Komentatorzy polityczni zarówno z lewej jak i z prawej strony sceny zadają pytanie o powód tak szybkiego przeprowadzania zmian systemu sądownictwa w Polsce przez partię rządzącą. Dotychczas nie udzielono odpowiedzi na postawione pytanie. Forsując rewolucję personalną w sądach w spektakularnie wysokim tempie i narażając się na uzasadnioną ripostę opozycji, PiS wywołał wielką falę społecznego oporu, w swej sile przekraczającą moc Czarnego Protestu z jesieni 2016 roku. Wówczas notowania sondażowe PiS ostro tąpnęły w dół.
Za pisowską rewolucją w sądach stoi cel strategiczny
Jeśli chce się zmieniać system sądowniczy w celu poprawienia jego efektywności, to nie czyni się tego w ekspresowym tempie. Napisanie dobrych ustaw o KRS, ustroju sądów powszechnych oraz Sądzie Najwyższym wymaga kilku miesięcy dogłębnych prac studyjnych, ekspertyz lingwistycznych, logicznych oraz socjo-komunikacyjnych. Efektem finalnym takich intelektualnych zmagań powinien być modelowy szkic funkcjonowania systemu. Żaden z profesjonalnych ekspertów nie uczestniczył w opracowywaniu pisowskich ustaw.
Posiadając większość w Sejmie i Senacie oraz własnego prezydenta, Kaczyński i Ziobro nie muszą martwić się o akceptację i legalizację proponowanych rozwiązań. Dlaczego więc politycy PiS chcą wywołać ostry konflikt społeczny w Polsce, w którym adwersarze skaczą sobie do gardeł jak „wściekłe psy myśliwskie”? Z prawej strony sceny pojawiają się nie tylko wyzwiska „zdradzieckie mordy, ale także publiczne apele o „rozstrzelanie bydła” protestującego pod Sejmem.
Procedując w ekspresowym tempie ustawy sądownicze, Kaczyńskiemu zależy na czasie? Jaki jest więc powód taktyczny tego, że trzy podpisane ustawy mają jeszcze przed zakończeniem wakacji znaleźć się na biurku Kaczyńskiego? Jakiemu celowi strategicznemu ma służyć to szaleńcze tempo, szkodzące w znaczącym stopniu wizerunkowi partii rządzącej?
Taktyka PiS przed wyborami samorządowymi
Kaczyński chce wygrać wybory parlamentarne w 2019 roku w sposób powalający opozycję, aby móc żonglować mandatem społecznym w uzasadnieniu swojej tajnej strategii geopolitycznej realizowanej wspólnie z Antonim Macierewiczem.
Warunkiem zwycięstwa w wyborach w 2019 roku jest zwycięstwo w kampanii samorządowej w 2018 roku. Z uwagi na siłę ruchów miejskich, PiS nie może oczekiwać w normalnych okolicznościach jakiegoś spektakularnego zwycięstwa.
Elektorat partii Kaczyńskiego jest w dużej mierze ksenofobiczny. Domaga się rozliczeń opozycji w postaci wszczynania procesów w sprawach korupcyjnych. Pisowcom są więc potrzebni sędziowie, którzy będą w stanie szybko, niemal w trybie kapturowym, orzekać wyroki wysokich kar finansowych oraz kar więzienia dla polityków Platformy Obywatelskiej. Jeśli kampania „ścigania platformerskich aferzystów” rozpocznie się na początku 2018 roku w sposób względnie zmasowany, to wówczas na fali euforii twardego elektoratu PiS oraz lęków opozycji, PiS ma szansę powalczyć o bardzo dobry wynik w wyborach samorządowych.
Przeprowadzenie na szeroką skalę kampanii polowania na aferzystów z PO wymaga licznej grupy prokuratorów i sędziów, którzy z entuzjazmem podejmą się realizacji pisowskiego zadania. Obecni sędziowie nie są raczej ochoczo nastawieni do orzekania w sprawach korupcyjnych wszczynanych przeciwko politykom. Zaprojektowano więc w pisowskiej ustawie Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, której zadaniem będzie jesienią 2017 roku czyszczenie sądów z sędziów nieskorych do współpracy w kampanii polowania na aferzystów z PO, PSL i SLD.
Kaczyński i Macierewicz chcą sobie zabezpieczyć bezkarność na przyszłość
W systemie demokratycznym w funkcjonowaniu sądów najwyższych wmontowany jest mechanizm kontroli władzy wykonawczej. Sędziowie w państwach demokratycznych mają władzę do wzywania na dywanik prezydentów, premierów i kanclerzy, jeśli ci w sposób niebezpieczny łamią prawo.
Jeśli pewna grupa polityczna pacyfikuje sąd najwyższy danego kraju, to oznacza to, że chce się zabezpieczyć przed ewentualnością pociągnięcia jej do odpowiedzialności karnej. Co takiego planują Kaczyński i Macierewicz, że chcą zabezpieczyć się karnie, anektując Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy?
Kluczem rozwikłania zagadki jest geopolityka
Tomasz Piątek napisał książkę o Macierewiczu, w której opisuje jego związki z osobami funkcjonującymi w przestrzeni działania rosyjskich służb specjalnych. Publikacja dziennikarza „Gazety Wyborczej” wywołała ostrą reakcję Macierewicza w postaci zawiadomienia prokuratury o popełnieniu przez niego przestępstwa. Takie działanie ma przede wszystkim spełniać cel mrożąco-prewencyjny; jest w istocie równoznaczne z apelem „o zamknięcie mordy zdradzieckiej”.
Po lekturze książki każdy wyrobiony intelektualnie czytelnik postawi sobie „pytanie-zagwozdkę”: skoro zachodzi wysokie prawdopodobieństwo współpracy Macierewicza z rosyjskimi służbami specjalnymi, to dlaczego retoryka PiS jest tak agresywna w stosunku do Putina i rosyjskich władz? Przecie wygadywanie bzdur o zamachu smoleńskim, przeprowadzonym przez rosyjskie służby specjalne, wręcz psuje relacje współpracy z nimi. Jak tę „antynomię narracyjną” rozwiązać?
Rozwiązanie takie musi zakładać to, że antyrosyjska narracja w przestrzeni publicznej, prowadzona przez pisowskie media, wcale nie szkodzi wzajemnym relacjom miedzy Rosją a Macierewiczem i Kaczyńskim. Taka sytuacja jest możliwa tylko w jednym wypadku: Putin, Kaczyński i Macierewicz posiadają wspólny plan geopolityczny, którego realizacja wymaga właśnie antyrosyjskiej narracji ze strony polskich władz.
Potencjalny plan Putina, Kaczyńskiego i Macierewicza
Wojna na Ukrainie trwa już ponad trzy lata. Jej celem jest zabezpieczenie ze strony Rosji szlaków przesyłania ropy naftowej z państw Zatoki Perskiej, przez Morze Czarne, do Ukrainy. Póki trwa wojna w Syrii z tzw. Państwem Islamskim, koncepcja budowy ropociągów i gazociągów, łączących Zatokę Perską z Europą wschodnią jest nie do zrealizowania.
Po dojściu Trumpa do władzy w USA, konflikt w Syrii i Iraku z islamistami powoli jest wygaszany. Można założyć, iż w przeciągu dwóch lat islamska ekstrema zostanie skutecznie spacyfikowana tak, że nie będzie znacząco zagrażała gazowo-naftowym inwestycjom infrastrukturalnym na Bliskim Wschodzie.
Aby zabezpieczyć się przed ewentualnością budowy ropociągu i gazociągu, biegnącego z Kataru i Arabii Saudyjskiej do Ukrainy, Rosjanie muszą najzwyczajniej napaść na naszego sąsiada. Inwazja na Ukrainę nie jest jednak planowana przed Mundialem w 2018 roku. Należy jej spodziewać się w 2020 roku.
Rosja z Białorusią przeprowadzi we wrześniu 2017 roku wielkie manewry wojskowe Zapad 2017. Ma wziąć w nich udział ponad 100 tysięcy żołnierzy. Czy nie są to przygotowania do inwazji na Ukrainę?
Rosyjska napaść na Ukrainę wraz z zajęciem Kijowa zostałaby odebrana przez świat wybitnie negatywnie. Zostałyby uruchomione sankcje gospodarcze przeciwko Rosji na szeroką skalę. Aktywa finansowe oligarchów w zachodnich bankach zostałyby z pewnością zamrożone. Dlatego Putin potrzebuje jakiegoś „rozsądnego uzasadnienia” dla swojego planu, aby spacyfikować wśród światowych polityków skłonność do agresywnej blokady gospodarczej Rosji i Rosjan.
Pisowski rząd mógłby w pewien sposób osłabić presję sankcyjną na Putina ze strony Zachodu. Takim elementem pacyfikacji tej presji mogłaby być równoczesna aneksja ziem ukraińskich (w regionie Lwowa) przez Polskę w celu ochrony bratniej ludności przed agresją Rosji.
Oddziały Obrony Terytorialnej w scenariuszu Putina, Macierewicza i Kaczyńskiego
Od momentu przejęcia władzy przez PiS, szef MON, Macierewicz wraz z oficerami, którym Tomasz Piątek zarzucił współpracę z rosyjskim służbami, organizują ochoczo oddziały OT. Na tę strukturę przeznaczane są bajońskie miliardy z budżetu MON. Rekrutacja jest prowadzona głównie w środowiskach młodzieży o nastawieniu nacjonalistycznym i antyukraińskim. Jeśli wyrzuca się wielkie pieniądze na organizację określonych jednostek militarnych, to po to, aby one czemuś służyły. Jakiemu celowi mają one więc służyć?
Nie jest wykluczone, że oddziały OT są organizowane właśnie po to, aby zastąpić wojsko w aneksji lwowskiej części Ukrainy na wypadek putinowskiej inwazji na Kijów. Użycie OT mogłoby wówczas zostać zinterpretowane jako cywilna, a nie wojskowa pomoc udzielana Ukraińcom przez Polskę. Taka wykładnia pisowskiej aneksji części Ukrainy dawałaby Unii szansę na przełknięcie „polskiego wypadu do Lwowa”. Polska dopuściła się już kiedyś podobnego manewru, anektując Zaolzie podczas hitlerowskiej inwazji na Czechosłowację.
Rosyjski interes polegałby w wypadku szkicowanego scenariusza na tym, iż nie sami Rosjanie byliby agresorami. Putin mógłby przy wsparciu Żyrinowskiego ogłosić światu, że napaść na Ukrainę była podyktowana imperialnymi zamiarami Polski, odkrytymi wcześniej przez jego służby wywiadowcze.
Czy istnieje tajny układ: Macierewicz - Żyrinowski analogiczny do układu: Ribbentrop- Mołotow?
23 marca 2014 roku wpłynęła do MSZ nota Dumy Rosyjskiej, sygnowana przez Żyrinowskiego, w której Rosja proponuje Polsce rozbiór Ukrainy. http://natemat.pl/95967,rozbior-ukrainy-mozliwy-do-polskiego-msz-wplynela-propozycja-z-rosyjskiej-dumy-panstwowej
Rosjanie proponują Polsce pięć zachodnich obwodów Ukrainy. Ówczesny, polski rząd Ewy Kopacz zignorował dokument sygnowany przez wiceprzewodniczącego Dumy, bliskiego Putinowi polityka.
Nie jest jednak wykluczone, że doszło do nieformalnej zmowy pomiędzy Macierewiczem i Żyrinowskim, w kwestii przygotowań do rozbioru Ukrainy. Warto dodać, że Bartosz Kownacki, prawa ręka Macierewicza często wizytował Rosję. Współpracował z think-tankiem Mateusza Piskorskiego, oskarżanego o szpiegostwo na rzecz Rosji. Niemiecki wywiad również donosił o związkach Kownackiego z członkami prorosyjskiej partii Zmiana.
http://www.newsweek.pl/polska/polityka/bartosz-kownacki-powiazania-zastepcy-macierewicza-z-rosja,artykuly,412988,1.html
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/niemiecki-dziennik-faz-o-zwiazkach-bartosza-kownackiego/v91hs63
Być może tak długa odsiadka Piskorskiego w areszcie śledczym bez procesu jest powodowana tym, iż Piskorski „za dużo wie”, np. o nieformalnym układzie: Macierewicz – Żyrinowski.
Sąd Najwyższy a sprawa Ukrainy
Jeśli naszkicowany scenariusz jest realny, to wówczas demontaż Sądu Najwyższego jest potrzebny Kaczyńskiemu, aby w naszym kraju nie funkcjonowała instytucja, która mogłaby pociągnąć go do odpowiedzialności karnej za napaść na ościenne państwo.
W wypadku uczestnictwa Kaczyńskiego wraz z Putinem w inwazji na Ukrainę, Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny oraz politycy opozycji zaczęliby domagać się delegalizacji PiS. Macierewicz, Szydło i Kaczyński zostaliby postawieni w stan poważnego oskarżenia przed sądem karnym i Trybunałem Stanu.
Samo spektakularne wygranie wyborów i posiadanie wyraźnej większości sejmowej nie wystarcza w Polsce na to, aby podjąć decyzję o napaści na ościenny kraj. Niezależna władza sądownicza byłaby właśnie tą siłą, która blokowałaby imperialne, wręcz napoleońskie, zapędy prezesa PiS w celu „odzyskania Lwowa.”
Jeśli prezydent Duda podpisze piswoską ustawę o Sądzie Najwyższym, to może on przyczynić się w uwikłanie Polski w wojnę na Ukrainie za dwa lub trzy lata. Żadnego konfliktu wojennego nie da się całkowicie kontrolować. Wielu naszych chłopców i dziewcząt zginęłoby w takim konflikcie. Dla celu podgrzewania wzrostu cen ropy i gazu, Putin grałby w „długotrwałą wojnę hybrydową”, w której każdego dnia ginęłoby kilku obywateli naszego państwa.
Podpisując ustawę o SN, prezydent Duda może przyczynić się do tego, że nasi młodzi harcerze i młode harcerki będą wysyłane na wojnę, aby bronić Lwowa, jak kiedyś czyniła to młodzież wywodząca się z Orląt Lwowskich.
Puenta
Dwa lata po uzyskaniu władzy przez Hitlera, typowy Niemiec z 1935 roku „pukał się w łeb”, kiedy ktoś twierdził, iż Hitler chce najechać Związek Radziecki i Saharę. Sześć lat później okazało się, że pukający się w łeb stali się ofiarami i wyznawcami szaleńca, któremu idea najazdu na Madagaskar nawet nie była obca.
Przedstawiony scenariusz może wydawać się nazbyt wyimaginowany. Historia jednak pokazuje, że wizja, która w 1934 roku jawiła się jako powieściowa, sześć lat później okazała się jak najbardziej, krwawo realna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz