poniedziałek, 26 lutego 2018

UNIA EUROPEJSKA ZDAJE EGZAMIN Z EUROPEJSKOŚCI – NA MARGINESIE UKRAIŃSKIEJ REWOLUCJI

TEKST  Z  DNIA  24.02.2014  ROKU

Duet polsko-niemiecki: Sikorski i Tusk wraz z Steinmeierem i Merkel ograli duet: Putin i Janukowycz. Pomimo silnych związków gospodarczych z Rosją i tradycji rozgrywania naszego kraju na korzyść caratu oraz Związku Sowieckiego, Niemcy wybrali interes naszego kraju, którym jest stowarzyszenie się Ukrainy ze Wspólnotą Europejską. To chyba pierwsze zdarzenie w historii politycznej kontynentu europejskiego pokazujące „zespołową grę” Niemiec i Polski na korzyść Zjednoczonej Europy. Jego znaczenie jest niebagatelne i precedensowe, gdyż pokazuje to, że projekt budowy Stanów Zjednoczonych Europy jest wykonalny, że w wyniku jego realizacji narody, które przez wieki pozostawały we wzajemnych stosunkach wrogości, mogą ze sobą kooperować w interesie słabszej gospodarczo i politycznie strony. Merkel nie zdradziła polskiej akcji popierania proeuropejskiej Ukrainy. Co więcej, wsparła ją.
W grudniu 2013 roku wydawało się, że Unia Europejska obleje egzamin z europejskości, zmagając się z pytaniem o przyszłość Ukrainy. Unijni politycy, choć „dyplomatycznie odwiedzali” kijowski Majdan, to jednak niczego „konkretnego” nie oferowali walczącym o tożsamość  europejską Ukraińcom.   Artykułowali jedynie  swoją  nadzieję na pokojowe rozwiązanie konfliktu. Ich umysły wyglądały, jakby były zainfekowane wirusem Putina, przypominającym „zarazka choroby wściekłych krów Jacoba-Kreutzfelda” przemieniającego mózg w galaretę.  Paraliż przed Rosją podtrzymującą reżim Janukowycza, manifestujący się w publicznych wypowiedziach liderów najważniejszych państw Unii, jawił się jako znak rychłej klęski ukraińskiej rewolucji. Unia otrzeźwiała dopiero w mijającym tygodniu. Lepiej późno, niż wcale. Tragiczne jest jednak to, że otrzeźwienie nastąpiło dopiero po tym, jak w Kijowie siły bezpieczeństwa kontrolowane przez Janukowycza zabiły ponad sześćdziesięciu  ukraińskich rewolucjonistów w czwartek 20-go lutego.
Przebudzenie polskiego establishmentu
19-go lutego, w środę,  Janukowycz wydał rozkaz strzelania do manifestujących ludzi na kijowskim Majdanie.  Po tej pierwszej rzezi, Jaceniuk i Kilczko podpisali rozejm z ówczesnym, ukraińskim prezydentem. Niestety został on zerwany przez snajperów Janukowycza następnego dnia nad ranem. Zastrzelono ponad sześćdziesiąt osób. Dopiero wówczas Tusk i Komorowski zdali sobie sprawę z zagrożenia politycznego dla Polski, jakie niósł ewentualny upadek ukraińskiej rewolucji.
Polski Sejm (z wyjątkiem SLD) zaapelował do Wspólnoty Europejskiej o nałożenie sankcji na ukraińskich polityków i oligarchów odpowiedzialnych za próbę krwawej pacyfikacji Majdanu. W piątek Parlament Europejski bezzwłocznie takie sankcje ustanowił, wysyłając dzień wcześniej swoich negocjatorów do Kijowa. Europejscy politycy zasugerowali więc Putinowi, zainteresowanemu w pacyfikacji ukraińskiej rewolucji, to, iż Unia nie życzy sobie dalszego rozlewu krwi w kraju nad  Dnieprem. Wstrzymano w ten sposób ewentualne użycie wojska w celu zdławienia rewolty.  http://blogi.newsweek.pl/Tekst/swiat/684367,wojna-domowa-na-ukrainie-porazka-polskiej-polityki-wschodniej.html
Przyzwalając Janukowyczowi i Putinowi na  użycie wojska ukraińskiego, aby poskromić  bunt Ukraińców,  za cenę tak zwanego „świętego spokoju”, wydalibyśmy na siebie wyrok śmierci wykonany za dziesięć lat przez imperialnych Rosjan.  Dlatego też Rząd Polski musiał w sposób  zdecydowany i głośny poprzeć  Jaceniuka i Kliczko.  Unijni negocjatorzy, którym przewodził Radek Sikorski, nie udzielili jednak bezwarunkowego poparcia ukraińskiej opozycji.  Polski Minister Spraw Zagranicznych wręcz w szekspirowski sposób, na zasadzie  „być albo nie być”,  wymusił na ukraińskiej opozycji podpisanie z Janukowyczem umowy politycznej, która jawiła  się jako  akt „sprzedaży Ukrainy Putinowi”. Jaceniuk, Kliczko i Tiahnybok jednak nie oponowali i zaakceptowali dokument przygotowany przez trójkę unijnych wysłanników.
Unia Europejska  rozegrała Putina
Umowa przewidywała organizację wyborów prezydenckich do grudnia 2014 roku. Taki zapis sugerował, że opozycja daje czas ówczesnemu prezydentowi Ukrainy, aby mógł okopać się i przygotować się  do politycznej ofensywy. Porozumienie przypominało rejteradę Jaceniuka, Tiahnyboka i Kilczki – mistrza świata w boksie w wadze ciężkiej. Taki ewentualny fakt można było wyjaśnić tylko w jeden sposób: znowu Niemcy i Rosja dogadały się w sprawie przyszłości niepodległego, ościennego państwa. Dramatyzm takiego wyjaśnienia uwypukla się na tle dziejów politycznych Europy. Rosja i Prusy dogadują się w sprawie rozbiorów Polski; Hitler i Stalin dogadują się w sprawie napaści na Polskę w 1939 roku i  wreszcie Putin i Merkel „kartują biznes” dotyczący pacyfikacji ukraińskiej rewolty, czego wynikiem ma być zablokowanie procesu stowarzyszeniowego naszego sąsiada z Unią Europejską.
Przedstawiona interpretacja „ukraińskich faktów”  przeraża, gdyż absolutnie dewaluuje  ideę zjednoczonej Europy. Jeśli w interesie Polski, będącej członkiem Wspólnoty Europejskiej, jest stowarzyszenie się Ukrainy z Europą, to skoro Niemcy, będące najpotężniejszym państwem w Unii, blokowałyby proces integrowania się Ukrainy z Europą, to tym samym Niemcy występowałyby przeciwko interesowi Polski, „bratając się” w swoim interesie z Rosją, która nie jest członkiem Wspólnoty Europejskiej. Z punktu widzenia idei zjednoczonej Europy, wszystkie państwa członkowskie powinny wzajemnie wspierać się i działać  na korzyść interesów państw członkowskich. W Zjednoczonej Europie trudno sobie wyobrazić sytuację, że najsilniejsze państwo działa wespół z obcym mocarstwem na niekorzyść drugiego, słabszego państwa członkowskiego. W takiej sytuacji mielibyśmy raczej do czynienia z   Dominium Europejskim ze stolicą w Berlinie, z europejskim  Vaterlandem, niż ze Stanami Zjednoczonymi Europy.
Po podpisaniu porozumienia z Janukowyczem, następnego dnia  parlament w Kijowie odwołał dotychczasowego prezydenta i ministrów jego rządu. Opozycja dokonała  delegalizacji dotychczasowej władzy na Ukrainie, ogłaszając symboliczną datę wyborów prezydenckich na 25 maja 2014 roku. W tym dniu odbędą się również wybory do Parlamentu Europejskiego.
Media rosyjskie zareagowały agresywnie, stwierdzając, że w Kijowie dokonał się zamach stanu. Janukowycz porównał polityków opozycji do nazistów, zaś rewolucjonistów Majdanu nazwał bandytami. Słowa obalonego prezydenta media zinterpretowały jako przekaz polityczny wysłany z Kremla. W nocy z soboty na niedzielę (z 22.02 na 23.02), „nastrój polityczny w Europie” stawał się mroczny, wręcz politycznie imitujący klimaty noir powieści Dostojewskiego.  Czy Putin zdecyduje się na interwencję zbrojną w Charkowie, Doniecku i na Krymie? Czy Niemcy „umyją ręce”? Co zrobi Obama w razie napaści Rosji na Ukrainę? Czy w takiej sytuacji Prezydent Komorowski ma ogłosić w Polsce mobilizację? Co stanie się, gdy świat pozwoli na putinowski podział Ukrainy? Czy w takiej sytuacji należy ufać traktatom podpisywanym z USA, skoro traktat pomiędzy Rosją, USA i Ukrainą o integralności państwa ukraińskiego zostałby tak łatwo pogwałcony przez Rosję?  Jak wówczas my, obywatele Polski, państwa członkowskiego NATO, powinniśmy interpretować w takim wypadku traktat o wstąpieniu do Paktu Północnoatlantyckiego, czy jako bezwartościowy świstek papieru czy też jako realny akt zobowiązania do obrony naszych granic w wypadku obcej inwazji militarnej?
Śledząc niedzielne  reakcje zachodnich polityków  na dynamicznie rozgrywające się wydarzenia na Ukrainie, można śmiało wnioskować, że  wypracowane porozumienie pomiędzy Janukowyczem a ukraińską opozycją było „sprytnym blefem”. Zarówno mediujący ministrowie spraw zagranicznych: Polski, Niemiec i Francji, jak i liderzy Majdanu doskonale wiedzieli, że podpisane porozumienie w odpowiedni sposób zinterpretują następnego dnia.  Z góry zakładali, że sugerowany termin pozostawania Janukowycza na stanowisku prezydenta zostanie skrócony do jednego dnia. Delegalizacja władzy została zrealizowana zgodnie z „literą uzgodnienia”  w terminie do grudnia 2014 roku. Blef był również okraszony pokerowym zagraniem Sikorskiego. Jego apel:   Albo poprzecie porozumienie, albo będziecie mieli stan wojenny, armię - wszyscy będziecie martwi, można porównać ze sprytnym, karcianym zagraniem pod publiczkę, stanowiącym mistyfikację neutralności Unii w konflikcie: Janukowycz i Putin kontra Majdan. Podpisując dokument, ówczesny prezydent Ukrainy dał się najzwyczajniej ograć. Jakiekolwiek polecenie użycia siły wobec demonstrantów, a w szczególności rozkaz zaangażowania wojska w tłumieniu rewolucji, zostały zablokowane dzięki złożeniu podpisu przez Janukowycza na dokumencie porozumienia. Opozycja otrzymała „wolną rękę” w parlamencie, mając pewność, że nie zostanie „siłowo” rozpędzona. Drzwi do obalenia „watażki” zostały otwarte.
Niemcy i Polska zdały egzamin z europejskości
Rząd Polski jako pierwszy uznał nową, parlamentarną władzę Ukrainy. Jeszcze w sobotę do rewolucjonistów na Majdanie przemówił, bezpośrednio po wystąpieniu Julii Tymoszenko, nasz reprezentant Jacek Saryusz-Wolski, członek Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej.  W przemówieniu nasz polityk wykrzykiwał wielokrotnie: Sława Ukrainie. Wybór Saryusza-Wolskiego na pierwszego, europejskiego emisariusza nagradzającego „lud Majdanu” w jego skutecznej walce z prorosyjskim establishmentem  na Ukrainie miał charakter symboliczny, gdyż to właśnie on w początkowych latach 90-tych oraz od 2000 roku odpowiadał za negocjacje stowarzyszeniowe Polski z Unią Europejską.
W niedzielę, z samego rana, 23.02  do akcji wkroczyła Angela Merkel. Najpierw zatelefonowała do Julii Tymoszenko, gratulując jej uwolnienia z więzienia w Charkowie. Ten gest kanclerz Niemiec oznaczał uznanie dla nowej władzy na Ukrainie. Następnie Merkel przeprowadziła rozmowę z Putinem. Nader oszczędny komunikat z rozmowy wskazuje, że Merkel wyraziła przed Putinem aprobatę dla nowych władz Ukrainy i podkreśliła konieczność zachowania integralności terytorialnej Ukrainy. Dała do zrozumienia liderowi Rosji, że Niemcy nigdy nie zgodzą się na wkroczenie wojsk rosyjskich na Ukrainę.
Duet polsko-niemiecki: Sikorski i Tusk wraz z Steinmeierem i Merkel ograli duet: Putin i Janukowycz. Pomimo silnych związków gospodarczych z Rosją i tradycji rozgrywania naszego kraju na korzyść caratu oraz Związku Sowieckiego, Niemcy wybrali interes naszego kraju, którym jest stowarzyszenie się Ukrainy ze Wspólnotą Europejską. To chyba pierwsze zdarzenie w historii politycznej kontynentu europejskiego pokazujące „zespołową grę” Niemiec i Polski na korzyść Zjednoczonej Europy. Jego znaczenie jest niebagatelne i precedensowe, gdyż pokazuje to, że projekt budowy Stanów Zjednoczonych Europy jest wykonalny, że w wyniku jego realizacji narody, które przez wieki pozostawały we wzajemnych stosunkach wrogości, mogą ze sobą kooperować w interesie słabszej gospodarczo i politycznie strony. Merkel nie zdradziła polskiej akcji popierania proeuropejskiej Ukrainy. Co więcej, wsparła ją.
Ameryka tradycyjnie mocarstwowo stabilna
Amerykańscy politycy wzmocnili Angelę Merkel i polskich polityków, uznając nową władzę na Ukrainie. Nie omieszkali ostro pogrozić Putinowi. Susan Rice doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Obamy  w sposób zdecydowany stwierdziła, że ewentualna interwencja zbrojna Putina na Ukrainie będzie „śmiertelnym błędem Rosji”. W podobny sposób wypowiadał się sekretarz stanu USA John  Kerry. Oswiadczył, iż rząd USA w pełni uznaje pełniącego obowiązki prezydenta Ukrainy, Ołeksandra Turczynowa.
W poniedziałek 24.02, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, po uzyskaniu przez nową władzę na Ukrainie międzynarodowego uznania od najważniejszych potęg politycznych globu: Unii Europejskiej i USA,  wystawiło list gończy i nakaz aresztowania za byłym prezydentem Janukowyczem. Demokratyczny świat tym samym uznał  fakt, że międzynarodowa polityka Kremla ma charakter kryminalny.  Putinowi pośrednio dano do zrozumienia na salonach w Brukseli i Waszyngtonie, że przypomina bardziej westernowego bohatera aniżeli wytrawnego polityka rozgrywającego skomplikowaną, globalną polityczną partię szachów; że jego grą jest poker w „saloonie” (być może tak należy również wytłumaczyć „saloonowe”, a nie oxfordzkie, zagranie Sikorskiego), a nie szachy w „salonie”.
Nauka dla Polski
To, co najbardziej zadziwia w ukraińskich wypadkach, jest to, że tak łatwo można ulokować szpiega potężnego państwa na najwyższym stanowisku politycznym w ościennym kraju. Janukowycz jest wychowankiem Związku Radzieckiego. Jego życiorys jest przykładem kariery typowego, KGB-owskiego  agenta. W młodości był członkiem młodzieżowych gangów w Doniecku; został skazany za rozbój i kradzież na trzy i pół roku więzienia kolonii karnej. Mimo takiej przeszłości władza radziecka umożliwia mu ukończenie studiów wyższych. W 1980 roku uzyskuje dyplom inżyniera na Politechnice Donieckiej. Bez wątpienia taka szansa awansu społecznego – od ulicznego rzezimieszka do inżyniera - musiała zostać okupiona przez Janukowycza współpracą z KGB.  Po obaleniu Związku Radzieckiego, Janukowycz dynamicznie pnie się po szczeblach kariery polityczno-„naukowej”. W 1997 roku został gubernatorem obwodu donieckiego.  Był promowany przez najbogatszego człowieka na Ukrainie Rinata Achmetowa, którego majątek jest wyceniany na miliardy dolarów. Za jego pieniądze utworzono Partię Regionów, stanowiącą polityczną platformę  promocji donieckich oligarchów, realizującą jednocześnie zadanie zablokowania procesu stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską.
Życiorys polityczny Janukowycza pokazuje to, jak łatwo, przy pomocy milionów dolarów, można ulokować szpiega  w „machinie władzy”, na najwyższym stanowisku. Polska przechodziła taką próbę u progu przemian politycznych. Polskim Janukowyczem był Stanisław Tymiński. Na szczęście nasze społeczeństwo nie dało się wówczas zmanipulować globalnie. Ukraińcy niestety stanowią łatwy obiekt marketingowych manipulacji z racji niskiego poziomu edukacji powszechnej w tym kraju.
Morał, jaki płynie z ukraińskich doświadczeń, jest oczywisty. Jeśli nie chcemy w naszym kraju zmagać się w przyszłości z Janukowyczami, dbajmy o poziom edukacji tak, aby społeczeństwo idące do urn wyborczych nie „zgłupiało” i nie wybrało na posłów i senatorów agentów-śpiochów finansowanych moskiewskimi dolarami. W Polsce takie próby mają miejsce. Nasz kraj, podobnie jak Ukraina, jest planszą rozgrywek Putina. Uważajmy !!!
***
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w czasopismach Listy Filadelfijskiej: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”, „History and Philosophy of Logic”; uczestnik Seminarium filozoficznego w Paryżu, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej,  zorganizowanego pod patronatem Prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Prezydenta Francji Jacques’a Chirac’a; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute), od 2014 członek Honorary Associates Rationalist International.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz