wtorek, 20 lutego 2018

WOJNA NA UKRAINIE W INTERESIE BANKIERÓW: NA MARGINESIE SZCZYTU NATO. CZY OBAMA I PUTIN SĄ W ZMOWIE?

TEKST  Z  DNIA  07.09.2014  ROKU
Od jesieni 2013 roku, a więc od momentu rozpoczęcia się konfliktu ukraińskiego, kontrakty terminowe na ropę, miedź, aluminium oraz nikiel przestały spadać. Od 2014 roku  obserwujemy nawet 10% odbicie wielu cen surowców. Czy ta korelacja jest przypadkowa? Największymi graczami na międzynarodowych rynkach finansowych są grupy kapitałowe z USA, Rosji i Chin.  Wzrost cen aktywów surowcowych jest właśnie w interesie tych grup. Czy więc wywołanie globalnego lęku  wojną ukraińską jest efektem zmowy kluczowych, światowych bankierów i polityków, którzy rozdają karty?
Szczyt NATO zakończył się sprzecznymi logicznie ustaleniami. Dyskutowano nad konfliktem rosyjsko-ukraińskim oraz działaniami tak zwanego Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii. Według oficjalnych komunikatów, atak Rosji na Ukrainę nie jest realną wojną, podczas gdy obcinanie głów zachodnim dziennikarzom stanowi zagrożenie dla światowego bezpieczeństwa. Europejska publiczność może poczuć szok z powodu takiego zdefiniowania zagrożeń dla świata. W końcu „obcięcie kilku głów” za pomocą maczet nie jest tym samym, co bombardowanie miast pociskami artyleryjskimi. Wyżynanie innowierców przy pomocy maczet jest bowiem znacznikiem rebelii, a nie wojny. Anonimowe zabijanie ludności cywilnej Doniecka i Ługańska przy pomocy pocisków wystrzeliwanych z czołgów i dział pancernych nie jest rebelią, lecz wojną. W duchu postmodernizmu, NATO zamieniło rebelię w wojnę, a wojnę w rebelię.
Kwestia Ukrainy
Na szczycie NATO ustalono, że Ukraina nie otrzyma wsparcia militarnego ze strony Paktu Północnoatlantyckiego.   Nie będzie więc żadnych dostaw sprzętu ani wojska dla walczących Ukraińców.   Prezydentowi Poroszence obiecano pomoc finansową w wysokości 15 milionów euro.  Taka kwota być może wystarczy na zakup 10 czołgów. Powiększenie siły ogniowej Ukrainy o sprzęt militarny wartości 15 milionów euro nie zmieni w żaden sposób oblicza tej wojny. Taką decyzję uzasadniano tym, że NATO – według słów Rasmussena -  nie może dostarczać Ukrainie uzbrojenia. Zarówno Merkel, Cameron jak i Obama kategorycznie odmówili realnej pomocy militarnej Ukrainie. W uzasadnieniu stwierdzono, że NATO  nie może  angażować się w militarną obronę państwa, które nie jest członkiem Sojuszu.
Ustalenia w sprawie Ukrainy kontrastują z powziętymi planami rozwiązania kryzysu w Iraku. Obama i Cameron wezwali przywódców państw natowskich do zbrojnej, międzynarodowej interwencji przeciwko dżihadystom z Państwa Islamskiego. NATO jest więc skłonne wysyłać swoje samoloty i czołgi oraz wojsko do Iraku i Syrii – poza swoimi granicami, zaś Ukraińcom obiecano jedynie pomoc w zakresie rehabilitacji kombatantów. Taka asymetria w postawie wobec obu konfliktów pokazuje to, że z punktu widzenia interesów Sojuszu realnym zagrożeniem jest to, co dzieje się obecnie w Iraku i Syrii, a nie to, co ma miejsce na wschodzie Ukrainy. W takiej perspektywie Putin jawi się jako mniejsze zagrożenie dla porządku światowego, niż al-Baghdadi, lider Państwa Islamskiego, lubujący się w obcinaniu głów innowiercom.
Tak zwana szpica blefem Obamy, Merkel i Camerona
Na szczycie NATO wymyślono koncepcję szpicy, czyli systemu wczesnego reagowania sił NATO na wypadek zagrożenia bezpieczeństwa państw nadbałtyckich i Polski. Okazuje się, że system ten ma polegać na rozmieszczeniu „lekkiego sprzętu” w Polsce i w niektórych krajach dawnych republik radzieckich, będących członkami  Paktu.  Nie zostaną stworzone w tych krajach nowe bazy wojskowe. W skład szpicy ma wchodzić około 4000 żołnierzy stacjonujących w swoich, macierzystych krajach. Na wypadek zagrożenia, mają oni być natychmiast przerzuceni do zaatakowanego kraju.
Zaoferowana koncepcja ma wyraźnie charakter propagandowy. Żadne bowiem  „lekko uzbrojone” wojsko nie będzie w stanie przeciwstawić się realnej napaści przy pomocy czołgów i samolotów. Karabinami nie da się bowiem niszczyć wozów opancerzonych i rosyjskich tanków. Po co więc wymyślono „jakąś szpicę”?
Najwidoczniej nie istnieje zagrożenie bezpieczeństwa dla Polski, Litwy, Łotwy i Estonii. Jeśli tak, to co ma oznaczać wojna na Ukrainie? Czołgi rosyjskie przekroczyły granicę suwerennego, europejskiego państwa i fakt ten nie jest postrzegany przez światowych liderów jako zagrożenie dla bezpieczeństwa świata. Jak to wytłumaczyć?
Czy wojna na Ukrainie jest „umówioną ustawką” pomiędzy Obamą i Putinem?
Skoro zabijanie się żołnierzy ukraińskich i rosyjskich na Ukrainie nie stanowi istotnego zagrożenia dla bezpieczeństwa świata (w końcu zginęło ich nie więcej niż 3000 w okresie co najmniej półrocznym) , to znaczy, że konflikt ten jest pod całkowitą kontrolą. Oznaczałoby to, że można łatwo nim manipulować; w każdej chwili go przerwać i w razie potrzeby  go eskalować.  Jeśli tak jest, to jakiemu celowi ma on służyć? Po co go wymyślono? Na pewno, nie dla zabawy i testowania broni.
Z medialnego punktu widzenia, wojna na Ukrainie jest odbierana przez społeczność europejską jako najpoważniejsze zagrożenie bezpieczeństwa w Europie po zakończeniu II Wojny Światowej. Wzbudza globalny lęk, codziennie podgrzewany  prze doniesienia  prasowe. Totalne lęki społeczne wywołują wśród ludzi postawy „zabezpieczania się na wypadek kataklizmu”. Taki lęk przenosi się na zachowania podmiotów gospodarczych; w szczególności koncernów i grup kapitałowych: Skoro ma być wojna, to trzeba zabezpieczyć się w dobra, których cena wzrośnie w razie jej eskalacji.
Poważna nadzieja na wojnę wywołuje więc wzrost cen niektórych aktywów na rynkach międzynarodowych. Kiedy grupy kapitałowe obstawiają eskalację poważnej wojny, czyli to, że stać się może jeszcze „poważniejsza”, to wówczas wzrastają ceny surowców: ropy, gazu i metali. Czy więc wojna na Ukrainie nie została zaprojektowana celowo – aby podnieść kursy kontraktów i opcji surowcowych na największych giełdach świata?
Kursy aktywów surowcowych
W 2008 roku ceny kontraktów na surowce (ropa brent, miedź, aluminium, nikiel, srebro) osiągnęły swoje niebotyczne maksima. Wielki kryzys spowodował katastrofę na rynkach surowcowych. Spadki cen surowców, w przybliżeniu, obejmowały powyżej 50%. Ropa z poziomu  137$   dotknęła ceny 50$; miedź spadła z  7500$ za tonę do około 3000$; dla aluminium odpowiednie liczby wynosiły 3060 (max) i 1425 (min). Podobnie zachowywały się ceny kontraktów na nikiel: 40000$ (max) i 10000 (min).  Takie wahanie cen w tak krótkim okresie wywołało kataklizm finansowy. Niemal wszystkie kluczowe grupy kapitałowe, działające na globalnym rynku, znalazły się w stanie bankructwa. Oznaczało to brak sterowności  światowego systemu finansowego i w konsekwencji upadek potęgi USA. Politycy amerykańscy postanowili ratować system finansowy. Był to wspólny interes największych bankierów i kompleksu militarnego. Brak kasy w bankach skutkował bowiem brakiem kasy dla amerykańskiego sektora militarnego (jego roczny budżet wynosi średnio od czasów Reagana powyżej 1000 miliardów rocznie).
Od 2009 roku uruchomiono plany wpompowania w gospodarkę amerykańską kilku tysięcy miliardów dolarów tylko po to, aby podnieść ceny aktywów na rynkach finansowych. Plan został misternie obmyślony. „Pompa dolarowa” nie wywołała inflacji. Rządowe dolary Obamy nie pracowały na realnym rynku konsumpcji i produkcji, lecz jedynie na papierowym rynku instrumentów finansowych. Plan nie odniósł jednak absolutnego sukcesu w sektorze surowców; jedynie na rynku akcji przedsiębiorstw jego sukces jest wręcz spektakularny (Dow Jones bije rekordy wszechczasów). Ceny surowców wzrastały do około 2011/2012 roku, nie osiągając swoich maksimów z 2008 roku. Potem rozpoczął się ich kolejny, powolny zjazd. W 2013 roku cena ropy brent  wahała się wokół 100$  za baryłkę. Miedź z poziomu 10000 $ spadła do 7000$ (30%); aluminium z 2650$ do 1800$; nikiel z 20000$ do około 15000$.
W 2013 roku rynek surowcowy znajdował się w poważnym punkcie kryzysowym; dalszy spadek cen mógłby spowodować panikę i w konsekwencji niekontrolowany głęboki spadek cen surowców, którego efektem mogłoby być osiągnięcie poziomów wycen niższych niż w 2008 roku.  Taki scenariusz wieszczył kolejny finansowy krach, po którym obecny system bankowy nie przeżyłby.
Wraz z wojną na Ukrainie ceny surowców wzrastają
Od jesieni 2013 roku, a więc od momentu rozpoczęcia się konfliktu ukraińskiego, kontrakty terminowe na ropę, miedź, aluminium oraz nikiel przestały spadać. Od 2014 roku  obserwujemy nawet 10% odbicie wielu cen surowców. Czy ta korelacja jest przypadkowa?
Największymi graczami na międzynarodowych rynkach finansowych są grupy kapitałowe z USA, Rosji i Chin.  Wzrost cen aktywów surowcowych jest właśnie w interesie tych grup. Czy więc wywołanie globalnego lęku  wojną ukraińską jest efektem zmowy kluczowych, światowych bankierów i polityków, którzy rozdają karty?
Oczekiwania bankierów celują  wyraźne  na co najmniej 50% podniesienie cen kontraktów na surowce. Taki wzrost nie dokona się w przeciągu jednego miesiąca. Należy więc przypuszczać, że wojna na Ukrainie została zaplanowana, aby trwać długo – nawet kilka lat. Z punktu widzenia bankierów, kilkutysięczne ofiary ludzkie nie stanowią wysokich kosztów uniknięcia kolejnego kryzysu finansowego.
Stanowisko Polski w kontekście eliminacji Sikorskiego
Prezydent Komorowski po szczycie NATO wyraził opinię, iż nasz kraj nie będzie uczestniczył w dozbrajaniu Ukrainy. Skoro bowiem konflikt jest kontrolowany, to po co mamy płacić za niego, nie zyskując nic? W interesie USA i Rosji jest dozbrajanie Ukraińców. Skoro bowiem wojna ma trwać, to ludzie muszą mieć sprzęt, aby walczyć. W interesie Obamy i Putina nie jest poddanie się Ukrainy? Jeśli to nastąpi, ceny aktywów surowcowych znowu zaczną pikować w dół.  W konsekwencji, będziemy mieli kryzys finansowy.
Przygotowywane manewry NATO w krajach nadbałtyckich służyć, chyba, mają planowi B – na wypadek poddania się Ukrainy Rosjanom. Ostatnie prowokacje w postaci aresztowania przez FSB agenta estońskiego wywiadu  mają wywołać  następny, kontrolowany konflikt.
Anna Applebaum, żona naszego Ministra Spraw Zagranicznych, opublikowała felieton w Washington Post oraz Gazecie Wyborczej na temat groźby wybuchu atomowej III Wojny Światowej. Straszenie europejskiej publiki rosyjskimi nalotami atomowymi służy upowszechnianiu idei pacyfizmu. Nikt bowiem nie będzie się bił w Europie za Ukrainę, jeśli miałoby to skutkować wojna atomową. Tekst Applebaum nie był więc wojowniczy. Wprost przeciwnie, był apelem o spełnienie oczekiwań Putina, aby nie doszło do wojny atomowej. Przekładając ów apel na język geopolityki, Applebaum wezwała społeczność międznarodową do zakończenia konfliktu na Ukrainie. Naraziła się więc bankierom, gdyż zakończenie tej wojny nie jest w ich interesie.
Polska ma  w ramach planu odegrać ważną rolę. Nasze państwo ma stanowić narzędzie podsycania, eskalowania wojny Rosji z Ukrainą. Nie jest wykluczone to, że zadaniem nowego rządu będzie jego tajne  współdziałanie z Obamą na linii dostaw lekkiego sprzętu dla Ukraińców.  Obecność Sikorskiego w nowym rządzie jako rzecznika jak najszybszego poddania się Ukrainy będzie czynnikiem przeszkadzającym w eskalowaniu konfliktu. Dlatego trzeba go z rządu wyeliminować.
Tusk kontra Komorowski
Konflikt w obsadzie stanowiska premiera w nowym rządzie wydaje się dotyczyć kwestii naszego zaangażowania w dostawach broni dla Ukrainy. Komorowski jednak odmówił. Z jego punktu widzenia, nowym premierem musi być osoba, która również odmówi. Dlatego Prezydent promuje Siemoniaka na stanowisko szefa rządu. Kto wie czy jego słynna mina ze szczytu NATO nie ma stanowić manifestacji naszego braku zainteresowania w  rozgrywkach bankierów.
W świetle naszkicowanego tła politycznego, afera podsłuchowa miała służyć demontażowi rządu w celu zainstalowania nowego, który byłby silnikiem wspierającym „wojenkę” na Ukrainie oraz globalne lęki anty-putinowskie. Demontaż taki był  możliwy tylko wtedy, gdy Tusk zrezygnowałby z przewodzenia rządem w Polsce. Jego wybór na  szefa Rady Europejskiej, na stanowisko nie mające żadnego decyzyjnego znaczenia,  wydaje się być jedynie ruchem w globalnej grze. Trzeba było Tuskowi dać kasę, aby wyprowadził się do Brukseli, tylko po to, aby ustanowić nowy rząd przydatny w eskalowaniu wojny rosyjsko-ukraińskiej.  Czy plan wypali? Komorowski może popsuć szyki Obamie, Putinowi, Cameronowi, Merkel i bankierom. http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/691383,prezydent-komorowski-usiluje-stworzyc-%E2%80%9Estabilna-wiekszosc-parlamentarna%E2%80%9D-czy-nowy-premier-zaprosi-palikota-do-rzadu.html
Puenta
Politycy często myślą, że kontrolują wydarzenia globalne. Każda wojna może wydostać się spod logistycznej kontroli.  Putin może zmienić reguły gry rozgrywanego scenariusza. Obecnie, nie może się już wycofać z wojny, bo w atmosferze powszechnych postaw imperialnych Rosjan byłby okrzyknięty zdrajcą narodu. Prezydent Rosji jest zmuszony do eskalowania konfliktu. To zaś może doprowadzić do podjęcia planu najechania Kijowa.
Skoro NATO nie chce militarnie wspomagać Ukrainy, to wydaje się, że Obama ufa Putinowi, iż  w rozgrywanej grze nie zmieni jej reguł i nie wyprawi się na Kijów. Taka sytuacja niestety straciłaby swój atrybut bycia obliczalną i kontrolowaną. Niewiadomą  jest więc obliczalność Putina.
Szkoda tylko, że politycy bawią się wojennie w podnoszenie rynkowych wycen aktywów surowcowych kosztem życia zwykłych ludzi.
***
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w czasopismach Listy Filadelfijskiej: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”, „History and Philosophy of Logic”, „Foundations  of Science”; uczestnik Seminarium filozoficznego w Paryżu, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute), od 2014 członek Honorary Associates Rationalist International.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz