wtorek, 27 lutego 2018

Kaczyński i Tusk reżyserują niebezpieczne spektakle

TEKST  Z  DNIA  23.11.2012  ROKU
Wykorzystanie mickiewiczowskiej metafory dla celów społecznej konceptualizacji katastrofy smoleńskiej wymagało posłużenia się niekonwencjonalnymi sposobami implementacji tej figury narracyjnej w społeczną świadomość. Ten szalony spektakl polityczny, nawiązujący do narodowej, mesjanistycznej, romantycznej makro-narracji zaczął przynosić polityczne sukcesy jego reżyserom. Jarosław Kaczyński rozpoczął, wczesną jesienią tego roku,  proces  powolnego przeobrażania się w Lecha Kaczyńskiego jako Chrystusa Narodów, uosabiającego zdradzoną Polskę. Aby ta metamorfoza mogła stać się autentyczną rezurekcją, potrzebny był dowód ukrzyżowania.
Nie tylko Jarosław Kaczyński sieje nienawiść. Donald Tusk nie pozostaje niestety mu dłużny. Obaj politycy powinni, jak przystało na poczciwych emerytów,  zająć się pieleniem działki, a nie polityką. W ostatnich dniach nieodpowiedzialność polityczna PO oraz PiS, trawestując Norwida, sięgnęła bruku. Nadszedł czas, aby tym panom podziękować.
Polityka jest,  między innymi, grą językową. Gracze używając rozmaitych słów, wzajemnie z siebie szydzą, obrażają się,  prześmiewają się czy też dowcipkują. Polityczne akty mowy służą autoafirmacji oraz dezawuowaniu przeciwnika w obecności politycznej widowni. Zwycięzcę wybiera elektorat podczas wyborów. Niestety w naszym kraju taki obraz politycznej gry jest fałszywy. Politycy zarówno z PiS jak i z PO przekraczają granicę klasycznego stylu w politycznym teatrze, którego istotą jest ustanowienie dystansu pomiędzy aktorem na scenie a widzem na widowni. Kaczyński i Tusk, podobnie jak Grotowski, próbują postmodernistycznie, czyli znosząc relację „widz-aktor”,  wciągnąć nas w spektakl w charakterze statystów, chóru i rekwizytów.  Gdyby sztuka polityczna była „lekką, erotyczną komedią”, nasza partycypacja w niej w charakterze aktorów przejawiałaby bez wątpienia wartości hedoniczne.   Niestety reżyserowany każdego dnia, przez PiS oraz PO, spektakl jest dramatycznym thrillerem, w którym wątek zabicia przeciwnika politycznego stał się pierwszoplanowy.
Awangardowo-mesjanistyczny spektakl Jarosława  Kaczyńskiego
Od co najmniej roku, Jarosław Kaczyński przekonywał publiczność polityczną do zamachu smoleńskiego na swojego brata, przeprowadzonego przez Rosję. Taki konstrukt pojęciowy służył PiS-owi, w charakterze narzędzia, obwinianiu Tuska za śmierć byłego prezydenta. PiS stworzył matrycę interpretacyjną typu:  gdyby Tusk nie był wredny, do zamachu nie doszłoby. Ta matryca potocznego myślenia wkrótce została przekształcona, poprzez symbolizację i sakralizację katastrofy smoleńskiej, w mesjanistyczny skrypt narodowej tragedii. Pochówek na Wawelu Prezydenta i jego małżonki, żałobne marsze z krzyżami przed siedzibą Bronisława Komorowskiego,  chrzczenie ulic i placów imieniem Lecha Kaczyńskiego, budowa największego pomnika Chrystusa w Świebodzinie, ornaty smoleńskie czy w końcu obchody rocznicy i miesięcznic katastrofy smoleńskiej ugruntowały w świadomości społecznej prefabrykat pojęciowy Lecha Kaczyńskiego, w którym ucieleśnia się Polska jako Chrystus Narodów. Lecha Kaczyńskiego w analogii do Chrystusa  zamordowali (ukrzyżowali) Rosjanie (Żydzi) tak, jak Polskę zamordowała podczas zaborów Rosja. Rolę Piłata odegrał Donald Tusk, który przyzwolił na to morderstwo, podobnie jak kraje Zachodu przyzwoliły na ukrzyżowanie Polski.
Wykorzystanie mickiewiczowskiej metafory dla celów społecznej konceptualizacji katastrofy smoleńskiej wymagało posłużenia się niekonwencjonalnymi sposobami implementacji tej figury narracyjnej w społeczną świadomość. Nie wystarczy bowiem wymyślić skrypt pojęciowy i podać go publice ex cathedra. Taka sposób jego implementacji w umysłach widowni nie gwarantował swojego sukcesu. Posłużono się techniką happeningu wciągającego widza w spektakl marszów i nabożeństw  ze świecami i krucyfiksami. Związano w jedność pojęciową  „mord na Lechu Kaczyńskim” z „mordem na Telewizji Trwam”.  Rodziny Radia Maryja zostały upodmiotowione na scenie politycznej poprzez danie im szansy udziału w krucjacie zmartwychwstania Lecha Kaczyńskiego jako "Polski - Chrystusa Narodów" w postaci wiktorii politycznej Jarosława Kaczyńskiego i jego PiS-u.
Ten szalony spektakl polityczny, nawiązujący do narodowej, mesjanistycznej, romantycznej makro-narracji zaczął przynosić polityczne sukcesy jego reżyserowi. Jarosław Kaczyński rozpoczął, wczesną jesienią tego roku,  proces  powolnego przeobrażania się w Lecha Kaczyńskiego jako Chrystusa Narodów, uosabiającego zdradzoną Polskę. Aby ta metamorfoza mogła stać się autentyczną rezurekcją, potrzebny był dowód ukrzyżowania. Sprefabrykowano prawdę o znalezieniu śladów materiałów wybuchowych we wraku samolotu (krzyża), w którym „zamordowano Lecha Kaczyńskiego”. Na konferencji prasowej lidera PiS obwieszczono prawdę istnienia dowodu na fakt mordu głowy państwa polskiego. Prokurator Seremet i dziennikarze Rzeczpospolitej przyjęli na siebie rolę apostołów zaświadczających o ukrzyżowaniu Lecha Kaczyńskiego.
Dekonstrukcjonistyczna reżyseria według Tuska
Niestety ten akt ujawnienia prawdy w rozgrywanej sztuce smoleńskiej miał dwóch reżyserów. Na jednej scenie starły się dwa wątki: tragiczny PiS-u i komiczny PO. Komedianci z prokuratury wojskowej odegrali „meta-sztukę”, pokazując widowni, iż apostołowie są tylko cyrkowymi iluzjonistami. W publicznym dyskursie  nastąpiła „pierwsza dekonstrukcja mesjanistycznego spektaklu”, odgrywanego od co najmniej roku przez Kaczyńskiego.
Według pierwotnego scenariusza, 11 listopada miał się rozegrać ostatni, finałowy akt sztuki przy udziale setek tysięcy statystów w prawicowym marszu niepodległości, zwożonych do Warszawy ze wszystkich zakątków Polski. Lech Kaczyński miał zmartwychwstać jako Jarosław. Tłumy wszechpolaków i katolików miały obwołać go Czterdzieści i Cztery.  Niestety, wcześniejsza dekonstrukcja atmosfery planowanego oratorium rozładowała emocje. Misterium rezurekcyjne Lecha Kaczyńskiego, symbolizującego Polskę  jako Chrystusa Narodów, nie mogło, poprzez wypuszczenie powietrza z balonu  emocji społecznych, doprowadzić do Objawienia. Jarosław nie wziął udziału w marszu. Spektakl polityczny został przynajmniej na chwilę przerwany. Zapowiedziano jego kontynuację  na 13 grudnia.
Ten  sceniczny plan został przez Tuska po raz drugi zdekonstruowany. ABW obwieściła na konferencji prasowej w dniu 20 listopada odkrycie spisku na premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego. Szaleniec-chemik przygotowywał się do wysadzenia w powietrze sejmowego gmachu podczas obecności w nim premiera, prezydenta  i posłów. Obwieszczono, że kierował się pobudkami nacjonalistycznymi i antysemickimi. Tusk odgrywający rolę Piłata w mesjanistycznej narracji Kaczyńskiego miał zostać skrytobójczo zamordowany  przez mściciela. Widzowie więc zaczęli pytać: kto w sztuce jest w końcu ofiarą?  Ofiara „Chrystusa Narodów-Lecha Kaczyńskiego”  przeistoczyła się w dyskursie publicznym, w ciągu kilku dni, w narzędzie mordu na „Tusko-Komorowskim-Piłacie”.  Scenariusz zatracił swoją liniową strukturę. Mamy nowy, nieoczekiwany wątek – zamachowiec-szaleniec z Krakowa zaczął symbolizować alchemika z „Fausta” Goethego, owładniętego podszeptami Mefistofelesa. Lech Kaczyński jako mesjanistyczny symbol Chrystusa Narodów przeistacza się w diabła mordu politycznego. Tusk-Piłat objawia jego istnienie społeczeństwu, występując na  dwóch konferencjach prasowych: bezpośrednio po doniesieniach krakowskiej prokuratury oraz przed wyjazdem na budżetowy szczyt UE w Brukseli. Premier ironicznie stwierdził, że Mefistofeles jako duch Lecha Kaczyńskiego  nie ma wątpliwości w kwestii zabicia Tuska, lecz jest targany rozterkami dotyczącymi sposobu wykonania tego aktu zemsty.
Reżyseria według Mefistofelesa
Sztuka polityczna początkowo autonomicznie reżyserowana przez PiS i Kościół Katolicki, a obecnie współ-reżyserowana z PO, również przeistoczyła się formalnie. Awangardowy dramat smoleński, wciągający na scenę widza w charakterze  co najmniej rekwizytu, stał się nagle dramatem klasycznym z jasno skrojoną relacją dystansu pomiędzy widzem a aktorami. Zmieniła się również scenografia. Tusk wywołał bowiem diabła. Jego obecność na scenie wprowadza numinotyczny nastrój. Pragnie on widza przerazić. Mefistofeles żywi się bowiem ideą morderstwa dla celów politycznych. To, jakie kolejne sceny pojawią się w politycznej sztuce, będzie w mniejszym stopniu już zależało od dotychczasowych reżyserów. Role zacznie rozdawać Mefistofeles.
Wprowadzenie do przestrzeni publicznej przez Tuska memu morderstwa politycznego jest czymś analogicznym do wypuszczenia dżina z butelki. Miejsce dżina w tym wypadku zajął chrześcijański Mefistofeles. Dzisiaj służbom specjalnym udało się powstrzymać diabła od realizacji jego politycznej misji. Diabeł jednak nigdy nie poddaje się. Kolejni psychopaci będą rywalizowali o palmę pierwszeństwa na służbie u demona. Naśladowców Brunona jest wielu. Mefistofeles owładnie ich dusze. Na kogo następnego będą próbowali zapolować? Na Palikota? Na Biedronia?
Generał Polko ostrzegł, iż uczynienie z próby zamachu na Tuska i Komorowskiego medialnego wydarzenia na konferencji prasowej krakowskich prokuratorów, było przejawem braku profesjonalizmu. Taka ocena jest nadzwyczaj łagodna. Wywołanie diabła  przez rząd Tuska  jest narracyjnym szaleństwem. Nie będzie bowiem łatwo demona uśpić.
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz