wtorek, 21 listopada 2017

PIS REALIZUJE INTERESY FINANSOWE BOGACZY, ZWALNIAJĄC ICH PONADPRZECIĘTNE DOCHODY Z PODATKU ZUS

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Rafalskiej planowało od 2018 roku wprowadzić zmiany w systemie podatkowym, polegające na zniesieniu tzw. limitu podatku ZUS. Według doniesień portalu Money.pl, pisowski rząd chce zrezygnować z tego planu, którego realizacja przyczyniłaby się do zmniejszenia nierówności podatkowych w Polsce. Obecnie w naszym kraju najbiedniejsi obywatele, osiągający dochody w granicach (+20, -20) 67% średniego wynagrodzenia brutto, płacą najwyższe relatywnie podatki wśród państw OECD (określanych mianem „cywilizowanych”).


Komu PiS „robi dobrze”? Odpowiedź: sobie !

Od 1999 roku obowiązuje rozwiązanie premiujące najbogatszych obywateli naszego państwa, polegające na tym, że przestają oni płacić podatek ZUS od rocznych dochodów brutto przekraczających 30-krotność średniego wynagrodzenia brutto w danym roku. Jeśli podatnik osiągnął w 2017 roku przychód wyższy niż około 128 tysięcy złotych przychodu brutto z tytułu umowy o pracę (bez nagród, odszkodowań, itd.), to od każdej kwoty wyższej niż limit, podatnik przestaje płacić podatek ZUS. W ten sposób jego dochód netto wzrasta o około 10% od przychodu brutto powyżej kwoty limitu.

Jeśli podatnik zarabia miesięcznie powyżej 10700 złotych brutto (około 7500 złotych netto), to od dochodów powyżej tej kwoty przestaje płacić około 10% podatku ZUS – maksimum 82% kwoty z tych pieniędzy zostaje u niego w kieszeni (musi zapłacić 18% lub 32% podatku dochodowego). Łatwo obliczyć, iż polski bogacz zarabiający powyżej 7500 złotych netto od każdego zarobionego tysiąca złotych powyżej kwoty 7500 złotych płaci mniejszy podatek o około 80 złotych w porównaniu np. z nauczycielem, którego miesięczne zarobki brutto wynoszą 3000 złotych.

W 2017 roku liczba obywateli zarabiających powyżej 7500 złotych netto miesięcznie jest szacowana na około 350 tysięcy. Liczba ta obejmuje przede wszystkim funkcjonariuszy partyjnych PiS, pracujących na lukratywnych posadach w spółkach Skarbu Państwa oraz instytucjach państwowych lub samorządowych.

Marta Kaczyńska odsłania masturbację jako uzależnienie

Rezygnację pisowskiego rządu ze zniesienia limitu składki ZUS można opisać metaforycznie jako akt masturbacji (robienia sobie dobrze). Oczywiście, w tym sensie Platforma Obywatelska również masturbowała się. Rafalska jako „katoliczka lepszego sortu” nie chce posłuchać ostrzeżeń Marty Kaczyńskiej, która zaapelowała do publiczności o totalną walkę z nałogiem masturbacyjnym. W Biblii jednak jest powiedziane, iż Onan zgrzeszył (dlatego Bóg zgładził go). Pisowski rząd puszcza więc oko do swoich funkcjonariuszy i za prawdę powiada im: „walcie esesmana po kasku - Bóg Wam wynagrodzi”.

Alegoria pisowskiego funkcjonariusza po akcie fiskalnej masturbacji

W studenckim slangu męski akt masturbacyjny jest opisywany rozmaitymi frazami. Oto dwie z nich: „walić Niemca po kasku” oraz „walić esesmana po kasku”. Pierwszy frazeologizm może wzbudzać skojarzenia dotyczące nienawiści na tle etniczny. Drugi pod tym względem jest całkowicie bezpieczny.

Przywołane frazy z języka akademickich imprez posiadają wyraźne intertekstualne odniesienia do obecnej polityki historycznej PiS. Wszak nieobrzezany penis we wzwodzie przypomina bohaterów w hełmach z takich kultowych filmów, jak „Stawka większa niż życie” czy „Siedemnaście mgnień wiosny”. Od kilku miesięcy Kaczyński ze swoimi akolitami w Sejmie nieustannie walą po „nieohełmionej głowie” Angelę Merkel, domagając się odszkodowań za mordy na milionach obywateli Polski (Żydach i Polakach), jakich dopuścili się niemieccy mężczyźni w hełmach.

Podobny obraz
Otto Skorzeny: esesman w hełmie przypominający penisa we wzwodzie

Puenta

Według szacunków finansistów, zniesienie limitu składki ZUS przyniosłoby budżetowi około 5 miliardów złotych. Wykonując proste obliczenia, oznacza to, że około 350 tys. osób w Polsce osiąga  przeciętnie dochody powyżej 20 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Co najmniej 50% z nich stanowią pisowscy funkcjonariusze zasiadający w państwowych spółkach i instytucjach – rozmaici Misiewicze. 

Żenujące jest to, że zarabiając 20 tysięcy złotych miesięcznie, politycy jeszcze chcą dla siebie uszczknąć osiemset złotych. To pokazuje ich patologiczną pazerność. Nie można więc dziwić się temu, że w sposób obrzydliwy żrą się między sobą o dostęp do koryta. Ludziom zaś wmawia się, iż obniżenie bogaczom-politykom podatku ZUS ma służyć temu, żeby nie otrzymywali na starość nazbyt wysokich emerytur. Co mają powiedzieć współcześni emeryci, którzy otrzymują podwyżkę swojego ochłapu emerytalnego w wysokości 20 złotych? 

 ***

Wojciech Krysztofiak - autor prac naukowych w czasopismach : „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”, „History and Philosophy of Logic”, „Foundations of Science”; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute; członek The Rationalist International  

***
Tekst nie został napisany z intencją szerzenia populizmu. Jego celem jest pokazanie czytelnikowi patologicznego i turpistycznego cynizmu naszych polityków wywodzących się z dowolnej partii. Zwykłych ludzi karmią polityką historyczną i tematem masturbacji, a sobie wypłacają dodatkową kasę w wysokości 800 złotych miesięcznie przy zarobkach 20 tysięcy złotych na miesiąc.           

     

   



1 komentarz: