wtorek, 27 lutego 2018

Łupki, Smoleńsk, budowlanka i dymisja Tuska na tle afery trotylowej

TEKST  Z  DNIA  01.11.2012  ROKU
Czyżby PiS godził się - w interesie Putina i Gazpromu - na zablokowanie projektu  rozwoju przemysłu gazowego w Polsce za cenę wykolejenia Rządu Tuska i uzyskania władzy realizującej interesy Kościoła Katolickiego w Polsce, na którego czele stoi de facto Rydzyk?  Polskie służby kontrwywiadowcze powinny się przyjrzeć dokładniej powiązaniom PiS-u z rosyjskimi politykami. „Osoby polityczne”, które popełniły samobójstwo w ostatnich czasach, były powiązane z PiS-em. Lepper był członkiem gabinetu Jarosława Kaczyńskiego. Petelicki z kolei był wytrawnym agentem służb wywiadowczych w PRL; promowanym zarówno przez Macierewicza jak i Cimoszewicza. Muś zaś był tym świadkiem, którego zeznania w śledztwie smoleńskim, podtrzymywały hipotezę zamachu. Jaka jest w tym wszystkim rola Jarosława Kaczyńskiego?   
Komu i dlaczego  najbardziej zależy na dymisji Tuska? Jarosław Kaczyński zapowiadał  klika miesięcy temu, że w listopadzie podejmie próbę wykolejenia obecnego rządu.  Dotrzymał słowa. Po aferach: budowlanej, taśmowej, Amber Gold, mamy następną: trotylową. Jeśli dodamy do tego falę samobójstw politycznych w ostatnich czasach (Lepper, Petelicki, Muś – technik pokładowy z Jaka-40 ze Smoleńska),  to hipoteza, iż ktoś obcy kręci naszą sceną polityczną, wydaje się być nawet rozsądna. Jak więc wszystkie te fakty związać w spójny scenariusz?
Na scenę wkracza lobby budowlane
Po zakończeniu Mistrzostw Europy w piłce nożnej na rynku budowlanym wybuchła pandemia gigantycznych spadków cen akcji firm budowlanych, notowanych na GPW w Warszawie. Spadki przybrały dramatyczne wielkości, nawet do 90% (PBG, Polimex, Mostostale, GTC, Orcogroup i inne przedsiębiorstwa) wycen sprzed trzech/dwóch lat. Nadzieja na odwrócenie powolnego trendu spadkowego na giełdzie w sektorze budowlanym, którego początek można datować na  jesień 2011 roku,  pękła jak bańka mydlana.
Rozwój przemysłu budowlanego w Polsce jest uzależniony od nakładów finansowych państwa (rządu oraz samorządów), które zleca firmom  budowę oraz remont dróg, stadionów czy w końcu infrastruktury przemysłowej i urbanistycznej. Ten sektor gospodarki w naszym kraju jest niezmiernie upolityczniony, gdyż istnienie niemal wszystkich firm budowlanych jest w większym stopniu zależne od decyzji polityków aniżeli od ekonomicznych mechanizmów rynkowych. „Budowlanka’ stała się w Polsce areną potencjalnych zysków finansowych polityków. Niestety rynek, poprzez swoją nieprzewidywalność, pokazał im przysłowiowego „faka” – ogromne straty finansowe zamiast gotówki na wakacje na Majorce.  Zainwestowane wcześniej na giełdzie pieniądze wyparowały.
Po ogłoszeniu bankructwa największej firmy budowlanej w Polsce (PBG), która budowała stadion w Warszawie na Euro 2012,  wicepremier Pawlak w mediach wielokrotnie wspominał – podczas wakacji  - o konieczności wstrzyknięcia rządowych miliardów w rynek budowlany. Apele takie bez wątpienia były motywowane celem „podrasowania” kursów akcji spółek budowlanych. Niestety minister Rostowski wykazał się wstrzemięźliwością. Rząd nie zaakceptował pomysłu ratowania finansów akcjonariuszy firm budowlanych. Lobby budowlane wykreowało więc aferę taśmową jako narzędzia nacisku na Rząd. Pokazano Tuskowi żółtą kartkę. On jednak nie przejął się ostrzeżeniem. Jak przystało na „rasowego piłkarza”, kartkę zignorował i „dalej grał w Maradonę”. Pod koniec sierpnia  opozycyjne partie polityczne (PiS, RP, SLD) zaczęły wyraziście mówić o przegłosowaniu votum nieufności wobec rządu Tuska. W ten sposób przygotowywano „nastrój polityczny” przed następnym uderzeniem, którym okazała się afera Amber Gold. Rozpoczęła się niewinnie jako typowa afera finansowa. Wkrótce okazało się, że syn Premiera był kolegą „głównego aferzysty” i pracował dla niego za solidną, miesięczną pensję. To uderzenie w Tuska przyniosło efekty w postaci złożenia przez Rząd obietnicy dla Polimexu w sfinansowaniu budowy bloków energetycznych dla PGE na kwotę kilkuset milionów złotych.  W wyniku tej zapowiedzi, kursy akcji spółek budowlanych nawet się podniosły jesienią o kilkadziesiąt procent. Niestety był to jedyny gest Rządu w stosunku do „budowlanki”. Tusk nawet nie przyszedł z ratunkiem przed bankructwem firmie Masters, która zbudowała niemal wszystkie orliki w Polsce. Pojawiła się więc potrzeba nacisku na Premiera, aby kontynuował w sposób bardziej zdecydowany akcję wspierania przemysłu budowlanego.
Na scenę wkracza lobby religijne
W październiku w Sejmie rozpoczęto dyskusję nad projektem ustawy aborcyjnej w dwóch wersjach: liberalnej - dopuszczającej przerywanie ciąży na życzenie kobiety oraz restrykcyjnej  - zaostrzającej dotychczasową ustawę. Nic nie wskazywało na to, że debata może doprowadzić do głosowania votum nieufności dla Rządu. Dwa kontrowersyjne projekty tej ustawy były bowiem popierane  przez dwa skrzydła, zwalczającej się parlamentarnej opozycji (z jednej strony RP i SLD a z drugiej PiS i SP). Koalicja czyli większość parlamentarna (PO i PSL) opowiadała się za dotychczasowym kształtem regulacji  praktyk aborcyjnych. Aby wykreować „wydarzenie polityczne”, logika strategii  nakazywała rozbicie koalicji w tej sprawie. Posłużono się sondażem wyborczym, który dawał PiS-owi 5% przewagę nad Platforma Obywatelską. W mediach  odtrąbiono rozpad PO. Taka praktyka komunikacyjna miała uruchomić mechanizm samospełniającego się proroctwa (odkryty przez wybitnego socjologa amerykańskiego Thomasa Mertona). Ze statystycznego punktu widzenia, sondaż TNS Polska, opublikowany przed ważnym głosowaniem w Sejmie, budził wiele wątpliwości. Interpretacja, że został przygotowany i „podrasowany” celowo pod głosowanie, jest w tym wypadku zasadna.  Tusk otrzymał cios; propozycja ustawy aborcyjnej, autorstwa Ziobry i popierana przez Kościół Katolicki oraz Rydzyka, została przegłosowana w Sejmie większością głosów. Lewica natychmiast zaatakowała PO jako zwolenników „katolickiego ciemnogrodu”. Nadarzyła się okazja do „budowlanego” kontrataku – gry na utworzenie  rządu eksperckiego z liderem w osobie prof. Kleibera, a potem – prof. Glińskiego.
Tusk wszystkich zaskoczył, prosząc o głosowanie  votum nieufności. Gdyby przegrał, wielu obecnych  posłów PO mogłaby nie dostać się do parlamentu w przyśpieszonych wyborach. Katolicko-pisowska frakcja w PO, na czele z Godsonem, Gowinem i Żalkiem, wystraszyła się. Rząd Tuska otrzymał wymagane poparcie, pomimo że w swoim expose nie złożył obietnicy zdecydowanego wsparcia przemysłu budowlanego (choć sprawom „budowlanki” poświecił niemal jedną trzecią czasu swojego wystąpienia). Premier jasno dał do zrozumienia, iż identyfikuje to, że sporny problem aborcji został użyty w celu rekonstrukcji rządu, który miałby wesprzeć padające budownictwo i kursy akcji firm budowlanych na giełdzie. Choć Tusk otrzymał „półczerwoną kartkę”, stanowiącą ultimatum dla jego decyzji w sprawie sektora budowlanego, to jednak nie wystraszył się i rzucił rękawicą w swoich adwersarzy.
Kontratak Rządu pokazał jego siłę i wyrafinowanie na politycznej szachownicy. Tusk w niespełna tydzień po feralnym głosowaniu w Sejmie nad aborcją, zablokował dalsze prace nad projektem ustawy Ziobry i podjął decyzję o liberalnym rozwiązaniu problemu in vitro. Naraził się w ten sposób Kościołowi Katolickiemu. Ataki na Tuska  mediów lewicowych ustały. „Gazeta Wyborcza” zaczęła publikować teksty o Rządzie w łagodnej manierze językowej. Okazało się nawet, że w sondażach PO albo minimalnie wygrywa z PiS-em albo wypada na równi. Sojusz Kościoła Katolickiego i lobby budowlanego nie zdołał „wykoleić Rządu”. Mimo to, Jarosław Kaczyński nie stracił nadziei na „nowe rozdanie”. Zapowiedział, że w listopadzie dojdzie do właściwej kontrofensywy.
Na scenę wkracza Putin
Amber Gold była firmą, która pojawiła się jak meteoryt na polskim rynku kapitałowym. Po prostu „spadła z kosmosu”. W polityce jednak takie nieoczekiwane  naloty kosmitów posiadają swoją  nadzwyczaj oczywistą etiologię; są wynikiem decyzji służb specjalnych innych państw. Celem istnienia Amber Gold było zdestabilizowanie rynku politycznego w Polsce. Pomysł był prosty: zebrać od średnio zamożnych obywateli kilkaset milionów złotych i obiecać im „złotą górę zysków” (w spotach reklamowych pokazywano sztabki złota), a następnie „podwinąć ogon” i pokazać „figę z masłem” naiwnym i chciwym ciułaczom. Taka strategia gwarantowała zadymę, wściekłość obywateli i obwinianie Rządu. Ten scenariusz nie musiał jednak równać się dymisji obecnego gabinetu. Aby uczynić go bardziej efektywnym, należało aferę „upolitycznić”, poprzez zatrudnienie w firmie ważnych politycznie postaci. Reżyserom tej prowokacji przytrafił się nadzwyczajny, niemal cudowny fart – udało się zatrudnić syna Premiera - syna najważniejszej osoby w naszym państwie. Narzędzie do „wykolejenia Rządu” było więc gotowe. Putin zaryzykował  i uderzył w Tuska wraz z lobby budowlanym.
Interesem Rosji jest zablokowanie  wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Jeśli przewidywania dotyczące ilości tego gazu na naszych ziemiach są trafne, to w przeciągu kilku najbliższych lat Polska może stać się w Europie najpotężniejszym dostawcą gazu – z racji choćby bliskości naszego kraju od centrów przemysłowych Europy. Budowa rury z Warszawy  do Czech, Wegier, Austrii czy Ukrainy mniej kosztuje niż jej poprowadzenie z syberyjskiego Jamału   do Berlina. W tym wypadku celem gry jest nie tylko łup obliczany na setki miliardów dolarów, ale również łup polityczny wciągnięcia Ukrainy (a być może i Białorusi) w orbitę wpływów Polski.
Ponieważ „pewniak”, w postaci prowokacji Amber Gold z synem Premiera, ostatecznie nie wypalił, służby wywiadowcze Rosji zostały zmuszone do użycia bardziej obcesowych i brutalnych środków destabilizacji sytuacji politycznej w Polsce. Czas zaczyna bowiem Rosjan  naglić. Tusk ogłosił bowiem dwa tygodnie temu przyspieszenie prac nad poszukiwaniem i wydobyciem gazu łupkowego w Polsce. To spowodowało nagłą eskalację wypadków politycznych w Polsce.
Sygnałem dla Putina do natarcia na Tuska było prasowe wystąpienie Cimoszewicza, byłego premiera Polski, w którym stwierdził, powołując się na słowa dawnego działacza ZSMP (obecnie profesora geologii) Szamałka,  że prawdopodobnie w Polsce nie ma łupków. Taka  wypowiedź sugeruje, że  Tusk najzwyczajniej ściemnia społeczeństwo.  Komunikat ten w odbiorze społecznym miał kompromitować Rząd Platformy Obywatelskiej – tym bardziej, że ubrano go w konstrukcję narracyjną rzekomej pomyłki sekretarki, która przepisując na maszynie raporty geologiczne, skróciła ważne cyfry o kilka zer. „Gazeta Wyborcza” szybko wychwyciła tę prowokację i po kilku dniach od wystąpienia Cimoszewicza, opublikowała obszerny materiał  na temat gazu łupkowego, w którym wyrażono „optymizm wydobywczy” w przeciwieństwie do pesymizmu Cimoszewicza. W międzyczasie Putin w Moskwie na posiedzeniu własnego rządu zwrócił uwagę na konieczność blokowania polskich inwestycji  gazowych i rozpoczęcia własnego, rosyjskiego projektu wydobywania gazu tą technologią.
Opozycja polityczna w Polsce (PiS, RP, PSL) nie zareagowała na szkodliwą dla naszego państwa wypowiedź Cimoszewicza. Milczenie w tej sprawie można interpretować jako przyzwolenie na medialne ataki rosyjskich służb specjalnych na projekt wydobycia gazu łupkowego w kraju. Prawicowy dziennik Rzeczpospolita od 20 października, niemal codziennie,  publikuje jakiś artykuł o gazie łupkowym w Polsce.  W treści tych tekstów, na ogół zwraca się uwagę na negatywne konsekwencje gospodarcze i społeczne wydobywania w Polsce gazu z  łupków. Na przykład, Robert Gwiazdowski, znany  publicysta ekonomiczny, prześmiewczo konstatuje, iż woli uzależnienie Polski od rosyjskiego gazu, niż rosyjskiej wody pitnej. 31.10. 2012 ukazuje się  zaś bezczelny materiał, w którym gazeta - powołując się na badania Gazpromu - straszy nas zatruciem wód gruntowych na terenach, na których firmy będą prowadziły odwierty technologia łupkową. Celem tego typu przekazów jest nastawienie opinii publicznej przeciw projektowi Rządu Tuska.
Ta sama gazeta (Rzeczpospolita) dopuściła się w dniu 30. 10 2012 największej chyba w dziejach  Polski - od czasów Okrągłego Stołu -  politycznej prowokacji; opublikowano materiał, w którym stwierdzono, powołując się na rzekome badania pirotechniczne, obecność śladów trotylu i nitrogliceryny na fotelach z wraku samolotu smoleńskiego i na niektórych ciałach ofiar tej katastrofy. W ten sposób gazeta wywołała ekstremistyczne  reakcje polityczne w środowiskach związanych z nacjonalistyczno-tradycjonalistyczną opozycją. Liderzy PiS-u ogłosili „mord smoleński”. Domagali się specjalnego posiedzenia Sejmu. Niektórzy dziennikarze wezwali w Internecie polski lud do wyjścia na ulicę i do obalenia rządu.  Do popołudniowych godzin wydawało się, że „godziny Rządu Tuska są już policzone”.  Niestety okazało się, że wiadomości o rzekomych śladach trotylu we wraku samolotu smoleńskiego są nieprawdziwe i stanowią manipulację, której celem było obalenie Rządu.
Afera trotylowa jest rozwojowa. Z pewnością polskie agendy wywiadu podejmą próbę wyjaśnienia przyczyn tej „niebezpiecznej dla państwa zagrywki w grze politycznej”. Rzeczpospolita powołuje się na słowa prokuratora Seremeta, według których jakoby we wraku znaleziono ślady „wysokoenergetycznych cząstek”. Z punktu widzenia chemii, wypowiedź taka jest absurdalna, gdyż chemicy nie posługują się taką kategorią obiektów. Owszem, mówi się o takich cząstkach, ale na gruncie kosmologii fizykalnej  czyli nauki zajmującej się genezą wszechświata. W chemii zaś używa się kategorii wiązania wysokoenergetycznego w cząsteczkach biorących udział, na przykład, w procesach ludzkiego metabolizmu. Jeżeli więc wypowiedź prokuratora Seremeta świadczy o jego nieuctwie z zakresu chemii (przy czym mówimy o poziomie chemii i biochemii wymaganym w szkolnictwie licealnym), to choćby z tej racji powinien podać się do dymisji (dotychczas tego nie uczynił). Nieuctwo prokuratora doprowadziło w tym wypadku do nadzwyczaj poważnej destabilizacji struktur państwa. Jeśli jednak prokurator wypowiedział się celowo; wiedział, że chemicy nie posługują się taką kategorią naukową, to wyłania się pytanie: dlaczego to uczynił? Polskie służby kontrwywiadowcze powinny na nie udzielić odpowiedzi w najbliższym czasie. Wielogodzinna zwłoka prokuratury w zdementowaniu „trotylowych” wiadomości Rzeczpospolitej świadczy ewidentnie o tym, że instytucja ta po prostu wyczekiwała rozwoju wypadków politycznych. Tłumaczenie Seremeta, iż  prosił redaktorów gazety o wstrzymanie się z publikacją, świadczy raczej o tym, że celowo „wmanewrował” ich w publikację tego „wybuchowego” tekstu. Wygląda to bowiem tak: najpierw, opowiada  się „trotylowe, wierutne bzdury” niedouczonym dziennikarzom w quasi-naukowym żargonie (mowa o cząstkach wysokoenergetycznych); potem zaś składa się prośbę o wstrzymanie się z publikowaniem tych bzdur. W takiej sytuacji reakcja jest z góry przewidywalna – coś jest na rzeczy, skoro wysoki funkcjonariusz rządowy prosi o wstrzymanie publikacji. Tym bardziej, że tego rodzaju bzdury są na rękę PiS-owi i wszystkim zwolennikom hipotezy „zamachu smoleńskiego”. Nie jest wykluczone to, że owe bzdury dotarły do prokuratury z samej Moskwy. W interesie bowiem Putina jest podtrzymywanie „memu zamachu smoleńskiego” w obiegu komunikacyjnym w dyskursie politycznym w naszym kraju. Wzmacniając taki mem rozmaitymi technikami narracyjnymi (np. wprowadzając w obieg rzekomo potwierdzoną wiadomość o „cząstkach wysokoenergetycznych” na ciałach ofiar katastrofy), uzyskuje się efekt destabilizacji sceny politycznej w Polsce; tym bardziej, że dla jednej ze stron katastrofa smoleńska stanowi podstawowe narzędzie gry politycznej.
Wnioski i morały
Afery takie, jak trotylowa, będą coraz częściej pojawiały się na naszej rodzimej scenie politycznej. Rosyjskie służby wywiadowcze muszą opóźniać realizację projektu wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Jest to bowiem gra o wielkie miliardy dolarów. W interesie Rosji jest więc „wykolejenie Rządu Tuska”. Ponieważ Episkopat Polski jest zatrwożony o swoje 1.5% podatku kościelnego (organizuje nawet profesorów akademickich po to, aby wojnę o kasę przenieść  w mury uniwersytetów polskich), to z pewnością jeśli Tusk nadal będzie odmawiał kolejnej daniny Kościołowi Katolickiemu, ataki na jego Rząd będą coraz bardziej brutalne. Z kolei SLD i RP  nie będą bronić Tuska, gdyż uważają, iż ten zdradził ich w sprawie aborcji. Wykluwa się więc niebezpieczna sytuacja polityczna dla naszego kraju: sojusz pomiędzy Putinem i Kościołem Katolickim w celu obalenia Rządu Platformy obywatelskiej. Temu będzie na pewno pomagało zbliżenie Putina do Cerkwi Rosyjskiej, gdyż konstruuje ono geopolityczną platformę współpracy pomiędzy Watykanem, Rosją i Cerkwią. Putin może  zawsze zaproponować Benedyktowi:  zablokujcie polskie łupki, a my wam pozwolimy razem z Cerkwią działać na terenach Azji środkowej. Postkomunistyczna Azja i Chiny stanowią bowiem dziewiczy ideologicznie region dla ofensywy  chrześcijaństwa, który posiada co najmniej  miliardowy potencjał przyszłych wiernych. Watykan doskonale wie, że wykształconą Europę stracił jako rynek zysków finansowych; musi więc znaleźć nową niszę finansowego drenażu ludności.
Wydobywanie gazu łupkowego jest polskim interesem.  Uczyni ono z naszego kraju potęgę gospodarczą w Europie (oczywiście jeśli zasoby gazu są rzeczywiście wysokie). Rząd i partie polityczne  muszą więc  rozpocząć polowanie na „kretów”, którzy ryją pod „łupkowym projektem”. Brak reakcji wśród polityków na skandaliczną, „anty-łupkową wypowiedź” Cimoszewicza wskazuje na to, że tych kretów jest wielu w każdej partii, a w szczególności w PiS-ie. Jarosław Kaczyński jest na tyle wytrawnym politykiem, że aż trudno zrozumieć to, dlaczego nie zareagował na wypowiedź Cimoszewicza. W swoich gospodarczych wystąpieniach w żaden sposób nie akcentuje  „sprawy łupków”.  Czyżby PiS godził się - w interesie Putina i Gazpromu - na zablokowanie projektu  rozwoju przemysłu gazowego w Polsce za cenę wykolejenia Rządu Tuska i uzyskania władzy realizującej interesy Kościoła Katolickiego w Polsce, na którego czele stoi de facto Rydzyk?  Polskie służby kontrwywiadowcze powinny się przyjrzeć dokładniej powiązaniom PiS-u z rosyjskimi politykami. „Osoby polityczne”, które popełniły samobójstwo w ostatnich czasach, były powiązane z PiS-em. Lepper był członkiem gabinetu Jarosława Kaczyńskiego. Petelicki z kolei był wytrawnym agentem służb wywiadowczych w PRL; promowanym zarówno przez Macierewicza jak i Cimoszewicza. Muś zaś był tym świadkiem, którego zeznania w śledztwie smoleńskim, podtrzymywały hipotezę zamachu. Jaka jest w tym wszystkim rola Jarosława Kaczyńskiego?   Stare porzekadło mówi: pod latarnią jest najciemniej.  Na pewno, w polskiej polityce w ostatnich latach jest tyle niewiadomych, że nawet najtęższe głowy logików i matematyków tego równania nigdy nie rozwiążą.
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”) 
http://www.facebook.com/pages/Fan-Klub-Krysztofiaka/397324376997122

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz