wtorek, 27 lutego 2018

Wielowieyska homofobicznie atakuje Palikota totalitarnym ultrafeminizmem !!!

TEKST  Z  DNIA  05.02.2014  ROKU
W świecie Wielowieyskiej epatowanie mężczyzn przez kobiety ich ciałem z intencją wzbudzenia w nich  seksualnego pożądania musi być zakazane, gdyż  takie akty prowadzą do wywoływania w męskich umysłach myśli typu:  „czy kobieta nadaje się do bzykania czy też nie”. Instytucja orgazmu stanowi w świecie dziennikarki temat tabu. Jego artykulacja w przestrzeni publicznego dyskursu ma być przynajmniej obyczajowo  penalizowana. Wielowieyska wprost, podobnie jak Mao Tse Tung, apeluje do wysłania Palikota na reedukację do prof. Środy. Taka postawa jest przynajmniej umiarkowaną apoteozą totalitarnego ultrafeminizmu. Czy może doprowadzić do palenia antyfeministycznych, seksistowskich książek? Hitler  i Mao palili wrogie księgi.
Dominika Wielowieyska opublikowała w ‘Gazecie Wyborczej” tekst (04.02.2014) zatytułowany „Męscy szowiniści od Palikota”. Felietonistka stwierdza, że w „Twoim Ruchu” męscy politycy stosują  kategorię  atrakcyjności seksualnej do oceny kobiet.
Bo dla mnie to klasyczny przykład męskiego szowinizmu, utartych stereotypów, wedle których kobietę ocenia się przede wszystkim po tym, czy warto ją bzyknąć, czy nie. Nie chodzi o poglądy posłanki PiS Krystyny Pawłowicz, nie chodzi o to, że obraża innych. Nie, głównym wyznacznikiem jest to, na ile jest albo nie jest atrakcyjna. To główna kategoria, którą u Palikota stosuje się przy ocenie kobiety.
Wielowieyska przywołuje trzy fakty: (1) wypowiedź posła Domarackiego, że wolałby
„bzyknąć” kozę aniżeli posłankę Pawłowicz"; (2) opisanie Wandy Nowickiej przez Janusza Palikota, że „chce być zgwałcona i udawać męczennicę” oraz (3) obronę posła Domarackiego przez Kazimierza Kutza, który ocenia wypowiedź tego pierwszego jako żartobliwą metaforę.  Na tej podstawie dziennikarka „Gazety Wyborczej” konkluduje: Jak widać, seksizm u Palikota kwitnie. Czekam tylko, aż senator Kutz ogłosi walkę z "ideologią gender".

Językowy obraz świata Wielowieyskiej
Na gruncie nauk o języku oraz kognitywistyki mówi się o czymś takim, jak językowe obrazy świata osób wypowiadających się. Artykułując swoje myśli, użytkownicy języka odsłaniają schematy semantyczne, według których  ich umysły syntetyzują doświadczane światy i ich fragmenty. Teoretycy języka potrafią na podstawie wypowiedzi opisać generowane schematy konstrukcji światów życia codziennego autorów tekstów.
W jaki więc sposób Dominika Wielowieyska konstruuje swój świat (oczywiście, w pewnym aspekcie), którego doświadcza w pracy, na ulicy czy w domowych pieleszach? Z pewnością jej świat jest przepełniony seksem. „Akty bzykania” oraz  seksualne nastawienia (sexual propositional attitudes), z których te pierwsze wyłaniają się,  są „widocznymi” zdarzeniami w świecie (lebenswelt) Wielowieyskiej.
Umysł ludzki posiada, rozwiniętą na różnym poziomie, tak zwaną kompetencję aksjologiczną, czyli zdolność do oceny doświadczanej scenerii  pod względem rozmaitych wartości oraz antywartości. Mamy więc  skłonność zarówno  do pozytywnego oceniania jak i do dewaluacji  doświadczanej rzeczywistości. Dzięki tym dyspozycjom, syntetyzowane przez nasze umysły światy są pozycjonowane emocjonalnie i uczuciowo. Jak więc Wielowieyska pozycjonuje sferę seksu?
Autorka analizowanego felietonu protestuje przeciwko męskim zachowaniom mentalnym, które ujmują kobietę w aspekcie jej atrakcyjności fizyczno-seksualnej. W takich zachowaniach konceptualizacyjnych kobiecość (czy nadaje się czy nie – do „bzykania”), mężczyzna odbiera kobietę pod względem jej „orgazmicznego potencjału”; ocenia ją czy jest w stanie dostarczyć mu orgazmu. Na ten punkt widzenia  wskazuje treść znaczeniowa czasownika „bzykać się”, obejmująca aspekt penetracyjny  relacji seksualnej. Wielowieyska więc buntuje się przeciwko patrzeniu przez mężczyzn  na kobiety jako indywidua dostarczające orgazmu. Taki sposób spoglądania na kobiety jest dla niej szowinistyczny i seksistowski. Uważa więc, że „potencjał orgazmiczny” kobiety dewaluuje ją; jest antywartością jej ciała.
W świecie Wielowieyskiej epatowanie mężczyzn przez kobiety ich ciałem z intencją wzbudzenia w nich  seksualnego pożądania (podniecenia) musi być zakazane, gdyż  takie akty prowadzą do wywoływania w męskich umysłach myśli typu:  „czy kobieta nadaje się do bzykania czy też nie”. Instytucja orgazmu stanowi w świecie dziennikarki temat tabu. Jego artykulacja w przestrzeni publicznego dyskursu ma być przynajmniej obyczajowo  penalizowana. Tekst autorki należy więc ocenić jako „obyczajową karę” udzieloną politykom, którzy ośmielili się w publicznym dyskursie na ocenę polityczek w aspekcie ich „orgazmicznego potencjału”.
Seksualne tabu w kontekście polityki
Z punktu widzenia psychologii ewolucyjnej, kobiety w procesie replikacji genów rywalizują między sobą o względy mężczyzn oraz odwrotnie – mężczyźni „biją się między sobą” o względy kobiet. Narzędziem tej rywalizacji jest „potencjał orgazmiczny”, który jest wyznaczany kulturowymi  standardami seksualności, zmieniającymi się historycznie. Na przykład, w czasach Orzeszkowej kobieca opalenizna nie podniecała; dzisiaj doświadczamy zjawiska odwrotnego. W czasach Rubensa,  dzisiejsze, „wychudzone” modelki raczej odpychałyby seksualnie mężczyzn. Jakie więc polityczne konsekwencje niosą za sobą praktyki oznaczania seksu i orgazmu „markerem” tabu, czyli praktyki - deseksualizacji seksu?
Deseksualizacja seksu stanowi fundament instytucjonalny większości religii. Mówienie o seksie i orgazmie jako źródle hedonicznej przyjemności jest  oceniane w chrześcijaństwie i islamie jako ciężki grzech. Apoteoza orgazmu jest w tych dyskursach kojarzona jako przejaw ingerencji Szatana w ludzkie życie.  We współczesnych państwach, których prawem jest szariat, publiczny i pozamałżeński seks  jest karany nawet śmiercią.
Bez wątpienia, praktyki deseksualizacyjne seksu blokują mechanizmy konkurencji na rynku replikacji genów. Ponieważ wszystkie rynki są podporządkowane rynkowi replikacji genetycznej, blokowanie mechanizmów konkurencji na tym ostatnim prowadzą w konsekwencji do zablokowania tychże mechanizmów na wszystkich pozostałych rynkach. Liberalny rynek genów wymaga liberalnego rynku memów oraz liberalnych rynków ekonomicznych. Blokowanie liberalizmu rynku genów czyni więc praktyki uwalniania rynków idei i rynków ekonomicznych nieefektywnymi. Osiąganie przez jednostki tak zwanej pozycji ekonomicznej (bogactwa) oraz intelektualnej (wpływu na umysły) nie przekłada się na osiąganie pozycji w dziedzinie replikacji genów. Deseksualizacja seksu konserwuje więc polityczne status quo. Jest narzędziem podtrzymywania dotychczasowych struktur władzy. Dlatego też kapłani deseksualizują seks, gdyż chcą utrzymać swoją władzę nad ludem.
Antygenderyzm Wielowieyskiej
Zgodnie z doktryną genderyzmu,  płeć kulturowa podlega wyborowi. Implementacja tej doktryny w tkankę życia społecznego ma liberalizować rynek replikacji genów. Skoro konstytutywną cechą płci kulturowej są nasze zachowania nastawione na osiągnięcie orgazmu, to prawo pozwalające na swobodny wybór płci i korektę tego wyboru uruchomi w życiu społecznym rozmaite mechanizmy prefabrykacji praktyk osiągania orgazmu. Wolny rynek tychże praktyk wygeneruje z siebie standardy określające osiąganie pozycji na tym rynku. Dotychczasowe standardy wyznaczają wysokie pozycje replikatorów genetycznych poprzez wysokie pozycje  na rynku bogactwa lub na rynku wpływu na umysły. Kobiety posiadają skłonność wyboru na swoich partnerów bogatych  lub o wysokich walorach intelektualnych mężczyzn; podobny mechanizm preferencji seksualnych zaczyna dominować wśród  przedstawicieli płci męskiej.
Implementacja mechanizmów „genderowych” w funkcjonowanie społeczeństw spowoduje procesy atrofii dotychczasowych  sposobów, na jakie rozgrywają się współcześnie w społeczeństwach demokratycznych procesy doboru seksualnego. Warunkiem „genderyzowania się” społeczeństw jest „uwolnienie dyskursu seksualnego” -  pozbawienie go markera tabu. Wielowieyska właśnie protestuje przed tymi zjawiskami. Buntuje się przeciwko publicznym artykulacjom naszych preferencji seksualnych. Pod tym względem, prezentuje postawę homofobii  genderowej.  Skoro Kutz nie ma prawa do publicznego wyrażania swoich preferencji seksualnych względem takich czy innych polityczek, to również posłowi Biedroniowi czy posłance Grodzkiej takie prawo nie przysługuje. „Genderyzowanie” się społeczeństwa polega na tym, między innymi, że homoseksualiści, heteroseksualiści czy też kapłani mają prawo, bez poczucia zagrożenia, artykułować publicznie swoje gusta i wybory seksualne, a także swoją twórczość w dziedzinie  technologii osiągania orgazmów. Wielowieyska lęka się tego – trwoży się o „tradycjonalizm seksualny”; jest wrogiem nowych technologii seksualnych.
Totalitarny ultrafeminizm Wielowieyskiej
Ultrafeminizm jest poglądem głoszącym, że płeć żeńska jest świętością. Ultrafeminstki nadają więc swojej płci przymiot sacrum. Praktyki sakralizacji płci żeńskiej penalizują, przynajmniej obyczajowo,  akty mowy: kpiny, żartu, komedii, śmiechu,  ironii, których przedmiotem jest kobieca płciowość.  Umberto Eco w „Imieniu Róży” opisuje mechanizm penalizowania śmiechu w odniesieniu do sacrum boskiego. Kiedy taka penalizacja desakralizacji płci jest standaryzowana, prawnie legitymizowana i monitorowana przez struktury władzy społecznej, ultrafeminizm nabywa atrybutu totalitaryzmu (podobnie jak ultrateizm).
W swoim felietonie Wielowieyska nie tylko, że potępia Kutza i Palikota za ich ironię oraz śmiech z płci żeńskiej, ale również wyraża protest przed wypełnianiem przez nich roli politycznej. Wielowieyska tym samym upolitycznia praktyki desakralizacji płci żeńskiej.  Według niej, ten, kto żartuje, kpi, dowcipkuje  sobie z płci, nie ma prawa być posłem; nie ma prawa spełniać politycznych funkcji. Wielowieyska wprost, podobnie jak Mao Tse Tung, apeluje do wysłania Palikota na reedukację do prof. Środy. Taka postawa jest przynajmniej umiarkowaną apoteozą totalitarnego ultrafeminizmu. Czy może doprowadzić do palenia antyfeministycznych, seksistowskich książek? Hitler  i Mao palili wrogie księgi.
Puenta
Totalitarny ultrafeminizm stanowi ideologię podobną do nazizmu czy komunizmu pod takim względem, że  konstruuje kategorie wykluczenia politycznego obywateli.  Komuniści wykluczali wszystkich tych, którzy nie  posiadali „klasowego pochodzenia”. Naziści wykluczali wszystkich tych, którzy posiadali niewłaściwe etnicznie pochodzenie (byli Żydami, Cyganami lub Słowianami). Ultrafeministki dyskryminują obywateli z uwagi na produkowane przez nich akty mowy: kpiny, żartu, komedii, śmiechu i ironii z płci żeńskiej. Bez wątpienia, dyskryminacja indywiduów, której kryterium, jest moc illokucyjna oraz przedmiot aktu mowy, jest bezpośrednim sposobem ataku na wolność słowa i sumienia. Upowszechnienie się takich form dyskryminacji społecznej wywoła zjawisko „lęku przed własnymi myślami”. Wielowieyska w tym niebezpiecznym procederze uczestniczy.
Mam jednak nadzieję, że dziennikarka „Gazety Wyborczej” nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co napisała. Wierzę, że nie wszystkie polskie feministki kierują się w swoim myśleniu ultrafeministycznymi schematami.  http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/678785,malgorzata-prokop-paczkowska-z-twojego-ruchu-narodziny-politycznej-gwiazdy.html Żadna bowiem płeć nie jest święta; żaden orgazm nie jest święty, żadna technologia seksualna, która nie wywołuje bólu i nie dewaluuje drugiej osoby, nie jest zakazana. Genderyzm właśnie desakralizuje płeć, orgazm i seks. Uczy nas wolności, gdyż wyzwala od tabu, którego złamanie w wielu systemach kulturowych było i jest karane zadawaniem ludziom bólu fizycznego.    Czy Wielowieyska tego nie rozumie? Czy spogląda na świat przez pryzmat swoich traum seksualnych, bo tęskni za statusem kobiety poszukującej  http://blogi.newsweek.pl/Tekst/naluzie/674826,kobieta-i-mezczyzna-podczas-wakacji.html,  czy też świadomie upowszechnia ultrafeministyczną ideologię ?
***
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w czasopismach Listy Filadelfijskiej: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”, „History and Philosophy of Logic”; uczestnik Seminarium filozoficznego w Paryżu, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej,  zorganizowanego pod patronatem Prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Prezydenta Francji Jacques’a Chirac’a; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute), od 2014 członek Honorary Associates Rationalist International.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz