środa, 28 września 2016

PiS - TAKTYKA WALKI

Oto linki do tekstów na temat PiS.


http://pl.blastingnews.com/felietony/2016/09/czy-macierewicz-kreuje-nowy-watek-w-polityczno-szpiegowskim-thrillerze-pt-smolensk-001130135.html

Czy w thrillerze smoleńskim dojdzie do zwrotu akcji?

Jeśli w powieści występują dłużyzny, prawdopodobieństwo, iż czytelnicy porzucą jej lekturę, wzrasta. Aby zablokować efekt znużenia, autorzy epickich powieści (szczególnie kryminalnych) stosują technikę zwrotu akcji. Macierewicz chyba zmierza w tym kierunku, gdyż od pewnego czasu już nie powtarza swoich zaklęć o zamachu na Lecha Kaczyńskiego, dokonanym przez Rosjan.
Skoro Rosjanie chcą współpracować z komisją Macierewicza przy wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej, to być może zamachu dokonał zupełnie ktoś inny. Kogo więc wybrać do spełnienia roli zamachowca w opowieści tak, aby jej lektura wśród obywateli przekładała się na świetny wynik wyborczy za trzy lata?

Kto mógłby dokonać zamachu smoleńskiego?

Wywiad chiński lub terroryści islamscy nie wchodzą w grę, gdyż opowieść smoleńska straciłaby swój martyrologiczny nastrój. Stałaby się thrillerem typu „Wejście smoka” czy opowieścią z serii „James Bond”. Dobrym kandydatem na nowego zamachowca byłaby grupa spiskowców, ulokowana w polskich siłach specjalnych, pracująca dla niemieckiej grupy interesu. Co mogłoby być motywem zamachu? 


Trudno jednak uwierzyć, że nowa gwiazda PiS tak maskowała się, aby nie ujawnić przed Jarosławem Kaczyńskim swojej radykalnej niechęci wobec kleru. Brudziński bowiem nie był błyskotliwą osobą. Nie był w stanie ukryć swoich emocji i strachu przed politycznym mentorem. W latach 90-tych #antyklerykalizm naszego bohatera był znacznie radykalniejszy niż moja ówczesna postawa w stosunku do społecznej roli Kościoła w Polsce. Być może jest to hak na Brudzińskiego w rękach szefa PiS.


Wodzowie promują konformistycznych klakierów w niebezpiecznych dla społeczeństwa celach. Klakierzy są ludźmi przeznaczonymi do wykonywania specjalnych zadań. CzyBrudziński jako wiceprezes PiS oraz wicemarszałek Sejmu ma być osobą, któraprzygotuje w 2017 roku akcję rozwiązania Sejmu? Czy Brudziński będzie koordynował realizację planu czystek personalnych w instytucjach publicznych naszego państwa?

Tradycja użycia dzieci w polityce sięga czasów starożytnych. We wspólczesnych kampaniach politycznych w Polsce dzieci nierzadko stanowiły narzędzie manipulowania tłumem. W wyborach prezydenckich w 1990 roku Stan Tymińskiwystępował podczas kampanii nader często w towarzystwie dzieci. Ostatnio narodowcy opublikowali w Internecie film, w którym dziecko nazywa Adama Michnika „zakłamaną świnią#Andrzej Duda wpisuje się również w taki styl uprawiania polityki, który dopuszcza manipulowanie elektoratem przy pomocy maleńkich dzieci.
Dzieci używa się  w polityce w celu ocieplenia własnego wizerunku, a także wtedy, gdy chce się zatuszować przed opinią publiczną jakieś niewygodne fakty, ktore mogłyby odcisnąć się w pamięci wyborców na wiele lat. Prezydent Duda nie przesłał naKongres Sędziów Polskich żadnego listu, mimo iż był on zapraszany do wzięcia udziału w nim. Sędziowie zarzucili Dudzie łamanie Konstytucji. Milczenie #PiS w kwestii bezprecedensowego zjazdu ponad tysiąca polskich sędziów, na którym padły poważne oskarżenia pod adresem obecnej władzy, odbiło się w mediach szerokim echem. PiS stworzył więc natychmiast happening pod tytułem „Tosia wraz z prezydentem Dudą szukają jej misia”, aby publika przestała zajmować się Kongresem Polskich Sędziów, a zaczęła rozmyślać o misiu Tosi.












niedziela, 25 września 2016

KTO WYMYŚLIŁ TOTALNY ZAKAZ ABORCJI W POLSCE? JAKIE SIŁY POLITYCZNE ZA TYM STOJĄ?

Oto linki do tekstów omawiających piswoski projekt totalnego zakazu aborcji w Polsce.

http://pl.blastingnews.com/polityka/2016/09/antyaborcja-w-sejmie-czy-kosciol-i-pis-chca-wywolac-rewolucje-seksualna-w-polsce-001136419.html




W krajach demokratycznych brutalne naruszanie żywotnych interesów określonych grup społecznych wyzwala bardzo ostre protesty, których efektem jest paraliż życia publicznego. /..../ Pomimo ostrej antypisowskiej kampanii w mediach, elektorat PiS nie kurczy się w jakiś istotny statystycznie sposób. Procedowanie tak brutalnego prawa antyaborcyjnego może jednak rozpocząć proces odwracania się od PiS części dotychczasowych zwolenników tej partii. Politycy PiS maja tego świadomość. Dlaczego więc uruchamiają szkodzącą ich partii kampanię? 




http://pl.blastingnews.com/felietony/2016/09/antyaborcja-ordo-iuris-i-amway-czy-sily-stojace-za-trumpem-chca-zdestabilizowac-polske-001139351.html

Sejm przegłosował do dalszego procedowania projekt ustawy antyaborcyjnej, opracowany przez Instytut na Rzecz Kultury Prawnej#Ordo Iuris. Instytucja ta działa w ramach globalnego think-tanku o nazwie Catholic Family & Human Rights Institute. /.../
Działalność Ordo Iuris jest wspomagana przez międzynarodową sieć prawników, skupionych wokół think-tanku Alliance Defending Freedom, utworzonego w USA w 1994 roku. Pierwotna nazwa tej organizacji brzmiała: Alliance Defending Fund. ADF otrzymuje milionowe wsparcie od Richard and Helen DeVos Foundation. /.../ Richard DeVos jest współtwórcą międzynarodowej sieci sprzedaży bezpośredniej#Amway, która działa również w Polsce. Teoretycy marketingu zarzucają tej sieci stosowanie psychomanipulacji. Amway jest często porównywany z sektami religijnymi. Magazyn „Forbes” umieszcza DeVosa na 205 pozycji najbogatszych ludzi na świecie.DeVos jest również członkiem bractwa Sigma Phi Epsilon, stowarzyszenia działającego na amerykańskich uniwersytetach, oskarżanego o promocję rasizmu. Wielu czołowych aktywistów tego bractwa było w ostatnich latach aresztowanych za pospolite przestępstwa: handel narkotykami, gwałty i przemoc.


Czy Ordo Iuris jest szpiegowską agendą?



NOWOCZESNA.PL OPOZYCJĄ WOBEC PIS

Oto linki do tekstów na temat Nowoczesnej.pl Ryszarda Petru



http://pl.blastingnews.com/polityka/2016/09/sondaze-cbos-i-ibris-nowoczesna-rosnie-jak-na-drozdzach-poparcie-dla-pis-kurczy-sie-001120295.html


W badaniu sierpniowym CBOS PiS uzyskał 41% poparcia przy 60% osób deklarujących udział w wyborach. Oznacza to, że w sierpniu na PiS zagłosowałoby 246 wyborców na każde 1000 obywateli. W sondażu wrześniowym chęć głosowania na PiS zadeklarowało 36% obywateli przy 66% osób deklarujących udział w wyborach. Oznacza to, że na każde 1000 dorosłych obywateli, 237 wyborców zaznaczyłoby PiSna kartach do głosowania. Analiza pokazuje, iż partia Kaczyńskiego straciła jedynie liche 3,8% swojego elektoratu.
W odniesieniu do Nowoczesnej, podobna analiza wskazuje na realny przełom w przestrzeni preferencji politycznych. W sierpniu na partię Ryszarda Petruzagłosowałoby 72 wyborców na każde 1000 obywateli, podczas gdy we wrześniu liczba ta wzrosła do wartości 106. Oznacza to, że pula osób popierających Nowoczesnąnapęczniała o 47%.




Fakt, iż homoseksualisci są dyskryminowani przez większość katolicką w naszym kraju nie usprawiedliwia jednak politycznego przyzwolenia na tak zwane parytety w przestrzeni publicznej z uwagi na orientację seksualną. Ich wprowadzenie byłoby właśnie społecznym faktem obnoszenia się z homoseksualizmem.




Wypowiedź Petru była taktyczna

Nowoczesna rośnie jak grzyby po deszczu. Ostatnie sondaże preferencji wyborczych wskazują na przełom w popieraniu partii Ryszarda Petru. Dlatego jego wypowiedź należy rozumieć jako odcięcie się od ultralewicowych środowisk, które zgodnie z ideologią postmodernizmu usiłują wyróżniać mniejszościowe style życia. Nowoczesnanie chce być postrzegana jako partia inkluzyjna, skoncentrowana na promocji mniejszości obyczajowych oraz religijnych. Wyraźne zdystansowanie się lideraNowoczesnej od lobby homoseksualnego ma na celu zasygnalizowanie wyborcom, że partia ta nie zamierza promować żadnego stylu życia, gdyż w jej programie figurujeliberalna zasada równości wszystkich obyczajowych modeli życia.




Afera reprywatyzacyjna

Oto linki do moich tekstów na temat afery reprywatyzacyjnej:


http://pl.blastingnews.com/polityka/2016/09/zabojstwo-w-kontekscie-afery-reprywatyzacyjnej-broniac-hgw-po-popelnia-samobojstwo-001108137.html

Na horyzoncie afery reprywatyzacyjnej figuruje domniemanie brutalnego zabójstwa

W marcu 2011 roku, w Lesie Kabackim znaleziono płonące zwłoki Jolanty Brzeskiej, która była aktywną działaczką Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Dzisiaj okazuje się, że była ofiarą złodziejskiej reprywatyzacji. Brzeska była lokatorką kamienicy, która została przejęta w nieuczciwy sposób. Ofiara prowadziła aktywną walkę z nowymi właścicielami kamienicy.
Śledztwo w sprawie śmierci Brzeskiej było prowadzone w kierunku wykazania samobójstwa. Biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych wykluczyli jednak z jej profilu osobowościowego skłonności samobójcze. W trakcie śledztwa pojawiły się wątki wskazujące jednak na zabójstwo działaczki ruchu lokatorskiego. Do dnia dzisiejszego śmierć Brzeskiej stanowi zagadkę kryminalną. Media sprawę z 2011 roku szybko wyciszyły.
/..../   
Dlaczego PiS milczy w kwestii powołania komisji sejmowej?
W jakim stopniu beneficjentem warszawskiej reprywatyzacji jest Kościół i jego funkcjonariusze? Media donoszą, iż rodzina abp Hosera wzbogaciła się dzięki reprywatyzacji co najmniej o 200 milionów złotych. Ile więc nieruchomości przejął Kościół i jego funkcjonariusze w ramach warszawskiej reprywatyzacji? Ile pieniędzy instytucje kościelne uzyskały  w ramach odszkodowań z tytułu zagarnięcia ich mienia na mocy dekretu Bieruta?
Czy do nieuczciwej reprywatyzacji dochodziło za rządów Lecha Kaczyńskiego w Warszawie? Blokując powołanie sejmowej komisji w sprawie warszawskiego przekrętu,PiS pokazuje, iż boi się, że światło dzienne ujrzą fakty, w które uwikłani są politycy obecnego obozu rządzącego?


Jak postawić Kaczyńskiego pod ścianą?

Jeśli #Nowoczesna.pl złoży wniosek o powołanie sejmowej komisji śledczej w sprawie warszawskiej reprywatyzacji, PiS zostanie zmuszone do opowiedzenia się, czy jest za, czy przeciw takiej inicjatywie. Jeśli Kaczyński zaakceptuje pomysł Nowoczesnej.pl, to wówczas wraz z Petru praktycznie całkowicie zdekonstruują Platformę Obywatelską. W efekcie takiej rozgrywki jedynym liczącym się rywalem PiS będzie Nowoczesna.pl, której wynik w najbliższych wyborach mógłby oscylować wokół 30% głosów.
Jeśli Kaczyński odrzuci ewentualny wniosek Nowoczesnej.pl, to media okrzykną go zwolennikiem tzw. „popisu” i politykiem, który chce przykryć fakt przekrętów. Antypisowskiej opozycji będzie wówczas łatwo skojarzyć złodziejską reprywatyzację zLechem Kaczyńskim. Jego mit, strategicznie implementowany w publiczną przestrzeń narracji politycznej, zacznie blaknąć. Budowane pomniki Lecha i Marii Kaczyńskich staną się cokołami, pod którymi sikają pieski.


Powiązania rosyjskie w aferze reprywatyzacyjnej

Kluczową postacią z rosyjskimi powiązaniami w reprywatyzacyjnym przekręcie jest Jacek Kotas, który wrządzie PiS w 2007 roku pełnił funkcję podsekretarza stanu w MON. Obecnie jest prezesem fundacji Narodowe Centrum Studiów Strategicznych, zajmującej się militarnym bezpieczeństwem Polski. Kotas stworzył koncepcję obrony terytorialnej, realizowanej przez Macierewicza, któremu „Gazeta Wyborcza” wielokrotnie zarzucała w tekstach Tomasza Piątka związki zrosyjskimi służbami specjalnymi.



Jak wynika z obywatelskiego śledztwa, Kotas jest ściśle związany z biznesmenemRobertem Szustkowskim, prowadzącym interesy w Szwajcarii i Rosji za pośrednictwem spółki Radius, która w 2012 roku przymierzała się do prywatyzacji Polskiego Holdingu Nieruchomości. Do transakcji nie doszło w wyniku interwencji polskich służb kontrwywiadowczych. Robert Szustkowski figuruje na stronierosyjskiej ambasady w Gambii jako dyplomata.
/.../

Dlaczego PiS nie chce komisji śledczej w sejmie?

Powołanie komisji śledczej w sprawie afery reprywatyzacyjnej ujawniłoby skalę infiltracji polskiej przestrzeni publicznej przez rosyjską agenturę. Wielu pisowskich dygnitarzy, na czele z Macierewiczem, jest osaczonych rozmaitymi relacjami biznesowo-towarzyskimi z sieci afery reprywatyzacyjnej, związanymi z rosyjską agenturą.






niedziela, 24 kwietnia 2016

W zerówkach - zamiast literek i cyferek, patriotyzm. O ideologiczności wychowania przedszkolnego

Tekst z dnia 12.09.2012 roku.


Polscy pedagodzy, specjaliści od edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej, opracowali w 2008 roku dokument nazwany Podstawą wychowania przedszkolnego. Dokument jest przejawem niezwykłej „choroby ideologicznej”.   Zgodnie z tym dokumentem, w klasie zerowej z pewnością nasze dzieci nie nabędą miłości do wiedzy, pędu do poznawania świata, skłonności do perfekcyjnego rozwiązywania zadań. Nasiąkną patriotyzmem, ludowością, grzecznością i dbałością o czystość. Dlatego potrzebujemy anty-pedagogicznej krucjaty !!!!

Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. W myśl tego przysłowia, to , czym nasiąkną nasze dzieci w klasach zerowych szkoły podstawowej, skutkuje  tym, co mogą osiągnąć w późniejszych fazach swojej edukacji. Jeśli dziecko za wiele nie nauczy się w zerówce, to również za wiele nie  nauczy się w późniejszych  latach swojego pobytu w szkole powszechnej.  Polscy pedagodzy, specjaliści od edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej, opracowali w 2008 roku dokument nazwany Podstawą wychowania przedszkolnego (http://bip.men.gov.pl/men_bip/akty_prawne/rozporzadzenie_20081223_zal_1.pdf), w którym zostały określone podstawowe cele edukacji w klasach zerowych.

W zacytowanym dokumencie jest wyszczególnionych 10 celów, które zostały sformułowane w sposób „anty- rozwojowy”.  Jedynie w pierwszym punkcie, autorzy jakoś rachitycznie stwierdzają, że celem wychowania przedszkolnego jest „wspomaganie dzieci w rozwijaniu uzdolnień”, a także rozwijanie umiejętności społecznych.  Czytając tekst, światły  rodzic odnosi wrażenie, że jego dziecko uczęszcza do zerówki nie po to, aby rozwinąć się intelektualnie, lecz po to, aby  uzyskać od nauczyciela wsparcie, pomoc czy radę w tym zakresie. O rozwoju dziecka, dokument mówi jedynie w odniesieniu do umiejętności społecznych oraz  umiejętności wypowiadania się poprzez muzykę, teatrzyk i malunki.   Sama szkoła zaś jest odpowiedzialna  jedynie za kształtowanie czynności intelektualnych, poczucia przynależności do grupy społecznej oraz postawy patriotycznej. Sześcioletnie dziecko, chodząc na zajęcia w zerówce,  ma więc ładnie malować, śpiewać, tańcować, bawić się z innymi dziećmi oraz prezentować postawę patriotyczną.

Dokument jest przejawem niezwykłej „choroby ideologicznej”.  Typowy, światły rodzic jest przede wszystkim zatroskany o rozwój intelektualny swojego dziecka; pragnie, aby jego pociecha bardzo dobrze  uczyła się i rozwijała rozmaite talenty. Zaakcentowanie w dokumencie kategorii kształtowania uzdolnień, a nie ich  rozwoju, wskazuje na to, że celem szkoły, u samego progu procesu edukacji, nie jest troska o osiąganie przez dzieci zdolności na najwyższym, osiągalnym dla nich poziomie. Rozwój zdolności u dziecka jest bowiem tym samym co ich kształtowanie na najwyższym, osiągalnym poziomie. W świetle podstawy programowej,  nauczyciel jest zwolniony z obowiązku dbania  o osiąganie przez dziecko perfekcyjnych wyników. Edukacja przedszkolna nie ma więc być zorientowana wynikowo – czyli nie ma kształtować perfekcjonistycznej postawy rozwiązywania zadań poznawczych (oczywiście dostosowanych do wieku dziecka i jego dojrzałości). Państwo polskie cedując cel rozwoju poznawczego dziecka na rodziców, nie zwalnia jednak siebie z obowiązku rozwijania postawy patriotycznej u sześciolatka. Sformułowanie tego celu wychowania przedszkolnego wywołuje dreszcz emocji historycznych. Pojęcie postawy patriotycznej może być rozmaicie rozumiane – zarówno w stylu faszystowskim, nacjonalistycznym jak i liberalnym. Z punktu widzenia  analizowanego dokumentu, rodzic mając obowiązek posyłania dziecka do klasy zerowej, jest zmuszany do poddawania swojej pociechy ideologicznej praktyce „prania mózgu”. Podczas nauki wierszyka „Kto Ty jesteś? Polak mały”,  rodzic-imigrant nie ma prawa zaprotestować, że jego dziecko jest narodowościowo dyskryminowane w szkole. W każdym razie, klimat polskiej zerówki jest obcy Ulicy Sezamkowej.  Przy odrobinie wyobraźni, można sobie pomyśleć, że intencja twórców podstawy programowej była motywowana takim oto obrazem lekcji w zerówce: dzieci uczą się patriotycznych wierszyków; śpiewają  „Jeszcze Polska nie zginęła”, „Hej, kto Polak na bagnety”; w ramach zajęć  wychowania fizycznego, ćwiczą umiejętność marszu, chodzenia w parach, czwórkach (być może co bardziej ambitni nauczyciele – wprowadzają elementy musztry wojskowej dla chłopców); pokazywanie literek, cyferek oraz ich kaligrafowanie jest zabronione; sześciolatki natomiast uzyskują sprawność w malunkach żołnierza polskiego (zgodnie z celem patriotycznym); uczą się wypowiadania poprzez formy teatralne, przygotowując przedstawienia patriotyczne. Taka karykatura programu nauczania w klasie zerowej jest jednak zgodna z podstawą programową. To właśnie wywołuje zgrozę. Już od najmłodszych lat, można dziecku wtłaczać mentalny schemat myślenia faszystowskiego.

Studiując efekty wychowania przedszkolnego, nakreślone w Podstawie programowej, doznajemy następnego szoku. Dziecko  po ukończeniu klasy zerowej ma, między innymi, być grzeczne,  przestrzegać reguł dorosłych, znać „zagrożenia płynące ze świata dorosłych”,  ma utrzymywać porządek w swoim otoczeniu,  wiedzieć, że nie należy  chwalić się bogactwem (tak, tak – to jest jeden z celów wychowawczych), budować zamki z  klocków, liczyć do dwóch, umieć zaśpiewać łatwe  piosenki ludowe, znać obrzędy ludowe ze swojego regionu.  Wymieniona lista efektów sugeruje nauczycielowi to, jaki „klimat emocjonalny” ma wzniecać podczas zajęć z  przedszkolakami. Na lekcjach ma być grzecznie; dzieci mają słuchać starszych; należy mówić o niebezpieczeństwach; napiętnować bogatych; mówić o obrzędach ludowych (czyli o pierwszej komunii, chodzeniu do kościoła i o procesjach religijnych – no, bo jakież to inne obrzędy ludowe dzieci mają poznać; obrzęd „człowieka-motyla” nie ma charakteru ludowego).

Jeśli jakiś rodzic myśli, że na lekcjach w klasie zerowej jego dziecko będzie poznawało literki i cyferki; że będzie rozwijało umiejętność posługiwania się pismem – podstawowym narzędziem poznawania świata, to niestety grubo się myli.   Polski przedszkolak ma przede wszystkim być grzeczny i patriotyczny, być konformistycznie podporządkowany regułom życia społecznego, być nastawionym na odczuwanie niebezpieczeństw, dbać o porządek wokół siebie, śpiewać pieśni ludowe i opowiadać o świętach ludowych (czyli kościelnych), a także ma nie lubić dzieci chwalących się bogactwem (na przykład – drogą lalką Barbie). Polski przedszkolak nie musi rozpoznawać liter i cyferek, nie musi ich kaligrafować; nie musi starać się  posiąść jak najszybciej umiejętności czytania.

W klasie zerowej z pewnością nasze dzieci nie nabędą miłości do wiedzy, pędu do poznawania świata, skłonności do perfekcyjnego rozwiązywania zadań. Nasiąkną patriotyzmem, ludowością, grzecznością i dbałością o czystość. W dorosłym życiu, po nasiąknięciu takimi wartościami za młodu, będą z pewnością doskonale sprzątać i myć gary w pubach europejskich stolic (nucąc ludowe i patriotyczne piosenki). Dlatego potrzebujemy anty-pedagogicznej krucjaty !!!!

W zaprezentowanym kontekście, słowa czołowego, współczesnego, polskiego pedagoga, prof. Bogusława Śliwerskiego są wstrząsające: Dzisiaj pedagog jest jednak kimś więcej - szeroko pojmowaną profesją społeczną wymagającą  przygotowania do podejmowania działania społecznego w tkance społecznej wobec trzech kategorii osób: zagrożonych wyłączeniem, wyłączanych i już wyłączonych (wykluczonych) z życia społecznego (http://www.boguslawsliwerski.pl/). Założeniem obowiązującego w naszym państwie  modelu edukacji wczesnoszkolnej jest zasada wyrównywania szans poprzez równanie dzieci do dna,  stojąca u podstaw dwóch ideologii: socjalizmu i katolicyzmu, agresywnie eliminujących z życia społecznego postawę indywidualizmu, wolności i inicjatywy działania oraz ambicję  poznawania świata.

Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”)

http://www.facebook.com/pages/Fan-Klub-Krysztofiaka/397324376997122

Polska specjalność naukowa: Miłość do zwierząt

Tekst z dnia 10.09.2012 roku.


Okazuje się, że najlepiej „idzie nam” naukowe uprawianie medycyny zwierząt, technicznie nazywanej weterynarią. Miłość do zwierząt jest więc naszym produktem eksportowym. W rankingu osiągnięć zajmujemy, według SCImago Lab (hiszpański ośrodek badań scjentometrycznych),  10 pozycję na świecie.

W jakich dziedzinach naukowych posiadamy wyniki na światowym poziomie?  Pytanie to jest ważne, gdyż odpowiedź na nie stanowi drogowskaz dla wszystkich młodych ludzi, którzy zastanawiają się nad wyborem studiów i swoją przyszłą karierą zawodową. Najlepiej więc jest wybrać takie studia, które nie są „ściemniane”, o których jakości decydują wykładający naukowcy o zweryfikowanym na świecie dorobku naukowym. 

Okazuje się, że najlepiej „idzie nam” naukowe uprawianie medycyny zwierząt, technicznie nazywanej weterynarią. Miłość do zwierząt jest więc naszym produktem eksportowym. W rankingu osiągnięć zajmujemy, według SCImago Lab (hiszpański ośrodek badań scjentometrycznych),  10 pozycję na świecie. Oto ranking (cyfra w nawiasie wskazuje  liczbę publikacji w międzynarodowych pismach w okresie od 1996 roku do 2010 roku):
  1. USA   (35208)
  2. Wielka Brytania (12 888)
  3. Indie (12147)
  4. Niemcy (10024)
  5. Brazylia (8066)
  6. Francja (6084)
  7. Kanada (6138)
  8. Turcja (5954)
  9. Japonia (5113)
  10. Polska (4934)
W rankingu z uwagi na ilość publikacji przypadającą na milion mieszkańców w jednostce czasu wypadamy jednak z pierwszej dziesiątki państw. Tu prym wiodą: Dania i Szwajcaria. Warto zwrócić uwagę na fakt, że Szwajcarzy znani są w Europie ze szczególnej  miłości do zwierząt (zob. http://www.thelocal.ch/page/view/1459;  http://www.tagesanzeiger.ch/leben/gesellschaft/Das-letzte-Tabu-/story/14724168 ). Szacuje się, że 275 tysięcy Helwetów brało udział w stosunkach seksualnych ze zwierzętami (należy jednak na tę cyfrę patrzeć z dużą dozą podejrzliwości). Jeśli chodzi o inne państwa, to szacunkowe dane na temat zoofilii nie zostały upowszechnione. W Polsce naukowcy-weterynarze produkują średnio 8.5 prestiżowego tekstu naukowego na rok w przeliczeniu na milion mieszkańców, podczas gdy Szwajcarzy i Duńczycy osiągają wynik ponad 27 prestiżowych tekstów na rok w przeliczeniu na milion mieszkańców. Różnica mierzona w procentach wynosi ponad 350%. Może to i dobrze, że jesteśmy w światowej czołówce, ale nie na samym szczycie rankingu.  

 Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”) 

http://www.facebook.com/pages/Fan-Klub-Krysztofiaka/397324376997122

 

Vivat Koalicja Postęp i Świeckość. Z okazji Marszu Świeckości dnia 15.09.2012

Tekst z 08.09.2012 roku.


W Europie nie potrzebujemy wypraw krzyżowych dla obrony Chrystusa, Allaha czy Jehowy. Absolutystycznie i aksjologicznie pojmowana religia jest narzędziem krwawych konfliktów, wywołujących okrutny ból egzystencji. Wierzę, że Koalicja Postęp i Świeckość, poprzez żart, zabawę, kpinę, wodewil, czasem ironię i poważny protest, uchroni nasz kraj przed imperializmem Kościoła Katolickiego w Polsce.

Radośnie i pełen optymizmu witam Koalicję Postęp i Świeckość. Walka o świeckość państwa polskiego i Europy, której jesteśmy obywatelami, przyczynia się do usuwania wszelkich religijnych przeszkód uniemożliwiających wszystkim Europejczykom kooperację i w konsekwencji - pomnażanie dobrobytu. Mamy jedno życie i chcemy je przyjemnie przeżyć. Nie chcemy bić się z innymi ludźmi w imię prefabrykowanych bytów absolutnych czy idealnych, które rzekomo stanowią warunek nieśmiertelności. W Europie nie potrzebujemy wypraw krzyżowych dla obrony Chrystusa, Allaha czy Jehowy. Absolutystycznie i aksjologicznie pojmowana religia jest narzędziem krwawych konfliktów, wywołujących okrutny ból egzystencji. Wierzę, że Koalicja Postęp i Świeckość, poprzez żart, zabawę, kpinę, wodewil, czasem ironię i poważny protest, uchroni nasz kraj przed imperializmem Kościoła Katolickiego w Polsce.

Zaprezentowana wyżej, nieco patetyczna inwokacja nie ma stanowić wyłącznie panegiryku na cześć obrońców rozdziału państwa od kościołów. U jej podstaw tkwi intelektualna inspiracja w postaci liberalnej koncepcji systemów religijnych i ich roli oraz miejsca w życiu społecznym państw.

Religie jako teksty kultury są obecne w dziejach ludzkości od jej zarania. Funkcjonują one w powszechnym systemie przekazu kulturowego i spełniają przede wszystkim funkcję generowania przepływów kapitałowych. Teksty religijne jako prefabrykaty złożone z semów kulturowych są produktem sprzedawanym ludziom na rynku idei. Religie są biznesem funkcjonującym na rynku wydawniczym, artystycznym czy w końcu politycznym. Są społeczeństwa, w których pewne religie są uprzywilejowane. Społeczeństwa takie mają charakter konfesyjny; łamie się w nich, na gruncie obowiązującego prawa, liberalną zasadę świeckości. Polska jest krajem konfesyjnym, gdyż katolicyzm jest traktowany na mocy prawa jako religia o wyróżnionej pozycji rynkowej. Katolicyzm funkcjonuje w naszym społeczeństwie jako monopol w klasycznym sensie ekonomicznym.

Dokument, który został podpisany ostatnio przez Episkopat Polski i Rosyjską Cerkiew, zaaprobowany przez rządzące gremia polityczne, można interpretować jako zmowę kartelową pomiędzy Kościołem Katolickim w Polsce oraz Kościołem Prawosławnym w Rosji. Takie kartele religijne zagrażają Europie; prowokują napięcia religijne pomiędzy Muzułmanami a społecznościami kartelu chrześcijańskiego. Nie tak dawno, w Jugosławii, byliśmy świadkami wojny religijnej – okrutnej tragedii zarówno wyznawców Allaha jak i Chrystusa. Współczesny dyskurs narodowo-katolicki, w wielu państwach naszej, europejskiej wspólnoty, niebezpiecznie przyswaja sobie idee faszystowskie, które w połowie XX wieku wywołały pożogę.

W aktywności Koalicji Postęp i Świeckość upatruję przede wszystkim działania zmierzającego do deregulacji rynku religijnego w Polsce. Tak jak Ameryce potrzebny był proces deregulacji rynku kapitałowego (zaordynowany przez Alana Greenspana), który przyspieszył ekonomiczny rozwój globu, tak Polska potrzebuje uwolnienia rynku religijnego. Należy więc, stosując prawo anty-monopolowe i anty-kartelowe, doprowadzić do urynkowienia kościołów w Polsce i spowodować ich przekształcenie w spółki akcyjne, notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych oraz odprowadzające standardowe podatki do Skarbu Państwa. Drugim ważnym elementem procesu deregulacji rynku religijnego jest wprowadzenie ułatwień biznesowych w zakładaniu własnych religii przez obywateli naszego kraju. Ułatwienia te powinny umożliwiać producentom nowych religii swobodne zbieranie funduszy (nie wymagające żadnej urzędowej zgody, lecz jedynie aktu rejestracji dla celów podatkowych). Oczywiście, prawo anty-monopolowe, obowiązujące w Unii Europejskiej, zakazuje dofinansowywania takich podmiotów z budżetu państwa. To zaś powinno skutkować eliminacją nauczania religii z systemu powszechnej edukacji. Ponieważ religia jest biznesem, którego celem jest pomnażanie zysku finansowego, powinna być traktowana na takich samych zasadach jak wszystkie inne biznesy. Dlatego też powinny zostać uruchomione fundusze unijne dla osób pragnących otworzyć swoją firmę produkcji tekstów religijnych – tak, jak artyści, informatycy czy behapowcy, tak też producenci religii, rozpoczynający działalność biznesową, również powinni otrzymywać dotacje na tych samych zasadach co przedstawiciele innych branż gospodarki.

Ponieważ ateizm, a także racjonalizm kulturowy stanowią formy religii światopoglądowej, na zderegulowanym rynku religijnym zaczną pojawiać się nowe kościoły: ateistyczne oraz racjonalistyczne. Mechanizmy konkurencji z pewnością spowodują to, że pewne religie będą bankrutować, a inne będą się rozwijać. Konkurencja wymusi rozwój; ten z kolei pobudzi dyskurs publiczny do bardziej wyrafinowanej debaty, co wpłynie na zmniejszenie się w Polsce funkcjonalnego analfabetyzmu. Ten zaś proces ożywi rynek kultury wysokiej, co skutkować będzie dynamizacją procesów kreacji wszelkich tekstów kultury; a w konsekwencji postępem mierzonym stopniem pluralizacji „oferty egzystencjalnej” obecnej w publicznym dyskursie.

Wojciech Krysztofiak (dr hab. prof. US)

Dodatkowa lektura:

http://kpis.pl/popieraja-nas/

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/644020,katastrofalna-kondycja-polskiej-pedagogiki.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/643887,beznadzieja-szkol-skutkiem-ideologicznosci-polskiej-pedagogiki.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/643672,czy-polskie-szkoly-sa-beznadziejne.

Pedagogika polska na tle Afryki

Tekst z dnia 06.09.2012 roku.


31-sze miejsce zajmowane przez Polskę w afrykańskim rankingu osiągnięć naukowych szkół wyższych w dyscyplinach pedagogicznych jest ze względów oczywistych skandalem. Wynik ten zawdzięczamy rozdrobnieniu ilościowemu szkół wyższych w Polsce. Ale nawet redukcja połowy z tych szkół poprawiłaby naszą pozycję jedynie do 25-go miejsca w Afryce. Nadal bylibyśmy gorsi od Etiopii (kraju targanego suszami i głodem), Sierra Leone (jeden z najbiedniejszych krajów świata), Rwandy (potarganej nie tak dawno krwawą rzezią domową) czy pustynnej Namibii.

Ponieważ polska pedagogika jest w sytuacji katastrofalnej, warto dokonać porównania efektów pracy rodzimych szkół wyższych, w zakresie dyscyplin pedagogicznych,  z wynikami uzyskiwanymi przez szkoły wyższe w poszczególnych państwach afrykańskich.  Okazuje się, że Polska zajmuje na kontynencie afrykańskim 31 pozycję w rankingu  produkcji tekstów  w światowych, prestiżowych, pedagogicznych czasopismach przypadających na przeciętną szkołę wyższą danego państwa.  Pierwsza cyfra, w rankingu poniżej,  oznacza liczbę wytworzonych artykułów naukowych z zakresu pedagogiki przez typową szkołę wyższą w danym państwie w   15-letnim oknie czasowym. Kolejna cyfra  (pierwsza w nawiasie) wskazuje na globalną produkcję tekstów pedagogicznych danego państwa w przeciągu piętnastu lat (od 1996 do 2010 roku). Trzecia cyfra oznacza liczbę szkół wyższych w danym państwie. Oto ranking:

1.Botswana 21.00 (105, 5)

2. Lesotho 13.00 (13, 1)

3. Erytrea 7.00 (7, 1)

4. Afryka Południowa 4.00 (100, 25)

5. Malawi 3.86 (27, 7)

6. Suazi 4.50 (9, 2)

7. Namibia 3.50 (14, 4)

8. Kenia 2.91 (128, 44)

9. Nigeria 2.16 (281, 130)

10. Uganda 2.12 (53, 25)

11. Zimbabwe 2.09 (23, 11)

12. Gambia 2.00 (2, 1)

13. Niger 2.00 (2, 1)

14. Ghana 1.82 (62, 34)

15. Mauritius 1.67 (10, 6)

16. Zambia 1.55 (14, 9)

17. Rwanda 1.28 (9, 7)

18. Tanzania 1.21 (40, 33)

19. Mozambik 1.00 (9, 9)

20. Sierra Leone 1.00 ( 2, 2)

21. Wybrzeże Kości Słoniowej 1.00 (3, 3)

22. Republika Środkowej Afryki 1.00 (1, 1)

23. Egipt 0.84  (48, 57)

24. Etiopia 0.73 (24, 33)

25. Senegal 0.62  (5, 8 )

26. Togo 0.50 (1, 1)

27. Burkina Faso 0.50 (2, 4)

28. Kamerun 0.43 (6, 14)

29. Algeria 0.36, (26, 72)

30. Tunezja 0.34 (19, 55)

31. Polska 0.33 (146, 448)

32. Republika Zielonego Przylądka 0.33 (1, 3)

33. Madagaskar 0.22  (2, 9)

34. Burundi 0.20 (1, 5)

35. Sudan 0.17 (7, 42)

36. Demokratyczna Republika Kongo 0.15 (2, 13)

37. Maroko 0.04 (4, 93)

38. Somalia 0.00  (0, 27)

39. Libia 0.00 (0, 16)

40. Angola 0.00 (0, 16)

41. Benin 0.00 (0, 8 )

42. Mauretania 0.00 (0, 3)

43. Liberia 0.00  (0, 3)

44. Czad 0.00 (0, 2)

45. Mali 0.00 (0, 2)

46. Gabon 0.00 (0, 1)

47. Seszele 0.00 (0, 1)

48. Gwinea Równikowa 0.00 (0, 1)

49. Dżibutti 0.00 (0, 1)

Zaprezentowany ranking pokazuje to, że losowo wybrana polska szkoła wyższa jest gorsza pod względem wartości naukowej publikowanych tekstów naukowych  od losowo wybranych szkół  w 30 krajach Afryki. Oznacza to, że w typowej szkole wyższej, działającej w Botswanie (tu pedagogika jest rozwijana na jednym z najwyższych na świecie poziomów), Kenii, Ugandzie, Senegalu czy Kamerunie, pedagodzy osiągają lepsze rezultaty naukowe niż te, które są osiągane w losowo wybranej szkole wyższej naszego kraju.

31-sze miejsce zajmowane przez Polskę w afrykańskim rankingu osiągnięć naukowych szkół wyższych w dyscyplinach pedagogicznych jest ze względów oczywistych skandalem. Wynik ten zawdzięczamy rozdrobnieniu ilościowemu szkół wyższych w Polsce. Ale nawet redukcja połowy z tych szkół poprawiłaby naszą pozycję jedynie do 25-go miejsca w Afryce. Nadal bylibyśmy gorsi od Etiopii (kraju targanego suszami i głodem), Sierra Leone (jeden z najbiedniejszych krajów świata), Rwandy (potarganej nie tak dawno krwawą rzezią domową) czy pustynnej Namibii.

W przeliczeniu na milion mieszkańców nasza produkcja naukowa (czyli wydajność naukowa) na tle rezultatów afrykańskich państw nie wygląda jednak najgorzej.  Dla piętnastoletniego okna czasowego taki ranking wydajności naukowej w obszarze badań pedagogicznych przedstawia się następująco:
  1. Botswana 50.8
  2. Mauritius 7.67
  3. Lesotho 6.75
  4. Suazi 6.75
  5. Namibia 6.52
  6. Polska 3.79
W porównaniu z Afryką, milion polaków produkuje więcej tekstów pedagogicznych spełniających standardy naukowości niż milion obywateli większości państw „czarnego lądu”. Jeśli jednak uświadomimy sobie, że w większości państw afrykańskich PKB per capita  jest wielokrotnie niższy niż w Polsce, to  ten nasz sukces w Afryce (siódme miejsce) staje się marny. W społeczeństwach tego kontynentu nie inwestuje się wymaganej ilości zasobów finansowych w rozwój nauki z racji biedy. Gdyby Afryka miała tyle pieniędzy, ile posiadają polscy przedstawiciele nauk pedagogicznych,  pobiłaby nas pod względem wydajności naukowej z kretesem.

Można  obliczyć wskaźnik lenistwa naukowego  pedagogów dla każdego państwa. Wyższy poziom zamożności danego społeczeństwa powinien skutkować wyższą wydajnością naukową. Znaczy to, że mając więcej pieniędzy, powinniśmy lepiej naukowo pracować. Okazuje się jednak, że wzrost zamożności społeczeństwa nie musi prowadzić do wzrostu jego wydajności naukowej. Mówiąc metaforycznie, czasami jest tak, że mając więcej pieniędzy, efektywniej nie pracujemy. Taką sytuację zwykle określamy jako lenistwo w pracy. Intuicyjnie mówiąc, wskaźnik lenistwa naukowego w danej dyscyplinie jest miarą bogactwa przypadającego na jednostkę wydajności naukowej w danej dyscyplinie.  Im niższy ów wskaźnik dla danego społeczeństwa w odniesieniu do określonej nauki, tym lenistwo naukowe jej reprezentantów jest niższe. Jeśli nie jesteśmy leniwi, to nie potrzebujemy wielkich bogactw, aby pracować wydajnie. Poziom bogactwa danego społeczeństwa mierzy się wartością PKB per capita. Zatem aby obliczyć wskaźnik lenistwa w danej dyscyplinie dla danego państwa, wystarczy podzielić wartość jego PKB per capita na wartość jego wydajności naukowej w tejże dyscyplinie. Tak otrzymana liczba dla dyscyplin pedagogicznych będzie wyrażała to,    jaki  jest  wymagany PKB per capita dla danego państwa wystarczający na to, aby milion obywateli w ciągu roku wyprodukowało jeden tekst naukowy z zakresu pedagogiki, który mógłby zostać opublikowany w którymś z ponad 500 prestiżowych czasopism naukowych. Oto obliczenia wskaźnika lenistwa naukowego pedagogów dla każdego państwa w Afryce:

1. Zimbabwe 3746

2. Lesotho 4355

3. Botswana 4729

4. Malawi 7818

5. Kenia 8730

6. Erytrea 9187

7. Niger 9637

8. Suazi 11782

9. Uganda 13170

10. Namibia 17123

11. Ghana 18135

12. Zambia 23014

13. Nigeria 23436

14. Tanzania 25250

15. Rwanda 26820

16. Gambia 27757

17. Mauritius 29321

18. Republika zielonego Przylądka 30361

19. Mozambik 36166

20. Sierra Leone 42450

21. Etiopia 54650

22. Senegal 62367

23. Republika Środkowej Afryki

24. Afryka Południowa 78121

25. Tunezja 78983

26. Polska 81336

27. Burundi 87857

28. Togo 89900

29. Kamerun 112850

30. Algeria 146660

31. Madagaskar 159000

32. Egipt 163500

33. Demokratyczna Republika Konga 174000

34. Burkina Faso 183250

35. Sudan 272600

36. Maroko 631500

Polscy pedagodzy są naukowo leniwi w stopniu porównywalnym z lenistwem naukowym pedagogów z Burundi, Togo i Tunezji. Uzyskana przez Polskę wartość parametru lenistwa naukowego w zakresie pedagogiki nie napawa optymizmem. Przy utrzymaniu obecnego poziomu życia w Polsce, osiągnięcie przyzwoitej wydajności naukowej w granicach 20 000 wymagałoby czterokrotnego (czyli o 400 %) poprawienia wydajności naukowej pedagogów. Z kolei wyniki dla państw afrykańskich są nadzwyczaj optymistyczne. Pomimo przejmującej biedy w tych krajach, afrykańscy pedagodzy pracują  efektywnie w stosunku do swojej zamożności, pracują relatywnie na podobnym poziomie jak większość ich europejskich kolegów.

Lenistwo naukowe jest powodowane czteroma czynnikami: lękiem przed publikacją wyników z uwagi na oczekiwaną stratę, brakiem kompetencji, brakiem narzędzi pracy oraz brakiem motywacji (brakiem oczekiwania na zysk). W wypadku pedagogiki, czynnik narzędziowy nie może być brany pod uwagę w Polsce, gdyż uprawianie tej dyscypliny naukowej wymaga kredy, tablicy i książek (na to nas stać). Polska nie jest krajem totalitarnym, więc publikowanie wyników naukowych w zachodnich czasopismach pedagogicznych nie skutkuje „kłopotami w pracy”.  Z drugiej strony ogrom „makulaturowego wytworu pedagogicznego” w Polsce jest zatrważający; więc nie można odmówić naszym pedagogom motywacji do pisania swoich dzieł naukowych. Pozostaje więc czynnik kompetencyjny – lenistwo polskich pedagogów jest powodowane  przez niski poziom ich kompetencji. Wydaje się, że o tym poziomie decyduje głównej mierze brak choćby biernej znajomości języków obcych, uniemożliwiający pedagogom obcowanie ze światowym dorobkiem naukowym, a w konsekwencji prowadzenie badań spełniających międzynarodowe standardy.

Przy wysokich wartościach wskaźnika lenistwa naukowego, świadczących o brakach kompetencyjnych w danej dyscyplinie, finansowe strategie sanacji (wzmacniające motywację w wytwarzaniu nauki) nie pomagają. W naszym wypadku wymagana jest likwidacja dotychczasowej  struktury administracyjnej polskiej pedagogiki. Następnie należy zorganizować strukturę umożliwiającą związanie badań kognitywistycznych (prowadzonych przez polskich logików i psychologów poznawczych) z pedagogicznymi.

Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”)

http://www.facebook.com/pages/Fan-Klub-Krysztofiaka/397324376997122

Felietony związane tematycznie:

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/644020,katastrofalna-kondycja-polskiej-pedagogiki.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/643672,czy-polskie-szkoly-sa-beznadziejne.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/643887,beznadzieja-szkol-skutkiem-ideologicznosci-polskiej-pedagogiki.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/639811,uniwersytety-polskie-naga-smutna-prawda.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/640735,lumpen-wyksztalcenie-w-polsce-na-tle-europy.html

Beznadzieja szkół skutkiem ideologiczności polskiej pedagogiki

Tekst z dnia 04.09.2012 roku.

Okazuje się, że polski profesor lub doktor pedagogiki jest w stanie napisać rocznie niespełna 70 słów tekstu naukowego w języku angielskim, który mógłby być przedmiotem oceny przez badaczy z innych krajów. 70 słów rocznie oznacza, że rodzimy „specjalista-naukowiec-pedagog” pisze tygodniowo około dwóch słów mających jakąś wartość naukową i pobiera średnią,   miesięczną pensję w wysokości 3500 złotych z jednej tylko szkoły.

W ostatnim tygodniu politycy wzywali społeczeństwo do zmiany systemu edukacji. PiS i SLD opowiadają się za likwidacją gimnazjów i powrotem do systemu z  ośmioletnią szkołą podstawową i czteroletnim liceum. Pomysł jest tak chory, jak chore są slogany wygłaszane przez obie partie polityczne. Rzecz jasna, nawoływania do likwidacji gimnazjów są podszyte chęcią kolejnego złupienia społeczeństwa. Każda bowiem reorganizacja systemu oświaty wymaga zatrudnienia ekspertów od programów nauczania, rozpisania konkursów,  napisania nowych podręczników i zlecenia pracy wydawcom. To zaś wymaga wydania kolejnych milionów z budżetu państwa dla pociotków księży (PiS) lub  dzieci i wnuków esbeków oraz peerelowskich generałów (SLD). Kryzys nadchodzi, więc trzeba znaleźć nowe źródło dochodów.

Bryndza edukacji powszechnej w naszym kraju nie jest powodowana systemem administracyjnym oświaty, lecz fatalnymi nauczycielami. Wróćmy więc do korzeni: dlaczego typowy maturzysta w naszym kraju nie umie liczyć oraz czytać ze zrozumieniem tekstów kultury? Odpowiedź:  nie nauczono go tych umiejętności w liceum. Dlaczego nauczyciele licealni nie są w stanie nauczyć młodego człowieka liczenia i czytania? Odpowiedź: bo „materiał”, który otrzymują z gimnazjów jest zdemoralizowany, ogłupiony i „autystyczny społecznie”. Efekt ten jest skutkiem stylu pracy nauczyciela z dzieckiem w szkole podstawowej. Bryndza edukacyjna jest więc ostatecznie powodowana fatalną kondycją nauczania wczesnoszkolnego. Wszystkiemu winni są więc nauczyciele klas I –III szkoły podstawowej, którzy nie są profesjonalnie przygotowani do pracy edukacyjnej  z dziećmi.

Aby móc pracować z dziećmi, nauczyciel musi posiadać dyplom ukończenia studiów w zakresie pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej (dawniej takie studia nazywano nauczaniem początkowym). Dzisiaj wystarczy posiadać licencjat, aby uzyskać pracę nauczycielki klas I -III w szkole podstawowej. Studia pedagogiczne są w Polsce kierunkiem obleganym; „produkujemy” w Europie najwięcej pedagogów w przeliczeniu na 1000 mieszkańców. Niemal każda szkoła wyższa, oferująca lumpen-wykształcenie, posiada w swojej ofercie jakiś  kierunek studiów pedagogicznych.

Przed Okrągłym Stołem w Polsce obowiązywała pedagogika marksistowska. Jej celem było stworzenie modelu socjalistycznego człowieka. Studenci pedagogiki musieli więc uczyć się marksizmu, psychologii marksistowskiej, dydaktyki marksistowskiej i innych dziwnych przedmiotów. Taki program studiów był  zaprojektowany w celu ukształtowania przyszłego nauczyciela jako wychowawcy wdrażającego w swojej pracy  wartości składające się na system etyki socjalistycznej, którego fundamentem aksjologicznym jest zasada kolektywizmu, wspólnotowości, anty-indywidualizmu, równości oraz skromności. Socjalistyczny uczeń musiał nauczyć się pracy w grupach, działania na rzecz interesu klasy, szkoły, ulicy i swojego miasta, nie wychodzenia przed przysłowiowy  szereg, traktowania wszystkich jako równych sobie i zapomnienia o swoim ego, swoich egoistycznych potrzebach oraz swojej prywatności. Kształtując socjalistyczne społeczeństwo, poprzez szkolne apele, czyny społeczne, skargi obywatelskie do władz, zbiórki harcerskie, uczestnictwo w pochodach i celebracjach składania wieńców pod pomnikami żołnierzy radzieckich oraz w zebraniach, a także poprzez ciche, spokojne, karne wykonywanie poleceń nauczyciela zarówno podczas lekcji jak i w domu, władza  komunistyczna prze ponad  czterdzieści lat formowała polską umysłowość, nazywaną w literaturze naukowej Homo Sovieticus. W takiej atmosferze nie mogła rozwijać się nowoczesna, pedagogiczna myśl naukowa. Nasi partyjni profesorowie, uczniowie Makarenki, Heliodora Muszyńskiego, B. Suchodolskiego czy W. Okonia, nie są do dnia dzisiejszego obecni na światowym rynku naukowym w dziedzinie pedagogiki. Nie publikują w prestiżowych, zachodnich czasopismach naukowych. W naukowym rankingu wytworzonych tekstów naukowych w latach 1996 - 2010, rodzimi specjaliści od edukacji napisali jedynie 146 tekstów opublikowanych w najważniejszych czasopismach pedagogicznych na świecie. Dla porównania, dane dla innych, wybranych krajów prezentują się następująco: Turcja (1886), Brazylia (1834), Grecja (712),  Malezja (386), Meksyk (354), Cypr (268), Kuba (242), Iran (178), Bułgaria (149).  W rankingu osiągnięć w zakresie dyscyplin pedagogicznych zajmujemy 44 pozycję na świecie; w przeliczeniu zaś na liczbę szkół wyższych jesteśmy w ogonie europejskiego rankingu. Skoro w naszym kraju jest  obecnie około 448 szkół wyższych, to w ciągu 15 lat każda szkoła wyższa działająca obecnie w naszym kraju osiągnęła wynik naukowy w postaci 0.3 dziesiątych artykułu z dziedziny pedagogiki, który nadaje się do pokazania światowej społeczności akademickiej. Jeszcze bardziej wstrząsające jest to, że polskie szkoły wyższe rocznie publikują średnio dwie setne (czyli 2%) tekstu pedagogicznego w ciągu roku (podziel 0.3 na 15 lat). Tragizm sytuacji jednak  ujawnia się dopiero wtedy, kiedy przeliczymy ostatni wynik na jednego pracownika naukowego w typowym instytucie pedagogiki jakiejkolwiek polskiej szkoły wyższej.  Okazuje się bowiem, że w standardowym instytucie pedagogiki jest zatrudnionych około 30 pracowników naukowych  (oszacowanie to nie obejmuje doktorantów; jest więc życzliwie zaniżone). Zwykle artykuł naukowy w dziedzinie pedagogiki, ukazujący się w poważnym czasopiśmie naukowym, zawiera około 10 tys. słów. Dysponując takimi danymi, można łatwo obliczyć to, ile rocznie, poważnych słów - nadających się do upowszechnienia na światowym rynku akademickim -  wytwarza typowy, polski naukowiec zajmujący się kwestiami edukacyjnymi. Wystarczy wykonać następujące obliczenie: 2% z 10000 podziel na 30. Okazuje się, że polski profesor lub doktor pedagogiki jest w stanie napisać rocznie niespełna 70 słów tekstu naukowego w języku angielskim, który mógłby być przedmiotem oceny przez badaczy z innych krajów. 70 słów rocznie oznacza, że rodzimy „specjalista-naukowiec-pedagog” pisze tygodniowo około dwóch słów mających jakąś wartość naukową i pobiera średnią, miesięczną pensję w wysokości 3500 złotych z jednej tylko szkoły.

Zaprezentowane dane ujawniają jeszcze głębszy tragizm beznadziei polskiej pedagogiki, gdy uświadomimy sobie wielkość „makulaturowej” produkcji wychowawców przyszłych nauczycieli. Otóż, „naukowcy-pedagodzy” należą do tych przedstawicieli branży akademickiej, którzy najwięcej publikują w rozmaitych materiałach pokonferencyjnych, skryptach, poradnikach i innych dziwnych wydawnictwach. Czego więc na studiach pedagogicznych może nauczyć się przyszły, polski nauczyciel, skoro jego tutor pisze tylko dwa wartościowe poznawczo słowa tygodniowo? Z pewnością absolwent studiów pedagogicznych dowie się „niezwykłej prawdy”, że start edukacyjny dziecka bezrobotnego jest gorszy od  startu dziecka dyrektora banku; że praca z dziećmi jest nadzwyczaj odpowiedzialna i do pracy nauczycielskiej trzeba mieć powołanie !!!

Czy istnieją jakieś szanse na poprawę kondycji polskiej pedagogiki? Nie, ponieważ po Okrągłym Stole  większość naszych profesorów pedagogiki zajmuje się „naukowo” aksjologicznymi, etycznymi i moralnymi aspektami wychowywania. Różnica między pedagogiką socjalistyczną a dzisiejszą polega na tym, że współcześnie nie wypada już cytować Marksa; trzeba zaś cytować Jana Pawła II-go i innych wybitnych przedstawicieli katolickiej nauki społecznej oraz katolickiej etyki.  W sytuacji, gdy światowa pedagogika jest uprawiana w kontekście psychologii poznawczej, logiki matematycznej oraz kognitywistyki i semiotyki, w Polsce preferuje się eschatologię pedagogiczną – modele wychowania ku śmierci, życiu wiecznemu i szczęściu na  tle  obrazka  Matki Boskiej Narodowej i jej dzieciątka. Ci pedagodzy, którzy nie uczęszczają do kościoła,  czują lęk przed tymi przemodlonymi; być może czytają po angielsku poważne artykuły naukowe. Czynią to jednak w zaciszu domowym, gdyż studentom tych lektur nie zadają do przestudiowania.

Byłbym pesymistą, gdybym nie zaprezentował jakiejś metody uzdrowienia sytuacji. Wymaga ona zastosowania techniki ostrego cięcia. Minister Edukacji we współpracy z Ministrem Nauki powinien zadekretować likwidację wszystkich, tradycyjnych instytutów pedagogiki w Polsce i nakazać ich przekształcenie w instytuty pedagogiki i kognitywistyki. Programy studiów pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej  powinny zostać obowiązkowo i rewolucyjnie zmodyfikowane. Przyszły nauczyciel klas I –III powinien uczyć się przede wszystkim psychologii poznawczej, logiki matematycznej, informatyki, kognitywistyki, epistemologii, semiotyki oraz umiejętności operowania artystycznymi gadżetami (pianino, baletki oraz pędzelek, nożyczki i farbki). Jeśli polska pedagogika nie zostanie przekształcona na pedagogikę poznawczą (kognitywną), to nasze dzieci będą jedynie nadawały się do mycia garów w pubach w Londynie, Barcelonie, a kto wie – może i w Ankarze.

Niech Kaczyński i Miller przestaną wtrącać się w poważne sprawy naszych pociech; zostawmy je wybitnym specjalistom od ludzkiego umysłu!

Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”)

http://www.facebook.com/pages/Fan-Klub-Krysztofiaka/397324376997122

Katastrofalna kondycja polskiej pedagogiki

Tekst z 04.09.2012 roku.

Polska, typowa szkoła wyższa jest lepsza w dziedzinie naukowego uprawiania pedagogiki jedynie od typowej szkoły wyższej w Gruzji, Rosji, Czarnogórze, na Białorusi, w Azerbejdżanie, Albanii, Mołdawii i na Ukrainie. W Izraelu na  publikację tekstu pedagogicznego, który spełnia międzynarodowe standardy naukowości, trzeba przeciętnie czekać w losowo wybranej szkole  jedynie 116 dni, podczas gdy w Polsce ponad 45 lat.  Jeden polski „pedagog-naukowiec” pisze pracę spełniającą międzynarodowe standardy akademickie w ciągu prawie 395 lat.

SCImago Lab, hiszpańska instytucja analiz scjentometrycznych, najbardziej prestiżowy ośrodek badawczy tego typu w Europie,  publikuje na swojej stronie internetowej rankingi osiągnięć naukowych wszystkich państw dla poszczególnych dyscyplin naukowych.[1] Prezentowane dane mają charakter ilościowy. Dotyczą ilości opublikowanych tekstów naukowych za lata 1996 – 2010 w najbardziej liczących się czasopismach naukowych na świecie dla każdej dyscypliny naukowej, a także – ilości cytowań artykułów naukowych.

W naszym kraju w mediach rozgorzała dyskusja na temat katastrofalnego stanu edukacji powszechnej. Politycy proponują „idiotyczne” sposoby administracyjnego uzdrowienia sytuacji (na przykład, likwidacja gimnazjów). Nikt jednak nie zauważa tego, że przyczyną tego stanu jest fatalny poziom przygotowania do zawodu polskich nauczycieli w klasach I – III. Potwierdzają to dane scjentometryczne, pokazujące jakość wytworu naukowego polskiej pedagogiki. Jeśli w szkołach wyższych uprawia się „pseudo-naukę pedagogiczną”, to nie można  dziwić się temu, że absolwenci pedagogicznych kierunków studiów nie nadają się do pracy w szkołach podstawowych. Powiedzenie: jaki nauczyciel, taki jego uczeń, maluje w sposób najbardziej adekwatny kondycję rodzimego szkolnictwa  na poziomie podstawowym.

Poniżej prezentuję europejski  ranking wyników naukowych w zakresie pedagogiki z uwagi na  liczbę opublikowanych tekstów naukowych przez przeciętną szkołę wyższą w danym kraju w oknie czasowym 15-tu lat (od 1996 do 2010), w 525 najbardziej prestiżowych czasopismach z zakresu dyscyplin pedagogicznych na świecie[2] Pierwsza cyfra informuje o tym, ile tekstów naukowych typowa szkoła wyższa opublikowała w danym kraju w przeciągu 15 lat, druga cyfra oznacza to, ile tekstów naukowych w zakresie pedagogiki „napisał dany kraj” w przeliczeniu na milion mieszkańców w okresie 15 lat, zaś  trzecia oznacza globalną produkcję tekstów pedagogicznych (obliczana w sztukach) w piętnastoletnim oknie czasowym danego kraju. Ostatnia cyfra oznacza to, ile czasu potrzebuje przeciętna szkoła w danym kraju na napisanie jednego artykułu w zakresie pedagogiki, który byłby publikowalny w którymś z prestiżowych czasopism.  Oto ranking:

1. Izrael 47.23, ( 209.85, 1606), 116 dni

2. Wielka Brytania 45.05, (231.38, 14101), 121 dni

3. Szwecja 20.56, (113.65, 1028), 266 dni

4. Finlandia 18.18, (169.65, 891), 301 dni

5. Cypr 15.76, (337.53, 268), 347 dni

6. Holandia 14.63, (130.13, 2166), 1 rok i 9 dni

7. Malta 13.00, (128.7, 52), 1 rok i 56 dni

8. Irlandia 12.49 (147.26, 612), 1 rok i 73 dni

9. Turcja 11.50, (26.64, 1886), 1 rok i 111 dni

10. Norwegia 11.12, (158.05, 734), 1 rok i 127 dni

11. Grecja 11.12, (66.40, 712), 1 rok i 127 dni

12. Hiszpania 8.39, (48.92, 1981), 1 rok i 288 dni

13. Belgia 6.87, (60.07, 625), 2 lata i 67 dni

14. Islandia 6.75, (177.6, 54), 2 lata i 81 dni

15. Niemcy 5.32, (26.31, 2167), 2 lata i 299 dni

16. Chorwacja 4.76 (26.49, 119), 3 lata i 55 dni

17. Estonia  4.06, (108.56, 142), 3 lata i 253 dni

18. Słowenia 3.95, (76.73, 154), 3 lata i 291 dni

19. Portugalia 3.65, (37.65, 402), 4 lata i 40 dni

20. Szwajcaria 3.52, (49.72, 377), 4 lata i 95 dni

21. Luksemburg 3.50, (28.81, 14), 4 lata i 104 dni

22. Włochy 3.50, (12.76, 742), 4 lata i 104 dni

23. Dania 3.22, (52.87, 290), 4 lata i 240 dni

24. Serbia 2.95, (11.59, 118), 5 lat i 31 dni

25. Austria 2.64, (24.74, 203), 5 lat i 249 dni

26. Bułgaria 2.57, (20.51, 149), 5 lat i 305 dni

27. Słowacja 2.18, (13.20, 72), 6 lat i 321 dni

28. Litwa 1.94, (25.53, 91), 7 lat i 267 dni

29. Francja 1.54, (15.38, 956), 9 lat i 270 dni

30. Węgry 1.35, (10.37, 103), 11 lat i 40 dni

31. Macedonia 1.06, (9.22, 19), 14 lat i 55 dni

32. Bośnia i Hercegowina 1.00 (16.12, 74), 15 lat

33. Czechy 0.99, (8.02, 82), 15 lat i 55 dni

34. Łotwa 0.71, (18.26, 41), 21 lat i 46 dni

35. Rumunia 0.56, (2.79, 62), 26 lat i 287 dni

36. Armenia 0.50, (4.29, 14), 30 lat

37. Polska 0.33, (3.79, 146), 45 lat i 166 dni

38. Gruzja 0.32, (4.75, 22), 46 lat i 319 dni

39. Rosja 0.17, (1.18, 180), 88 lat i 86 dni

40. Czarnogóra 0.17, (1.47, 1), 88 lat i 86 dni

41. Białoruś 0.16, (0.82, 8), 93 lata i 274 dni

42. Azerbejdżan 0.13 (0.54, 5), 115 lat i 140 dni

43. Albania 0.11, (1.10, 4), 136 lat i 133 dni

44. Ukraina 0.09, (0.61, 28), 166 lat i 243 dni

45. Mołdawia 0.04, (0.23, 1), 375 lat

46. Liechtenstein 0.00

47. Wyspy Owcze 0.00

48. Monako 0.00

49. San Marino 0.00

50. Andora 0.00

Bez wątpienia zaprezentowany ranking jest wstrząsający. Polska, typowa szkoła wyższa jest lepsza w dziedzinie naukowego uprawiania pedagogiki jedynie od typowej szkoły wyższej w Gruzji, Rosji, Czarnogórze, na Białorusi, w Azerbejdżanie, Albanii, Mołdawii i na Ukrainie. Porównując Polskę na przykład z liderem rankingu, czyli typową szkołą wyższą w Izraelu, musimy dojść do nadzwyczaj przykrego dla nas wniosku.  W Izraelu na  publikację tekstu pedagogicznego, który spełnia międzynarodowe standardy naukowości, trzeba przeciętnie czekać w losowo wybranej szkole  jedynie 116 dni, podczas gdy w Polsce ponad 45 lat.

W Polsce jest obecnie  zarejestrowanych ze stopniem doktora 3882 naukowców pracujących w dyscyplinach pedagogicznych. Osoby te w 15-letnim oknie czasowym opublikowały 146 artykułów naukowych, spełniających międzynarodowe standardy akademickie. Postaram się wyręczyć p. Minister Edukacji Narodowej i odrobić zadanie domowe: Ile lat potrzebuje przeciętny, polski „pedagog-naukowiec” na napisanie artykułu naukowego, spełniającego akademickie, międzynarodowe standardy naukowości (zadanie które powinien umieć rozwiązać każdy gimnazjalista)? Oto rozwiązanie: Skoro w ciągu piętnastu lat 3882 osoby napisały 146 tekstów naukowych, to jedna osoba w tym okresie napisała 0.038 pracy naukowej  (stosujemy algorytm proporcji). Skoro  jedna osoba pisze 0.038 artykułu naukowego w ciągu 15 lat, to jeden polski „pedagog-naukowiec” pisze pracę spełniającą międzynarodowe standardy akademickie w ciągu prawie 395 lat (stosujemy kolejny raz algorytm proporcji). Dla porównania przeciętnemu polskiemu logikowi napisanie jednej przyzwoitej pracy zajmuje niespełna 12 lat.  Ponieważ średnia życia wynosi poniżej 100 lat, wnioskujemy, że prawdopodobieństwo napisania poważnego artykułu naukowego przez typowego, polskiego „pedagoga-naukowca” jest bliskie 0%. To jest katastrofa. A dla naszych dzieci tragedia.

Będę Stańczykiem!!!  Apeluję do p.  Minister Edukacji Narodowej.  Na Pani ciąży obowiązek ratowania polskiej oświaty – w tym wypadku likwidacji instytutów pedagogiki w większości szkół wyższych w Polsce. Na ministrze, który nie dokona rewolucyjnych zmian w instytutach, katedrach i  pracowniach pedagogicznych w naszych szkołach wyższych, będzie ciążył zarzut zdrady stanu, gdyż polska edukacja jest mordowana. Dane są nazbyt jednoznaczne, żeby z nimi dyskutować. Utrzymywanie obecnego stanu rzeczy jest zbrodnią przeciwko obecnym i przyszłym pokoleniom obywateli naszego państwa.

Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”)

http://www.facebook.com/pages/Fan-Klub-Krysztofiaka/397324376997122

W następnym felietonie będę omawiał kondycję polskiej pedagogiki na tle afrykańskich  osiągnięć w tej dyscyplinie, w szczególności w odniesieniu do krajów biednych i targanych wojnami.


[1] Zob.  http://www.scimagojr.com/journalsearch.php

[2]Zob. listę czasopism: http://www.scimagojr.com/journalrank.php?category=3304&area=3300&year=2011&country=&order=sjr&min=0&min_type=cd

Felietony związane tematycznie:

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/643672,czy-polskie-szkoly-sa-beznadziejne.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/643887,beznadzieja-szkol-skutkiem-ideologicznosci-polskiej-pedagogiki.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/639811,uniwersytety-polskie-naga-smutna-prawda.html

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/spoleczenstwo/640735,lumpen-wyksztalcenie-w-polsce-na-tle-europy.html

Czy polskie szkoły są beznadziejne?

Tekst z 01.09.2012 roku.


Rodzice nie są w stanie zaszczepić  swoim dzieciom wartości wiedzy i nauki, gdyż są funkcjonalnymi analfabetami. Nauczyciele nie są w stanie zaszczepić swoim uczniom ambicji  zrozumienia świata (poprzez czytanie, dyskutowanie i refleksję), gdyż są fatalni. Funkcją księży i polityków jest z kolei indoktrynowanie  młodych ludzi w celu uzyskania poparcia politycznego oraz zapełnienia tacy podczas niedzielnej mszy. Jaka  wyłania się więc strategia sanacji polskiej szkoły? Moja recepta jest rewolucyjna.

„Gazeta Wyborcza, zaprasza (30.08.2012),  słowami nauczycielki J. Szymuli, do dyskusji o kondycji polskiej szkoły.  W diagnozie znajdujemy stwierdzenia, że za beznadziejność szkoły odpowiadają: testomania, bożek Internetu,  brak filozofii i etyki oraz działalność Ministerstwa Edukacji Narodowej. Autorka diagnozy wzywa do „porządnego protestu”.

Jako osoba o nadzwyczaj szerokim doświadczeniu zawodowym w obszarze edukacji (dwa lata pracy w szkołach podstawowych, rok w szkole licealnej, rok w przedszkolu i prawie dwadzieścia pięć lat w co najmniej trzech szkołach wyższych), upoważniam siebie do kategorycznego stwierdzenia: w żadnym punkcie swojej diagnozy,  J. Szymula nie ma racji. Polska szkoła powszechna  jest fatalna wyłącznie z dwóch powodów: kondycji nauczycieli i lumpen-wykształcenia większości rodziców.

System testowy sprawdzania kompetencji edukacyjnych naszych pociech jest jedynym, w miarę zobiektywizowanym sposobem oceniania uczniów na każdym etapie ich edukacji. System ten jest stosowany prawie w każdym, wysokorozwiniętym państwie; w szczególności - w krajach, które wiodą prym w rankingach edukacyjnych (Finlandia, Wielka Brytania, Izrael, Austria, Szwajcaria i inne). Testy rozwiązywane przez uczniów każdego roku obnażają przykrą prawdę: szkoły podstawowe, gimnazja i licea źle przygotowują nasze dzieci do rozwiązywania testów egzaminacyjnych. Winę za to ponoszą w głównej mierze nauczyciele, a wtórnie rodzice.

W naszym kraju, niemal w każdym większym mieście, funkcjonują szkoły elitarne: podstawówki, gimnazja i licea. Uczniowie tych szkół zdobywają w swoich regionach wysokie pozycje w konkursach i olimpiadach przedmiotowych. Wyśmienitymi i chyba jednymi z najlepszych na świecie szkół licealnych są: LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni, LO im. Polonii Belgijskiej we Wrocławiu i sławne LO nr XIII w Szczecinie (najlepsza olimpijska szkoła w Polsce). Z pewnością  lista prestiżowych szkół licealnych w Polsce jest dłuższa. Można ją poszerzyć o szkoły przyzwoite, których absolwenci dostają się na studia w najbardziej  prestiżowych uniwersytetach w Polsce.  Pod patronatem bardzo dobrych i dobrych szkół najczęściej funkcjonują równie dobre gimnazja. Jeśli więc wymienione szkoły świetnie funkcjonują w ramach państwowego systemu edukacyjnego, czego rezultatem są wysokie wyniki ich absolwentów w testach kompetencyjnych oraz na maturze, zatem system testowy  działa i z pewnością nie jest fatalny. W szkołach, w których uczniowie osiągają słabe wyniki, pracują po prostu  beznadziejni nauczyciele. O ich beznadziei świadczy to, że zamiast uczyć młodzież, przystosowują ją do „kretyńskich” umiejętności rozwiązywania testów. Zwykle jest tak, że dobry nauczyciel matematyki na lekcjach rozwiązuje z uczniami trudne zadania (w szczególności: konstrukcyjne oraz na dowodzenie), konsekwentnie rozlicza z postępów w nauce  i sprawdza znajomość wzorów. W żadnym wypadku nie przygotowuje uczniów do sprawnego rozwiązywania testów, uczy natomiast swoich uczniów myślenia dedukcyjnego. Podobnie, dobry nauczyciel języka polskiego uczy umiejętności posługiwania się językiem (streszczania wykładu, tworzenia notatek z lekcji, pisania listów, esejów, konceptualizowania zjawisk językowych, prowadzenia dyskusji, analizowania tekstów kultury) oraz pilnuje czy młody człowiek przeczytał lekturę i jest w stanie o niej porozmawiać. To samo dotyczy innych przedmiotów szkolnych. Jeśli uczeń jest wystarczająco inteligentny, to jest w stanie uzyskać z testu kompetencyjnego, bez specjalnego uczenia się rozwiązywania szablonów testowych, wynik w przybliżeniu 85%  (wiem to z doświadczenia moich dzieci). Każdego roku mam możność obcowania z wybitną  młodzieżą szkół licealnych Zachodniopomorskiego. Z jej wypowiedzi wynika, że w najlepszych szkołach licealnych województwa, rzadkością jest  prowadzenie lekcji techniką „debilnego wypełniania szablonów testowych”. Jeśli więc J. Szymula narzeka, że jest zmuszana do  „kretynizmu testowego” w swojej pracy zawodowej, to ja mam prawo postawić pytanie: czy ta Pani nie pomyliła się ze swoją misją życiową? Jeśli nauczyciel nie jest w stanie przygotować młodego człowieka (tego, który CHCE) do zdania matury lub testu kompetencyjnego na przyzwoitym poziomie, posiłkując się jedynie standardowymi technikami nauczania (wykład, dyskusja, zadanie, odpytanie), to znaczy, że nie umie on solidnie i sumiennie wywiązywać się ze swoich obowiązków zawodowych.

Badania wyników osiąganych przez naszych uczniów na tle Europy, wskazują, że w rankingu edukacyjnym nie jesteśmy nawet w środku (ale też nie jesteśmy w ogonie). Oznacza to, że większość szkół powszechnych w naszym kraju  zatrudnia fatalnych nauczycieli. Rzecz jasna, łatwizną byłoby „zwalanie winy wyłącznie na belfrów”. Czynnikiem najbardziej determinującym „przysłowiowe dno” polskiej, powszechnej edukacji jest brak woli i nastawienia do pozyskiwania wiedzy przez uczniów. W porównaniu z większością krajów OECD, Polska znajduje się w ogonie rankingu preferencji takich wartości, jak: wiedza, nauka i technologia. Polacy interesują się przede wszystkim zdrowiem, szczęściem, rodziną i Bogiem. Anty-scjentystyczna atmosfera, którą oddychamy codziennie, skutkuje tym, że jesteśmy funkcjonalnymi analfabetami. Młody człowiek wychowując się w takim klimacie aksjologicznym, w naturalny sposób przyswaja sobie, że nie warto czytać książek, że nie warto uczyć się matematyki, że nie warto mieć ambicji edukacyjnych; a zamiast pochłaniania wiedzy, ciekawsze są gry komputerowe, filmy typu „goń, bij i zabij” oraz zdrowie, szczęście i życie wieczne.

Rodzice nie są w stanie zaszczepić  swoim dzieciom wartości wiedzy i nauki, gdyż są funkcjonalnymi analfabetami. Nauczyciele nie są w stanie zaszczepić swoim uczniom ambicji  zrozumienia świata (poprzez czytanie, dyskutowanie i refleksję), gdyż są fatalni. Funkcją księży i polityków jest z kolei indoktrynowanie  młodych ludzi w celu uzyskania poparcia politycznego oraz zapełnienia tacy podczas niedzielnej mszy. Jaka  wyłania się więc strategia sanacji polskiej szkoły? Moja recepta jest rewolucyjna.

Młody człowieku!!! Jeśli naprawdę chcesz coś osiągnąć w życiu, przestań myśleć o swoim zdrowiu, urodzie i życiu wiecznym. Zacznij czytać książki, lektury i odrabiać  prace domowe. Wyrzuć telewizor do śmietnika, żeby nie wysłuchiwać „skretyniałych polityków”. Zmuś  rodziców do czytania  poważnych gazet (na początek wystarczy: „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”, „Polityka”, „Perspektywy” ) i dyskutowania z Tobą niektórych tematów. Zrezygnuj z lekcji religii,  a w zamian - poproś  szkołę o lekcję dodatkowej matematyki. Napisz apel do Ministerstwa Edukacji Narodowej z prośbą o wyrzucenie z Twojej szkoły tych  nauczycieli, którzy stawiają wszystkim uczniom oceny  bardzo dobre lub dobre. Jeśli w Twojej szkole pracuje nauczyciel, który upodobał sobie „łabędzia”, to zwróć na niego uwagę – on chce, żeby Tobie się coś chciało od życia.  Jeśli odrobisz tę pracę domową, którą wyżej Ci zadałem, znajdź sobie pasję – filozofię, literaturę piękną, chemię, matematykę, fizykę a nawet sport. Postaraj się być w czymś mistrzem, przynajmniej swojej szkoły.

Wracając do apelu J. Szymuli, warto zaprotestować w swoich szkołach przed serwilistycznie, względem Kościoła Katolickiego, nastawionymi dyrektorami oraz przed fatalnymi nauczycielami manifestującymi funkcjonalny analfabetyzm. Polskim szkołom potrzebna jest bowiem „porządna czystka”.

***



Wojciech Krysztofiak – kandydat do Parlamentu Europejskiego z listy wyborczej „Europa Plus-Twój Ruch”;  Lista Nr 5 (Nr 9 na liście);   okręg obejmujący województwa: Zachodniopomorskie i Lubuskie

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/684997,krysztofiak-do-parlamentu-europejskiego.html

http://www.youtube.com/watch?v=U0rsqznWj88

Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w czasopismach Listy Filadelfijskiej: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”, „History and Philosophy of Logic”, „Foundations  of Science”; uczestnik Seminarium filozoficznego w Paryżu, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej,  zorganizowanego pod patronatem Prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Prezydenta Francji Jacques’a Chirac’a; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute), od 2014 członek Honorary Associates Rationalist International.

http://us7.campaign-archive2.com/?u=2dd8e0abe210969b19816464a&id=8d088daea2

http://wojciechkrysztofiakblog.wordpress.com/bibliografia/

http://philpapers.org/s/Wojciech%20Krysztofiak