wtorek, 27 lutego 2018

Państwowa Komisja Wyborcza w Moskwie. Czy mamy oczekiwać przyśpieszonych wyborów do parlamentu?

TEKST  Z  DNIA  25.05.2013  ROKU
Zadaniem PKW nie jest prowadzenie działalności naukowej.  PKW nie jest instytucją badawczą, więc jeśli jej przedstawiciele  spotkali się ze swoimi rosyjskimi kolegami w celach naukowych, to zostało w sposób drastyczny złamane prawo. Jeśli więc dwunastu  sędziów PKW wybrało się na wycieczkę do Moskwy, to za czyje pieniądze ją sobie sfinansowali? Jeśli wyjazd został sfinansowany przez PKW, to bez wątpienia mamy do czynienia ze sprzeniewierzeniem publicznych pieniędzy. W tej sytuacji, wyjaśnieniem zdarzenia powinna zająć się prokuratura.
 Korespondent RMF FM, Przemysław Marzec, poinformował, że w Moskwie 24.05 2013 odbyło się spotkanie   Państwowej Komisji Wyborczej z jej rosyjskim odpowiednikiem, znanym z „czarów przy urnach wyborczych”.  Portal internetowy Interii  http://fakty.interia.pl/polska/news-rmf24-czlonkowie-pkw-pojechali-na-szkolenie-do-moskwy,nId,973069#z, donosi:
12-osobowa delegacja z Polski wymieniała doświadczenia z rosyjskimi kolegami w tym z szefem Centralnej Komisji Wyborczej Władimirem Czurowem, którego antyputinowska opozycja nazywa "czarodziejem", mówiąc zawsze potrafi doprowadzić do odpowiedniego wyniku wyborów.
Jaki był cel wizyty?
Gazeta Wyborcza  cytuje  oświadczenie PKW, w którym czytamy, iż  "termin wspólnej konferencji nie stanowił żadnej tajemnicy" oraz,  że "konferencje miały charakter naukowy, [były]  poświęcone wygłoszeniu referatów”.  Tego rodzaju wytłumaczenie wizyty dwunastu przedstawicieli PKW w Moskwie nie może być traktowane jako zgodne z prawem, gdyż zadaniem PKW nie jest prowadzenie działalności naukowej.  PKW nie jest instytucją badawczą, więc jeśli jej przedstawiciele  spotkali się ze swoimi rosyjskimi kolegami w celach naukowych, to zostało w sposób drastyczny złamane prawo. Podstawowym obowiązkiem statutowym  PKW jest bowiem sprawowanie nadzoru nad przestrzeganiem prawa wyborczego.
Jeśli więc dwunastu  sędziów PKW (Stefan Jan Jaworski, Andrzej Kisielewicz, Stanisław Kosmal, Maria Grzelka, Bogusław Dauter, Janusz Niemcewicz, Andrzej Mączyński, Antoni Ryms, Stanisław Zabłocki, Kazimierz Czaplicki, Agnieszka Gałązka, Zygmunt Drapiński) wybrało się na wycieczkę do Moskwy, to za czyje pieniądze ją sobie sfinansowali? Jeśli wyjazd został sfinansowany przez PKW, to bez wątpienia mamy do czynienia ze sprzeniewierzeniem publicznych pieniędzy. W tej sytuacji, wyjaśnieniem zdarzenia powinna zająć się prokuratura. Wśród dwunastu przedstawicieli polskiej delegacji jedynie Andrzej Mączyński jest profesorem prawa, zaś Andrzej  Kisielewicz od 1990 roku nie pracuje naukowo. Pozostali członkowie są sędziami lub prokuratorami ( niektórzy zasłużyli się dla PRL, jak np. Stefan Jan Jaworski).
Tłumaczenie wizyty celem naukowym jest absurdalne, gdyż aby dowiedzieć się czegoś o rosyjskim systemie wyborczym wystarczy zlecić zdolnemu studentowi prawa lub politologii napisanie pracy magisterskiej. Koszt pozyskania takiej wiedzy byłby niższy, niż wyjazd dwunastoosobowej delegacji do Moskwy (co więcej, zdolny student również mógłby zarobić „grosz’).
Wizyta w Moskwie i przedterminowe wybory
Sondaże pokazują, że Platforma Obywatelska traci poparcie i przegrywa z PiS. Wielu trzeźwo myślących analityków już dzisiaj stwierdza, że Tusk rozpoczął swój zjazd polityczny po równi pochyłej. Jeśli słupki zaczną pokazywać 10-15 % poparcie, to bez wątpienia społeczna presja na przedterminowe wybory je wymusi. Kto je wówczas wygra? Czy PiS?
Scenariusz powyborczy, w wypadku zwycięstwa Kaczyńskiego, jest łatwy do wyobrażenia sobie. Rozpoczynają się czystki w środowiskach służb specjalnych, prokuraturze i policji. Można popuścić sobie wodze fantazji i  na stanowisku szefa CBA zobaczyć agenta Tomka.  
Czy wobec tego przedstawiciele PKW pojechali do Moskwy po lekcje na temat tego, jak nie dopuścić opozycji do zwycięstwa w wyborach? Gdyby to miało miejsce, wówczas mielibyśmy do czynienia z czymś niewiarygodnie niebezpiecznym dla demokratycznego porządku w Polsce – z użyciem instytucji chroniącej demokrację na użytek utrzymania władzy przez  rządzącą partię polityczną.
Okazuje się jednak, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych o wycieczce polskich sędziów do Moskwy dowiedziało się dopiero z mediów. Przedstawiciel Państwowej Komisji Wyborczej jednak dementuje tę informację, stwierdzając, że w dniu 18.04 odpowiednia nota została wysłana do MSZ.  Co jest więc odgrywane na scenie politycznej dla publiczności? Czy spektakl z zagadką kryminalno-szpiegowską w tle?  Z pewnością jego reżyser nie zasługuje nawet na nagrodę podczas Ińskiego Lata Filmowego. Scenariusz jest kiepsko napisany.
Scenariusz w wersji PiS
Zwolennicy PiS interpretują wizytę jako Targowicę. Reprezentanci PKW pojechali do Moskwy, aby nauczyć się od Czurowa tego, jak oszukiwać wyborców, jak fałszować wyniki wyborów.  PiS więc przestrzega przed czarami nad urnami wyborczymi. PKW biorąc przykład od putinowskich prestidigatorów, może  wyczarować trzecią  kadencję dla Tuska.  Taki scenariusz razi swoim logicznym i semantycznym prostactwem każdego wyrafinowanego odbiorcy polityki.
Jeśli nawet sędziowie z PKW pojechali „po nauki” do Moskwy, to przecież musieli zakładać, że cała hucpa wyda się. I wydała się. Przemysław Marzec, wybitny dziennikarz, reporter, specjalista od relacjonowania wojen na Bałkanach, w Afganistanie i w  Iraku, nader prosto przyłapał naszych sędziów na „tajnym spotkaniu z sędziami rosyjskimi”.
Nawet James Bond, kiedy chciał coś ukryć, coś nielegalnego załatwić, nie wybierał się w dwunastkę do  swojego anty-bohatera.  Dlaczego więc taki wytrawny dziennikarz, jakim jest Przemysław Marzec, mający kontakty z informatorami z różnych sił specjalnych, od CIA, FSB po Al-Kaidę (taka jest bowiem natura jego pracy dziennikarskiej na wojennych frontach) uwierzył w „tajne spotkanie Polskiego Komitetu Wyborczego z operacyjnymi agentami Putina”? Czy właśnie celem tej hucpy nie było to, aby sprawa się wydała?
Scenariusz w wersji PO
Kaczyński traci wtedy, gdy zaczyna „wygadywać bzdury o Smoleńsku, zdradzie narodowej i o dziadku z Wermahtu”. Zyskuje wtedy, gdy przemilcza „narodowy topos”, a zaczyna wypowiadać się na tematy gospodarcze, bezrobocia, edukacji, kryzysu i pozostałe, które w odbiorze społecznym są traktowane jako ważne. Obecna strategia polityczna PiS-u wykorzystuje to spostrzeżenie. Od miesiąca Kaczyński zawiesił swoje podejrzenia o rosyjskim  zamachu; przestał atakować Niemców i zaborców, a podczas swoich objazdów po Polsce na ogół wypowiada się o braku miejsc pracy, niskich zarobkach, kryzysie w służbie zdrowia, edukacji i ubezpieczeniach. Ta strategia, realizowana od co najmniej miesiąca, zaczyna przynosić profity. Oczywiście, PiS nadal dba o to, aby  jednać sobie elektorat „narodowego pieniactwa”.  Oddelegowany do tej funkcji został Macierewicz. Prezes Kaczyński również nie wypowiada się na tematy obyczajowo drażliwe; od miesiąca milczy w kwestii gejów i lesbijek. Do roli głoszenia dobrej nowiny w środowiskach LGTB została oddelegowana posłanka Pawłowicz.  PiS stosuje więc tak zwaną metodę selektywnego jednania poszczególnych grup interesów. Główny figurant ma jednak zajmować się kwestiami wyłącznie najważniejszymi (gospodarką, bezrobociem, edukacją, zdrowiem, ubezpieczeniami, emeryturami) - operuje w centrum elektoratów, a nie na peryferiach.
W interesie Platformy Obywatelskiej jest więc popchnięcie Kaczyńskiego z powrotem w dyskurs „zdrady narodowej”.  Stratedzy Tuska musieli sobie odpowiedzieć na takie oto pytanie: jak zainspirować  Prezesa Kaczyńskiego, aby znowu zaczął głośno i odważnie mówić o zamachu smoleńskim, o zdradzie narodowej, o oczyszczeniu Polski z obcych sił, o prawdziwych Polakach, o niemieckich i rosyjskich  zdrajcach, o Tusku-sprzedawczyku-zdrajcy, o Tusko-Targowicy, itd. ?  Jeśli bowiem lider PiS  znowu uderzy w takie tony semantyczne, to cały PiS zacznie  za swoim wodzem powtarzać te same mantry.  Sondażowe słupki poparcia zaczną opadać.
Metoda sprowokowania  Kaczyńskiego może wydawać się autorom platformerskiego scenariusza jako nieskomplikowana. Wystarczy wysłać PKW na obiad do Moskwy; strzelić naszym sędziom fotki z putinowskimi dygnitarzami;  polecić znanemu dziennikarzowi prestiżowej agencji informacyjnej (RMF FM), aby przekazał sensacyjny news Polskiej Agencji Prasowej. Ponieważ Przemysław Marzec jest znany w środowisku z tego, że posiada „wojenne kontakty” z agentami na całym globie, jego doniesienie będzie  przez rodzimych dziennikarzy traktowane poważnie. Wydaje się, iż taki scenariusz jest właśnie realizowany.
Nacjonalistyczno-faszystowskie media przynętę chwyciły. Od poniedziałku coraz głośniej mówi się o zamiarze sfałszowania wyników przyszłych  wyborów.  Pisowscy dygnitarze dotychczas jednak milczą. Kaczyński jeszcze nie wypowiedział się  na temat wizyty PKW w Moskwie.  Być może uczyni to w najbliższym czasie. W każdym razie, jeśli da się sprowokować, będziemy w Polsce mieli do czynienia z nową medialną wojną – podejrzenia o zdradę  polskiej demokracji, o sprzedanie polskiej wolności rosyjskiej agenturze ( w analogii do Targowicy).  Taka wojna jest korzystna dla PO (przynajmniej na chwilę). Pozwala przypomnieć elektoratowi to, że PiS jest partią nacjonalistyczną, że jest partią niebezpieczną, gdyż nakierowaną, w swoim działaniu,  na „czystki instytucjonalne w Polsce”. Tego typu reminiscencja może znowu w świadomości Polaków wywołać syndrom lęku przed Kaczyńskim. PO gra  wizytą PKW w Moskwie w kolejne imprintowanie w naszych głowach lęku przed czarnymi garniturami PiS-u.
Scenariusz w wersji FSB
Gdyby jakiś profesor zaproponował  spotkanie w celach naukowych swojemu koledze z podstawówki, który ukończył zawodówkę w czasach PRL, to ów kolega nie mógłby się nadziwić takiej propozycji. Podobnie, rosyjska Centralna Komisja Wyborcza musiała przeżywać jakąś niesamowitą konfuzję, kiedy otrzymała propozycję spotkania się z Państwową Komisją Wyborczą. W dziedzinie demokracji, Rosjanie ukończyli zawodówkę, zaś Polacy co najmniej wyższą szkołę ściemniania (a jeden z sędziów jest nawet profesorem w UJ).  W takiej sytuacji agenci Putina postawili sobie pytanie: w co grają Polacy? Być może, spotkanie obu komisji wyborczych było inspirowane przez rosyjskich agentów wpływu, ulokowanych wśród urzędników Państwowej Komisji Wyborczej.
Pisowski scenariusz interpretacji „tajnego spotkania w Moskwie” jest korzystny dla Putina. Jeśli przeważy prymitywna, pisowska interpretacja wśród pokaźnej części społeczeństwa naszego kraju, to w wyniku przyspieszonych wyborów, należy spodziewać się porażki PiS. Mało kto zagłosuje na „wariatów kraczących o zamachu smoleńskim, zdradzie narodowej, Targowicy i  germańskim spisku dziadka z Wermachtu”. Ewentualna porażka PiS w  nadchodzących wyborach uruchomi w świadomości elektoratu partii Kaczyńskiego przekonanie o fałszerstwie wyborczym. Zadymy uliczne mamy wówczas zagwarantowane. Skutki takiej destabilizacji, w szczycie kryzysu ekonomicznego, mogą być nieprzewidywalne. Rzecz jasna, taki potencjalny przebieg wypadków jest w interesie Gazpromu – blokuje inwestycje w gaz łupkowy. Jeśli jednak PiS nie da się sprowokować, to FSB niczego nie traci – może kilka flaszek Stolicznej kosztowanych podczas obiadu lub kolacji z niektórymi przedstawicielami polskiej delegacji.
Puenta
Z pewnością Państwowa Komisja Wyborcza dała się wykorzystać do rozgrywek politycznych. Z punktu widzenia zadań statutowych tej instytucji, wyjazd PKW do Moskwy w celach naukowych nie posiada legalnego uzasadnienia (uprawianie nauki nie przynależy do zadań PKW); fundusze państwowe na działalność statutową zostały sprzeniewierzone.
Z pewnością dwunastu członków tej instytucji (prokuratorów, sędziów i jeden profesor) miała świadomość tego, w co gra. Podjęli decyzję o wyjeździe w sposób świadomy, licząc się z ewentualnymi oskarżeniami w mediach o działalność agenturalną.  KPW przyjęła na siebie rolę gry politycznej, co jest przestępstwem konstytucyjnym. Skandalem będzie to, jeśli Trybunał Konstytucyjny nie wyjaśni opisywanego zdarzenia. Jeśli tego nie uczyni, to wówczas można śmiało stwierdzić: my, obywatele polscy, nie żyjemy w państwie prawa; żyjemy w państwie bezprawia, w którym sędziowie zamiast stać w sposób bezstronny na straży ochrony praw człowieka i Konstytucji RP, rozgrywają swoje „polityczne  gierki”. Walka polityczna z PiS-em w żaden sposób nie uzasadnia łamania  praw konstytucyjnych, tworzenia precedensów wikłania bezstronnych instytucji sądownictwa w politykę i ochronę wybranej opcji politycznej.
***
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”; uczestnik Seminarium filozoficznego w Paryżu, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej,  zorganizowanego pod patronatem Prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Prezydenta Francji Jacques’a Chirac’a; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz