wtorek, 27 lutego 2018

Sejmowa Komisja ws. Wojskowych Służb Informacyjnych !!! Co ukrywa Kaczyński? Czy Tusk się przestraszy?

TEKST  Z  DNIA  22.01.2014  ROKU
Sejmowa komisja do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych powinna postawić liczne pytania Kaczyńskiemu. Dlaczego Kaczyński jako były premier rządu i aspirujący obecnie do objęcia władzy w naszym kraju w wypowiedzi dla dziennikarzy składa groźby pod adresem  polityków przygotowujących powołanie komisji? Co miał na myśli były premier, mówiąc o „długim ramieniu Moskwy”? Ta metafora  przywodzi bowiem na myśl zabójstwa Litwinienki i Politkowskiej. Czy Kaczyński chciał  zagrozić zabójstwem Januszowi Palikotowi przy pomocy „długiego ramienia Moskwy”?  Wypowiedzi byłego premiera nie można ignorować. To nie był żart. To był szantaż.
Janusz Palikot od wielu tygodni domaga się powołania przez Sejm komisji do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych. Zdaniem lidera „Twojego Ruchu”, opublikowanie za zgodą śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego raportu Macierewicza przyczyniło się do  zniszczenia polskich struktur wywiadowczych operujących w Rosji. Niektórzy politycy „Platformy Obywatelskiej” wyrazili aprobatę dla pomysłu Palikota.
Na wieść o tym, że istnieją realne szanse powołania sejmowej komisji do spraw wojskowych służb specjalnych, Jarosławowi  Kaczyńskiemu „puściły nerwy”. Podczas wywiadu udzielonego dziennikarzom 20.01.2014, oświadczył, że „przyjdzie czas rozliczenia /…/ tych, którzy powołują takie komisje”. Określił przedsięwzięcie Palikota jako komisję „w sprawie długiego ramienia Moskwy”.  Ponadto stwierdził:
Mam ciągle nadzieję, że rozsądek zwycięży, znajomość analogii historycznych będzie też przesłanką negatywną i że w związku z tym sprawa za jakiś czas minie
Kaczyński szantażuje !!!
Lider PiS, jak nigdy, ostrzegł polityków „Twojego Ruchu”, że w odpowiednim czasie ich rozliczy za próbę powołania komisji. To ostrzeżenie jest bez wątpienia groźbą: Jeśli wygram wybory, to palikotowcy zostaną rozliczeni. Można postawić pytanie: jak Kaczyński zamierza ich rozliczyć? Czy Kaczyński zamierza po dojściu do władzy wsadzać do więzień zwolenników „Twojego Ruchu”?  Bez wątpienia, jakkolwiek by nie interpretować  wypowiedź byłego premiera i lidera partii przewodzącej w rankingach, powiało brunatną grozą.   http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/673449,pis-i-faszyzm.html
Nie tylko palikotowcy otrzymali sygnał od Kaczyńskiego. Jego wypowiedź została również zaadresowana do Tuska. Odwołując się do analogii historycznych, odradza „Platformie Obywatelskiej” forsowanie pomysłu powołania Komisji ds. WSI. Ma z pewnością na myśli „komisję Rywina”, która pogrążyła Millera i SLD. Dlaczego Kaczyński różnicuje Tuska w stosunku do Palikota?  Temu drugiemu grozi, że go co najmniej aresztuje (rozliczy), kiedy dojdzie do władzy, zaś temu pierwszemu  prezentuje tylko potencjalny scenariusz rozwoju wypadków politycznych w kraju. Z pewnością, analizowana wypowiedź  została zaplanowana w formie jakiejś gry psychologicznej z adwersarzami politycznymi.
Jeśli wytrawny, szczwany  polityk, który doprowadził swoją partię na szczyty sondaży wyborczych, zaczyna stosować publiczny szantaż oraz groźby, to znaczy, że boi się. Każda bestia kiedy boi się, szczerzy zęby. Tak samo, każda bestia polityczna, kiedy stosuje metodę publicznej groźby zemsty, musi czegoś lękać się. Czego więc Kaczyński lęka się? Czy „długiego ramienia Moskwy”?
Dlaczego Kaczyński jest przeciwko komisji ds. WSI?
Można wyobrazić sobie podczas przesłuchań takiej komisji deszcz pytań  dotyczących nie tylko kwestii tłumaczenia raportu Macierewicza na język rosyjski.  Kto był inspiratorem takiego pomysłu? Kto odpowiada za ujawnienie nazwisk w raporcie? Czy Jarosław Kaczyński czuwał nad redakcją raportu? Kto z generałów wojska polskiego był zaangażowany w opracowywanie raportu? Czy generał Petelicki, który nie tak dawno zastrzelił się, brał udział w opracowywaniu raportu? Stawiając takie pytania, padną nazwiska w kontekście działalności operacyjnej polskiego wywiadu w Rosji.
Skoro upublicznioną intencją sporządzenia raportu było „patriotyczne oczyszczenie” polskich służb agenturalnych z rosyjskich szpiegów, to dlaczego Kaczyński medialnie występuje przeciwko powołaniu komisji do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych? W końcu prace takiej komisji mogłyby pomóc w rozbrajaniu rosyjskiej agentury w Polsce.  Czy nie jest tak, że Kaczyński ma w swojej partii głęboko ulokowanych szpiegów Putina? http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/677687,pis-i-rosyjska-agentura.html
Agentura rosyjska w Polsce
Jako kraj na rubieżach Europy  oraz jako dawny satelita imperium radzieckiego, Polska jest obszarem aktywnej penetracji wywiadowczej Rosjan. W interesie Putina jest niedopuszczenie do tego, aby przy granicy z Rosją powstał sojusz państw, który umożliwiłby Ukrainie wejście do Unii Europejskiej. Z geopolitycznego punktu widzenia, państwo nad Donem i Dnieprem stanowi dla Rosji strategiczny gospodarczo obszar.
Unia Europejska  rozwija się dzięki wykorzystaniu gospodarki chińskiej i hinduskiej. Niskie koszty  pracy w chińskich fabrykach pozwoliły na przeniesienie do kraju nad Żółtą Rzeką niemal całego, europejskiego przemysłu ciężkiego, wydobywczego,  tekstylnego i maszynowego. Kopalnie węgla w Niemczech i Wielkiej Brytanii zostały zamknięte. Już tylko nieliczne huty pracują w Europie. Statki o wielkich gabarytach nie są produkowane ani w Gdańsku ani w Szczecinie  ani w  Rostocku. Huty szkła są rzadkością. Europa głównie żyje z przemysłu precyzyjnego, spożywczego i usług. Nie opłaca się ani w Niemczech ani we Francji wytapiać w piecach stali.
Za 10 lub 15 lat Chiny jednak przestaną funkcjonować jako gospodarka o niskich kosztach pracy. Niewolnictwa pracowniczego nie da się długo utrzymać w zglobalizowanym świecie z dostępem do informacji o standardzie życia w krajach wysoko rozwiniętych. Dynamika zarobków chińskich robotników przyspiesza. W najludniejszym kraju świata zaczyna tworzyć się nowoczesny rynek konsumenta o aspiracjach spożywania produktów z najwyższej półki. Chiny i Indie przestaną być za 10-15 lat na tyle konkurencyjne, żeby wytapiać tam stal i szyć odzież dla całego świata. Europejczycy zaczną oglądać się za bliższym dostawcą  energochłonnych materiałów dla swojego „czystego ekologicznie” przemysłu. Rolę dostarczania Europie względnie taniego „brudnego produktu” (stali, chemikaliów, przerobionych surowców kopalnych, części  do maszyn i samochodów) może wypełnić Rosja lub Ukraina.
W interesie Unii Europejskiej nie jest jednak wzmacnianie rosyjskiej potęgi. Państwo Putina posiada broń atomową, niezmierzone ilości cennych kopalin oraz ropę i gaz. Uczynienie z Rosji dodatkowo potęgi w zakresie przemysłu ciężkiego usadowiłoby ją na pozycji kraju dyktującego Europie warunki prowadzenia biznesu i polityki. Europa boi się rosyjskiej mentalności, która ewoluuje w kierunku faszyzmu i totalitaryzmu. W tej sytuacji nie można się dziwić temu, iż wielu europejskich polityków, przy wsparciu Ameryki, popiera wystąpienia Ukraińców w Kijowie, mających kształt protestu przeciwko zerwaniu przez Janukowycza rozmów stowarzyszeniowych z Unią. http://blogi.newsweek.pl/Tekst/swiat/681055,ukraina-co-zrobi-putin-co-powinien-zrobic-polski-establishment.html
Ścisłe związki państwa nad Dnieprem i Donem z Europą rokują nadzieję na to, że kraj Kliczki zacznie rozwijać się w kierunku stania się centrum europejskiego przemysłu ciężkiego i hiper-ciężkiego. Rzecz jasna, na to potrzeba co najmniej 10-15 lat. Już dziś Ukrainę zacząć trzeba zmieniać w duchu proeuropejskim, jeśli w przyszłości ma funkcjonować według standardów projektowanej federacji europejskiej. Putin ma świadomość takiego rozwoju wypadków. Dlatego uczyni wiele, aby wyperswadować Ukraińcom ich „proeuropejskie mrzonki”.
Państwem, które jest w stanie pomagać Ukraińcom w płaszczyźnie mentalnej, jest Polska. Za pieniądze z Brukseli jesteśmy w stanie zaoferować młodzieży z Kijowa i Lwowa  atrakcyjną ofertę edukacyjną na naszych uniwersytetach. Rozmaite fundacje działające w naszym kraju są w stanie szkolić politycznie młodych Ukraińców. W kategoriach unijnego budżetu koszt takiej aktywności jest „groszowy”.   Warunkiem skutecznej realizacji przez Polskę takiej, strategicznej polityki wobec Ukrainy jest stabilizacja sceny w naszym kraju. Nie da się prowadzić systematycznej kampanii wpływu na społeczeństwo Ukrainy w kraju targanym głębokimi konfliktami wewnętrznymi. http://blogi.newsweek.pl/Tekst/swiat/681538,lawrow-w-polsce-z-widokiem-na-rosyjskie-rakiety-w-kaliningradzie-czy-sikorski-%E2%80%93-pod-namowa-watykanu---sprzeda-ukraine.html
Kto zarządza nienawiścią w Polsce?
Wystarczy opracować systematyczny plan siania konfliktów światopoglądowych, aby wzniecić pożar w dowolnym kraju. Po zwycięstwie Kaczyńskiego w wyborach parlamentarnych w 2005 roku, Polska przeżyła pierwszą  próbę destabilizacji.
Kampania lustracyjna została tak zaprojektowana, aby wygenerować „spektakl nienawiści”. PiS zaplanował czystki w instytucjach administracji państwowej oraz w systemie szkolnictwa powszechnego i wyższego. Próbowano zalegalizować praktyki wyrzucania ludzi z pracy z powodu dawnej współpracy z tajnymi służbami PRL. Tak spreparowana lustracja nie miała mieć charakteru aksamitnego; jej celem nie miało być oczyszczenie atmosfery politycznej w Polsce. Pisowska lustracja miała służyć wywołaniu nienawiści pomiędzy tą częścią społeczeństwa, która w czasach PRL była jakoś uwikłana w „koegzystencje z komunistycznym reżimem”, a resztą tzw. „czystych, nieskażonych obywateli”. Z góry było wiadomo, że ustawa lustracyjna łamie podstawowe prawa człowieka, gdyż narzuca przymus karania ludzi, 15 lat po obaleniu PRL, współpracujących z komunistycznym reżimem. Trybunał Konstytucyjny z oczywistych względów musiał  pisowską wersję lustracji zdelegalizować. Nie można bowiem budować demokratycznego porządku ustrojowego na fundamencie żądzy odwetu i zemsty.
Kampania lustracyjna zaprojektowana przez Kaczyńskich wywołała w świadomości wielu obywateli naszego państwa „polityczną traumę” o dwóch obliczach. Pierwszym obliczem tej traumy był strach przed utratą pracy oraz zatraceniem własnego, indywidualnego dziedzictwa życiowego.  Drugim jej obliczem była wściekłość z powodu niemożności „dokopania komunistom”. W ten sposób w 2005 roku stworzono pierwszy podział wojenny: „my, czyści nieskażeni, dobrzy Polacy” kontra „oni, skażeni, źli Polacy”. Odżył mentalny skrypt Torańskiej: „My i Oni”. Dzisiaj ten podział, po ośmiu latach, siły polityczne związane z „Prawem i Sprawiedliwością” próbują reaktywować w postaci schematu myślenia: „resortowe dzieci” kontra „reszta Polski”. Czy pisowska ustawa lustracyjna była inspirowana przez rosyjską agenturę w Polsce?
Wraz z delegalizacją pisowskiej lustracji, dokonaną przez Trybunał Konstytucyjny, Kościół Katolicki rozpoczął na scenie publicznej  brutalne ataki na liberalizm. Biskupi w swoich homiliach, niemal w każdym tygodniu, powtarzali mantrę, iż myślenie liberalne jest źródłem grzechu i wszelakich nieszczęść Polaków.  Antyliberalna krucjata Kościoła trwała aż do czasu katastrofy smoleńskiej w kwietniu 2010 roku. Zbiegła się z potężnym kryzysem finansowym, którego „zapalnikiem” był upadek banku inwestycyjnego Lehman Brothers w 2008 roku. Liberałowie w latach 2008 - 2010  byli w Polsce przedstawiani przez środowiska opiniotwórcze zarówno lewicy jak i katolickiej prawicy jako sprawcy wszelkich nieszczęść ludzkich: moralnych, edukacyjnych,  finansowych, gospodarczych, a nawet egzystencjalnych. Wykreowano w kraju podział wojenny według schematu: „bogaci, liberałowie, wolnomyśliciele, relatywiści, kombinatorzy” kontra „walczący o prawdę, uczciwi biedacy”.
Pierwsza wojna łatwo skrzyżowała się z drugą. Wystarczyło przypisać „postkomunistom” (a w wersji dzisiejszej „resortowym dzieciom”) bogactwo, liberalizm i amoralizm, zaś „nieskażonym Polakom” „biedę, uczciwość i dążenie do prawdy”.  Konsekwencją takiej „mikstury memetycznej”, zakodowanej dzisiaj w umysłach wielu obywateli, jest identyfikowanie swojej biedy i życiowych porażek z „prawdą i uczciwością”: jestem biedny, nieporadny, gdyż jestem uczciwy i hołduję prawdzie.  Siłą rzeczy kategoria „fałszu i nieuczciwości” jest kojarzona w takim kompleksie mentalnym z „bogactwem i sukcesem”.
W 2008 roku abp Dziwisz rozpoczął kolejną, „polsko-polską wojnę”. Nadarzyła się okazja, aby pochować prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej, na Wawelu. Nadano Kaczyńskiemu w ten sposób insygnia królewskie. Wykreowano pogrzebową hucpę; patriotyczną celebrację. Katastrofę  skojarzono z mordem katyńskim. Politycy „Prawa i Sprawiedliwości” wraz z klerem zadali społeczeństwu pytanie: Czy Rosjanie zabili „naszego Prezydenta”? Odpowiadając na to pytanie, można powiedzieć: tak lub nie. Ci którzy odpowiedzieli „tak”, na przełomie 2010 i 2011 roku zaczęli organizować marsze smoleńskie z krzyżem i pochodnią w Warszawie. Oskarżano Tuska i „Platformę Obywatelską” o zdradę narodową.  Wykreowano wojnę mentalną o postaci: „zdrajcy narodu” kontra „patrioci”. Przy okazji niedzielnych mszy świętych, w wielu kościołach śpiewano: Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie.
Stan zamglenia smoleńskiego utrzymywał się do jesieni 2013 roku. Systematycznie był podtrzymywany przez Rosjan (afera z trumnami, przetrzymywanie czarnych skrzynek z samolotu, trotylowe ekspertyzy dziennikarzy i wiele innych, skandalicznych zdarzeń). Działania agentury Putina doprowadziły do wzrostu notowań PiS w sondażach wyborczych. Wojna „patriotów” ze „zdrajcami narodu” przeniosła się na planszę dyskursu religijnego. Episkopat Polski nieustannie wspierał „prawdziwych Polaków”, wzniecając nastroje ninawiści. Czy długie ramię rosyjskiej agentury również sięga Episkopatu Polski?
Jesienią 2013 roku doświadczyliśmy cudu. Wiatr nagle rozwiał „mgłę smoleńską”. Kościół odmówił poparcia Kaczyńskiemu w jego próbie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta Warszawy. Mogłoby się wydawać, że doszło do przewartościowania strategii politycznej Kościoła Katolickiego w Polsce. Niestety rozpoczęła się kolejna wojna: „gender” kontra „antygender”. Oskarżono feministki o pedofilię wśród księży katolickich. Czy nienawiścią w naszym kraju zarządza Episkopat Polski? Czy działania hierarchów katolickich są inspirowane „długim ramieniem” putinowskiej agentury?
Rosyjska agentura w polskim Kościele?
Jednym z najwybitniejszych agentów polskiej bezpieki, wywodzących się ze środowisk kleru, był biskup gnieźnieński, Jerzy Dąbrowski. Doszedł do stanowiska zastępcy sekretarza Episkopatu Polski. Uczestniczył z ramienia Kościoła w spotkaniach z Kiszczakiem Cioskiem, Wałęsą i innymi postaciami polskiej sceny politycznej lat 80-tych. Zwerbowany został już w latach 60-tych w Rzymie. Jako agent występujący pod kryptonimem „Ignacy”, dostarczał KGB, poprzez polskie łącza,  protokoły  z posiedzeń Episkopatu Polskiego, które w latach 60-tych odbywały się w Rzymie. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w wypadku samochodowym w 1991 roku. Czy ktoś pomógł mu zejść z ziemskiego padołu?
Innym agentem był ks. prof. Michał  Czajkowski. Współpracując z SB pod pseudonimem „Jankowski”, donosił między innymi na ks. Popiełuszkę, Jana Józefa Lispkiego i Jacka Kuronia.  Jego oficerem prowadzącym, według znawców zagadnienia, był osławiony Adam Pietruszka. Ponieważ grupa tego ostatniego ściśle współpracowała z sowiecką KGB, nie ulega wątpliwości, że informacje przekazywane przez księdza, agenta Czajkowskiego trafiały na biurko Andropowa na Łubiance w Moskwie.
Najsłynniejszym agentem wśród polskich księży w Watykanie był ojciec Hejmo, który osiągnął wysokie stanowiska w watykańskiej administracji. Piastował, między innymi,  urząd wicedyrektora Delegatury Biura Prasowego Episkopatu Polski w Rzymie. Pod adresem tego księdza padają oskarżenia o współpracę ze Stasi.
Nigdy nie jest tak, że każdy agent danej służby doświadcza wpadki. Zwykle jest odwrotnie  - tylko nieliczni agenci są identyfikowani. Jeśli więc dopiero po latach udało się historykom szperającym w archiwach ujawnić tylko trzech agentów komunistycznych służb bezpieczeństwa, pełniących wysokie funkcje administracyjne w ważnych, watykańskich agendach, to ciśnie się na usta pytanie: Ilu biskupów-agentów jeszcze nie złapano? Czy w Konferencji  Episkopatu Polski, w najwyższym kolegialnym  urzędzie Kościoła Katolickiego w Polsce,  nadal są ulokowani agenci szpiegujący dla Rosji? Czy mówiąc o długim ramieniu Moskwy, Kaczyński nie miał na myśli agentury rosyjskiej operującej w strukturach administracyjnych Kościoła?
Wizyta agenta FSB, Cyryla, patriarchy Cerkwi Rosyjskiej w Polsce
W 2009 roku Cyryl został wybrany na patriarchę Moskwy i całej Rusi. Wcześniej pełnił ważne funkcje w strukturach administracyjnych rosyjskiej Cerkwi. Zarzuca mu się współpracę z KGB od początku lat 70-tych.  Jest zwolennikiem Putina i scentralizowanego modelu zarządzania kościołem prawosławnym. W 2012 roku, w szczytowym okresie „mgły smoleńskiej” w Polsce, Cyryl przybył na rozmowy do naszego kraju na zaproszenie Episkopatu. Oba kościoły wydały wspólne oświadczenie. Wizyta patriarchy moskiewskiego odbywała się podczas rozprawy sądowej przeciwko performerkom z grupy Pussy Riot, na której zostały skazane za obrazę uczuć religijnych na odsiadkę w rosyjskich łagrach.
Arcybiskup Michalik, ucztując z  Cyrylem, zadeklarował swój manifest polityczny – konsekwencję w zwalczaniu ateizmu, agnostycyzmu i racjonalizmu. Zdeprecjonował również wysiłki wielu polskich rządów w procesie  pojednania polsko-ukraińskiego.  Proeuropejscy obywatele Ukrainy byli wstrząśnięci wizytą Cyryla w Polsce, gdyż Cerkiew Rosyjska jest traktowana w ukraińskim dyskursie jako symbol ciemiężenia wolnej Ukrainy. Podanie przez Episkopat Polski ręki Cyrylowi zostało odebrane w proeuropejskich środowiskach w Kijowie i Lwowie jako znak lekceważenia społeczeństwa ukraińskiego.
Do dnia dzisiejszego interpretatorzy  polityczni nie mogą dopatrzyć się żadnego sensu spotkania liderów kościoła Katolickiego w Polsce  oraz Kościoła Prawosławnego w Rosji. Co więcej – wizyta ta do dnia dzisiejszego nie przyniosła żadnych skutków ekumenicznych. Być może Cyryl, jako były agent KGB, pod przykrywką  ekumenicznej kampanii, przywiózł do Polski instrukcje dla agentury Putina ulokowanej w Episkopacie Polski. Co ciekawe, szczyt  antyliberalnej, antyateistycznej, homofobicznej i antygenderowej kampanii Kościoła przypada na okres po wizycie Cyryla w Polsce.  Ten szczyt manifestuje się  wieloma zdarzeniami: nagonką na księdza Lemańskiego, organizacją absurdalnych misteriów z udziałem czarownika Bashobory http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/674284,katolicki-cyrk-czarodzieja-bashobory-w-warszawie-episkopat-wysyla-sygnal-tuskowi.html oraz oskarżeniem feministek o pedofilię wśród księży katolickich. http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/634199,list-otwarty-do-pana-kazimierza-ryczana-biskupa-katolickiego-w-polsce.html http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/675940,rydzyk-kowalczyk-michalik-hoser-%E2%80%93-kim-oni-sa.html Ostatnim wydarzeniem tej krucjaty przeciwko nie-katolikom jest próba zaszczucia Owsiaka i jego charytatywnej imprezy. http://blogi.newsweek.pl/Tekst/polityka-polska/682824,sondaz-tns-polska-na-tle-wynikow-wosp-pawlowicz-kojarzy-owsiaka-z-palikotem.html
Morał
Te wszystkie opisane, cząstkowe kampanie składają się na globalny w Polsce proces „zarządzania nienawiścią”.  Domniemanie, iż celowo PiS przy pomocy raportu Macierewicza rozbroił polskie służby wywiadowcze i kontrwywiadowcze, aby „długie ramię Moskwy” mogło sięgnąć Episkopatu, wydaje się  zasadne.  Sejmowa komisja do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych powinna postawić liczne pytania Kaczyńskiemu. Kto uczestniczył w przygotowywaniu raportu; w szczególności – jacy oficerowie Wojska Polskiego brali udział w tym procederze? Czy koncepcja redakcyjna raportu była konsultowana z cywilnymi funkcjonariuszami katolickimi, a w szczególności – agentami Opus Dei?  Dlaczego Kaczyński jako były premier rządu i aspirujący obecnie do objęcia władzy w naszym kraju w wypowiedzi dla dziennikarzy składa groźby pod adresem  polityków przygotowujących powołanie komisji? Co miał na myśli były premier, mówiąc o „długim ramieniu Moskwy”?
Metafora „długiego ramienia Moskwy” przywodzi bowiem na myśl zabójstwa Litwinienki i Politkowskiej. Czy Kaczyński chciał  zagrozić zabójstwem Januszowi Palikotowi przy pomocy „długiego ramienia Moskwy”?  Wypowiedzi byłego premiera nie można ignorować. To nie był żart. To był szantaż. Jako obywatele mamy prawo domagać się od polityków powołania komisji, która pozwoli nam zrozumieć słowa Jarosława Kaczyńskiego. Czy w tej sytuacji Tusk przestraszy się?
***
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”, „History and Philosophy of Logic”; uczestnik Seminarium filozoficznego w Paryżu, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej,  zorganizowanego pod patronatem Prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Prezydenta Francji Jacques’a Chirac’a; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute), od 2014 członek Honorary Associates Rationalist International.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz