ewentualna wygrana jest nieprzeciętnie wysoka; ale obawiamy się już wyłożyć na toto-lotek kwoty rzędu 10 tysięcy złotych. Wymyślane przez bankierów gry rynkowe miały gwarantować częste, wysokie wygrane oraz minimalizować straty przy „złych ruchach” w grze. Dlatego też na niektórych rynkach wystarczało „małpio obstawiać”    spadki lub wzrosty aktywów, aby dorobić się fortuny.

Aby rynkowa gra mogła  kręcić się, należało zabezpieczyć nieustanny wzrost indeksów akcji firm notowanych na najważniejszych giełdach świata. To zaś wymagało stałego dopływu gotówki.  W zamian za przeniesienie hut, fabryk odzieży i czegokolwiek do Chin oraz w zamian za sprzedaż nowoczesnych technologii i militariów arabskim szejkom naftowym, gotówka szerokim strumieniem wpływała na giełdy w Nowym Yorku, Londynie, Tokio i Frankfurcie. Wysysanie kapitału inwestycyjnego z krajów rozwijających się zabezpieczało bogactwo rządzących kast w krajach arabskich oraz w Chinach i Indiach. Procesy globalizacji zostały więc zaprojektowane po to, aby obywatele wolnego Zachodu mogli się bogacić poprzez zabawę, a nie poprzez ciężką,  niewolniczą pracę.  Chiński, hinduski i arabski niewolnik uzyskał dzięki temu swoją podmiotowość; stał się potrzebny wolnemu światu. Wcześniej dyktatorzy mogli do niewolnika bezkarnie strzelać, a świat nie przejmował się tym faktem na serio. Dzisiaj jest inaczej, gdyż niewolnik jest potrzebny.

Niestety w 2008 roku na  rybackiej wyspie Islandii, jej obywatelom nagle zachciało się spieniężyć punkty uzyskane w grach finansowych, czyli wyciągnąć kasę z giełdy. Islandzkie banki jako pierwsze zbankrutowały. Zaprojektowany przez Greenspana system gier zaczął powoli pękać  w szwach – aż do pamiętnego krachu we wrześniu na Wall Street.

Istotą bowiem sprawnego funkcjonowania procesów kreacji bogactwa poprzez grę rynkową jest zapanowanie nad równowagą pomiędzy dwoma procesami: przypływu gotówki i jej odpływu. Strumienie odpływu gotówki nie mogą być silniejsze od strumieni jej przypływu. Co więcej, kiedy zaczyna z giełdy odpływać więcej kasy niż ilość, która do niej przypływa, procesy odpływu posiadają tendencję wzmacniania się. Odpływ cienkim strumykiem szybko przemienia się w odpływ rwącą rzeką.

Obecna sytuacja w grze rynkowej

Podczas krachu z 2008 roku biliony dolarów rwącą rzeką odpłynęły z rynku. Wyceny banków na Wall Street traciły nawet od 80% do 90 %. Fundusze inwestycyjne nie miały tyle kasy, aby ratować rynki. Amerykański Bank Rezerw Federalnych zadecydował o gigantycznym pompowaniu dolarów w system finansowy. Prasy drukarskie ruszyły z niespotykaną wydajnością.  Ekonomiści ów proces „dmuchania giełd amerykańskich” nazwali luzowaniem ilościowym. Drukując dolary,  FED zdecydował się na zakup od banków ich aktywów finansowych. Ten proces trwa już  5 lat. Do systemu bankowego w USA wprowadzono ponad trzy biliony  (ponad trzy tysiące miliardów) dolarów.

Dysponując gotówką, banki rozruszały giełdy na całym świecie. W 2013 roku amerykańskie indeksy Dow Jones  i S&P  pobiły swoje historyczne rekordy; wyceny aktywów opartych na surowcach – z wyjątkiem ropy i gazu - również osiągnęły szczyty wycen. Gry rynkowe zaczęły przynosić graczom niebagatelne zyski. Świat znowu stał się kasynem. W drugiej połowie 2013 roku amerykańska gospodarka ruszyła z kopyta; wzrost PKB zaczął osiągać przyzwoite wartości. Inne parametry takie, jak: stopa bezrobocia, stopa zatrudnienia czy rozmaite indeksy koniunktury zaczęły wskazywać na  to, ze kryzys minął. Ale czy bezpowrotnie?

Co przyniesie 2014 rok na rynkach?

Ponieważ indeksy rynkowe w USA oraz na giełdzie niemieckiej biją swoje historyczne rekordy, zaś w Japonii Nikkei znajduje się na poziomie najwyższym niemal od 10 lat, rozpoczął się w 2013 roku proces monetyzacji wygranych punktów w grach giełdowych.  Gracze zaczęli wymieniać punkty na kasę. Ponieważ FED nadal pompuje dolary w system, proces zamiany punktów na dolary nie wywołuje efektu wysysania „waluty z rynku”. W 2013 roku zamiana  łupu punktowego na walutę, osiągniętego w grach rynkowych, dokonywała się bez szoków rynkowych.

FED zapowiedział w grudniu 2013 roku zakończenie programu luzowania finansowego w 2014 roku. Prasy drukujące banknoty zamilkną. Kranik pompujący dolarami rynki zostanie zakręcony. Co to oznaczać będzie dla gospodarki światowej?

Pierwszy scenariusz jest optymistyczny. Odpływ gotówki z parkietów giełdowych wymusi wzrost konsumpcji wśród obywateli wolnego świata, co z kolei wpłynie na wzrost produkcji. Gospodarka zacznie się kręcić, kreując zyski przedsiębiorstw, które będą następnie zamieniane na punkty w grach rynkowych. Według tego scenariusza indeksy najważniejszych giełd świata nie muszą spadać, choć nie będą już dynamicznie rosły.

Drugi scenariusz jest jednak pesymistyczny. Ponieważ obecne indeksy na Wall Street osiągają rekordowe poziomy, a gracze pamiętają dwa krachy w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, w których w przeciągu kilku tygodni tracili fortuny, owczym pędem postanowią obecne zyski punktowe zamienić na gotówkę. W pierwszej fazie giełda tąpnie od 10% do 20%. W obiegu pojawi się olbrzymia ilość waluty, która wywoła inflację. Produkcja bowiem nie nadąży za podażą pieniądza na rynku konsumpcji. Banki centralne USA i Europy podniosą stopy procentowe, w wyniku czego kredyt stanie się nadzwyczaj drogi. Gospodarka stanie w miejscu. Pierwsze symptomy zastoju w postaci publikowanych wskaźników ekonomicznych zainicjują drugą falę wyprzedaży punktów, która niestety nie pozwoli na obniżanie stóp procentowych, a więc na łatwy dostęp do kredytu inwestycyjnego.

Banki udzielają kredytów inwestycyjnych pod zastaw aktywami. Jeśli jednak wyceny aktywów finansowych nie będą na rynkach wzrastały, to mechanizmy obronne przed ryzykiem straty finansowej przez banki zablokują dopływ gotówki do gospodarki – do parkietów produkcyjnych i usługowych. 2014 rok może okazać się ostatnim, w którym wolni obywatele Zachodu są w stanie zarabiać pieniądze, bawiąc się w świecie przypominającym Las Vegas.

Szanse na realizację pesymistycznego scenariusza

Zabawa w gry rynkowe jest ściśle skorelowana z grami polityczno-militarnymi.  Obama zapowiedział wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu. Sytuacja w tym kraju jest nadzwyczaj niestabilna. Talibowie nie zostali „wybici” podczas okupacji Kabulu, Heratu i Kandaharu. Obecny afgański establishment oskarżany jest o korupcję. Lud tego kraju jest „dogłębnie zislamizowany”. Wyprowadzka amerykańskiej armii z Afganistanu z pewnością doprowadzi do wojny domowej. Czy Talibowie odzyskają utraconą władzę?

W swoich wypowiedziach, były prezydent Pakistanu Musharraf, przestrzega Obamę przed decyzją wycofania się zachodniego świata z interwencji na afgańskiej ziemi. Obawia się bowiem stworzenia islamskiego państwa rządzonego w oparciu o najbardziej radykalne reguły szariatu. Pakistan, który sąsiaduje z Afganistanem, jest zamieszkiwany przez prawie 200 milionów osób. Obecny prezydent tego państwa, Nawaz Sharif, sukcesywnie wprowadza prawo szariatu. Pakistan staje się powoli republiką islamską,  upodobniającą się do Iranu w swoim funkcjonowaniu w obszarze obyczajów.  Po przejęciu władzy przez Talibów w Afganistanie, rządząca Pakistańska Liga Muzułmańska Nawaz może pokusić się o zniszczenie demokracji w tym kraju.  Proces taki może być zdynamizowany przez kryzys na rynkach finansowych w 2014 roku, wywołany wycofywaniem się amerykańskiej administracji z programu pompowania dolarów na parkiety giełdowe.

Islamizacja w oparciu o szariat:  Iranu, Afganistanu i Pakistanu, stwarza  kulturowe ramy pod powstanie „panislamskiego kalifatu” jako wcielenia w życie politycznej  ideologii Saida Kutby. W takiej sytuacji mamy niemal pewność, iż konflikt pakistańsko-hinduski o Kaszmir odrodzi się jako wojenne napięcie. Indie i Pakistan posiadają taktyczną broń atomową. W takiej sytuacji odpływ dolarów z rynków nie będzie przypominał rwącej rzeki, ale raczej Wodospad Niagara. Dojdzie do krachu.

A co  wydarzy się naprawdę?

Najtęższe głowy naukowe świata zastanawiają się jak „wyjść z programu ilościowego luzowania”, tak aby odpływ gotówki z giełd nie przybrał procesu rwącej rzeki. Giełdy gospodarek wschodzących, takich, na przykład,  jak: Chile, Polska, Turcja, Brazylia oraz pozostałe, od roku już nie wzrastają. Wielcy gracze już z nich wyszli, a pozostali zbierają się do wyjścia w ostatniej chwili. Ten sam proces rozpocznie się w USA w pierwszym kwartale 2014 roku. Obniżone wyceny aktywów gospodarek rozwijających się przekładają się w efekcie na obniżenie wartości zabezpieczenia kredytowego podmiotów gospodarczych, a więc ostatecznie na osłabienie akcji kredytowej i zahamowanie inwestycji.  W Europie ten proces może przybrać kształt katastrof budżetowych wielu państw (Włochy, Hiszpania i Polska). Nałożenie się na zjawisko kryzysu budżetowego spadków indeksów giełd amerykańskich stanie się przysłowiowym „dolaniem oliwy do ognia”. Zagadką jest to ile tej oliwy do europejskiego pożaru Amerykanie doleją?

Ponieważ kasandryczne scenariusze rozwoju wypadków na świecie są również analizowane, miejmy nadzieję, że Obama  nie dopuści do nałożenia się na siebie kryzysu finansowego z napięciami militarnymi spowodowanymi wycofaniem się wojsk amerykańskich z Afganistanu. Jeśli jednak w 2014 roku amerykański rząd postanowi zarówno zakręcić pompę wtłaczającą kasę w zabawy rynkowe  jak i pokazać swoje pacyfistyczne oblicze w Afganistanie, to świat znajdzie się w szklanej pułapce. Jedynie Bruce Willis będzie w stanie nas ochronić przed kataklizmem finansowym oraz humanitarnym. Czy więc Europę i USA czeka rozlew krwi w 2014 roku?

***
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”, „History and Philosophy of Logic”; uczestnik Seminarium filozoficznego w Paryżu, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej,  zorganizowanego pod patronatem Prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Prezydenta Francji Jacques’a Chirac’a; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute), od 2014 członek Honorary Associates Rationalist International.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz