wtorek, 27 lutego 2018

Kto okrada nas z naszego PKB? Kto okrada mnie z mojej pensji? PO, PiS, SLD i PSL !!!

TEKST  Z  DNIA  26.11.2013  ROKU
Dodając 300 miliardów (dług obniżony o wskaźnik inflacji) do  1100 miliardów (PKB z 2007 roku),  PKB  w 2012 roku powinien wynosić więcej niż 1400 miliardów złotych (mierzonych wartością z 2007 roku). Niestety okazuje się, że PKB w 2012 roku wyniósł w cenach z 2007 roku jedynie 1260 miliardów. Kto więc ukradł 130 miliardów złotych? Wynika stąd, że Rząd Tuska zadłużał nasz kraj w celu transferowania pożyczonych pieniędzy na konta w bankach szwajcarskich lub w rajach podatkowych, a być może w Spierbanku w Moskwie. Przedstawione wyliczenia wprost pokazują, nie tylko to, że pożyczone pieniądze nie pracowały na wzrost PKB, ale także to, że generowały straty w PKB. W końcu trzeba wyjaśnić, gdzie się podział nasz dług w wysokości 300 miliardów złotych. No, bo nie w naszych portfelach – mamy tyle samo, ile mieliśmy w 2007 roku.
Coraz częściej na przystankach tramwajowych można usłyszeć frazy: Politycy to złodzieje !!!Tusk, Kaczyński, Miller – złodzieje !!!. Artykułując swoje niezadowolenie, kierujemy się własnym doświadczeniem życiowym. Czujemy, że coraz ciężej „zapieprzamy”, posiadając w portfelu coraz mniej pieniędzy. Nasza wściekłość sięga zenitu, kiedy Tusk w Sejmie mówi o skoku jakościowym naszego życia, jaki rzekomo dokonał się podczas jego rządów. Powołuje się na statystyki.
PKB i statystyki
Zgodnie z danymi podawanymi przez międzynarodowe instytucje monitorujące rynki ekonomiczne wszystkich państw na świecie (CIA, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Bank Światowy) PPP per capita (PKB per capita uwzględniający siłę nabywczą dolara w danym państwie)  w Polsce wynosił w 2012 roku 21 200 $ (wartość uśredniona). W 2007 roku polski PPP (uśredniony na podstawie szacunków z danych opracowywanych przez wiodące instytucje monitorujące globalną gospodarkę) wynosił 15500 $.  Za rządów Tuska  i jego Platformy Obywatelskiej w ciągu pięciu lat PPP per capita wzrósł więc o około 37%. Wzrost ten nie uwzględnia jednak wskaźnika inflacji, która w tym czasie wyniosła  około 20%. Oznacza to, że 21200 $ z 2012 roku jest o wiele mniej warte niż 21200 $ w 2007 roku. W tym wypadku 21200 $ z 2012 roku było warte tyle co 17660 $ w 2007 roku.  Realnie więc PPP wzrosło o prawie 14%.
Skoro więc  PPP (czyli PKB per capita uwzględniające siłę nabywczą) wzrosło, to dlaczego odczuwamy to, że jesteśmy biedniejsi dzisiaj niż w 2007 roku? Tę łamigłówkę można nader prosto rozwiązać. Otóż, według Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2007 roku nominalny produkt krajowy brutto wyniósł 425 miliardów dolarów, podczas gdy w 2012 nasza gospodarka wygenerowała 490 miliardów dolarów PKB. Otrzymujemy wzrost o 15%. Uwzględniając jednak 20 %  inflację w tym okresie otrzymujemy faktycznie spadek PKB w 2012 roku w stosunku do 2007 roku. W Polsce bowiem ceny również wzrosły w dolarach. Na przykład, benzyna kosztowała w 2007 roku około 1.6 $, zaś w 2012 około 10% wyżej, czyli w granicach 1.7 $. Inflacja cen energii elektrycznej mierzona w dolarach oscyluje wokół 20%. W wypadku gazu skok wynosi około 50 %.     490 miliardów z 2012 roku było warte w 2007 roku 408 miliardów $. Zatem  otrzymujemy podczas rządów Tuska  nominalny spadek w dolarach polskiego PKB o 4%.
Jak więc wyjaśnić to, że w czasie rządów Platformy PPP wzrosło o około 14 % realnie, podczas gdy   PKB nominalny spadł realnie o 4% ?  W 2007 roku dolar był tani w Polsce. Kosztował średnio około 2 zł. 60 groszy. W 2012 roku cena dolara oscyluje około 3 zł 10 groszy. Oznacza to, że nominalna wartość nabywcza dolara wzrosła za czasów rządów Tuska o 19 %. Łatwo więc wykazać, że w 2007 roku nasze PKB wyniosło 1100 miliardów złotych (GUS podaje 1168), podczas gdy w 2012 wyniosło  1519 miliardów złotych (GUS podaje 1595). Po uwzględnieniu  wskaźnika inflacji otrzymujemy wzrost  o około  14%, gdyż 1519 miliardów było warte w 2007 roku tyle, co 1260 miliardów.
Jaki jest z przedstawionej analizy morał? Jesteśmy zieloną wyspą dzięki operacjom statystycznym ministra Rostowskiego. Wzrost PKB był możliwy tylko dzięki osłabieniu dolara. Uwzględniając 20% inflację,  wzrost gospodarki liczony w dolarach  jest ujemny w przeciągu ponad 5 lat.
Zadłużenie kraju a rzekomy wzrost gospodarczy
W 2007 roku nasz dług publiczny wynosił 527 miliardów złotych, zaś w 2012 należy szacować go na 888 miliardów złotych. Tusk zatem zadłużył nas na kwotę 361 miliardów złotych.  361 miliardów z 2012 roku było warte w 2007 roku 300 miliardów złotych. Pożyczone przez rząd pieniądze powinny pracować na wzrost PKB. Czy zapracowały? Jak to obliczyć?
Dług dodany do PKB z 2007 roku powinien dać w 2012 roku znacząco wyższą wartość PKB w 2012 roku. Dodając 300 miliardów (dług obniżony o wskaźnik inflacji) do  1100 miliardów (PKB z 2007 roku), w 2012 roku PKB  powinno wynosić więcej niż 1400 miliardów złotych (mierzonych wartością z 2007 roku). Niestety okazuje się, że PKB w 2012 roku wyniósł w cenach z 2007 roku jedynie 1260 miliardów. Kto więc ukradł 130 miliardów złotych?
Wynika stąd, że Rząd Tuska zadłużał nasz kraj w celu transferowania pożyczonych pieniędzy na konta w bankach szwajcarskich lub w rajach podatkowych, a być może w Spierbanku w Moskwie. Przedstawione wyliczenia wprost pokazują, nie tylko to, że pożyczone pieniądze nie pracowały na wzrost PKB, ale także to, że generowały straty w PKB. Jak to wytłumaczyć? Czy agendy rządowe grały na giełdach finansowych, generując potężne straty? Z pewnością co najmniej 130 miliardów dolarów naszej, państwowej kasy (liczonej w cenach z 2007 roku) wytransferowano poza kraj, aby pracowały na PKB innych państw. Mechanizm takiego „legalnego przekrętu” jest prosty. Spłacając obligacje naszych rodzimych banków będących we własności międzynarodowych bankierów, rząd oddaje złotówki, które są następnie transferowane na giełdy zagraniczne w celu zakupu aktywów od, na przykład, amerykańskiej  matki-spółki. To najprostszy sposób na „wyparowywanie waluty”
Rzekomy wzrost gospodarczy a pensje
W 2012 roku jedynie 46% PKB zostało przeznaczone na płace, podczas gdy w 2007 roku ten wskaźnik jest szacowany na około 51%. Oznacza to, że w 2007 roku przeznaczono na wynagrodzenia 561 miliardów złotych (mierzonych pod względem siły nabywczej). W 2012 roku, pracodawcy przeznaczyli 580 miliardów złotych (mierzonych ich siłą nabywczą) na nasze zarobki (liczone po cenach z 2007 roku). W grudniu 2007 roku zatrudnienie w Polsce wynosiło 8 milionów  126 tysięcy osób, zaś w tym samym miesiącu w 2012 roku – 8 milionów 447 tysięcy osób. Oznacza to, że w 2007 roku wynagrodzenie roczne brutto przypadające na jednego zatrudnionego wynosiło   około 69000 złotych, zaś w 2012 (mierzone wartością nabywczą złotego w 2007 roku) -  w przybliżeniu 68660 złotych. W ciągu pięciu lat rządów  Tuska płace nie wzrosły realnie; nawet spadły. 300 miliardowe zadłużenie rządu w żaden sposób nie przyczyniło się do ich wzrostu. Zaciągnięty dług został więc całkowicie „przepity”. Jeśli masz 100 złotych kapitału  i pożyczasz 1 złoty, to oczekujesz, że w przyszłym roku będziesz miał co najmniej 102 złote (więcej zarobisz). Jeśli swój dług przepijesz, to trudno jest osiągnąć zamierzony cel.
Według statystyk GUS,  w 2007 roku przeciętne wynagrodzenie brutto wynosiło 32290 złotych, zaś w 2012 roku 42260 złotych. Po uwzględnieniu 20% wskaźnika inflacji, wyniosło więc w cenach z 2007 roku 35200 złotych. Daje to realny 10% wzrost wynagrodzeń w przeciągu 5 lat rządów Platformy Obywatelskiej liczony w złotówkach. To wszystko może więc wydawać się dziwne. Kiedy Eurostat liczy nasze wynagrodzenia, to według jego danych mamy ich spadek.  Kiedy  agendy rządowe  Tuska oszacowują nasze zarobki,  to mamy ich wzrost (choć rachityczny). Kto ma rację?
Co więcej, jak uzgodnić to, że według danych instytucji międzynarodowych  w 2007 roku zarabialiśmy 69000 złotych rocznie, zaś według krajowych pitów średnio 32290 złotych? Nie jest to paradoks, gdyż kwota 69000 złotych jest mierzona parytetem siły nabywczej złotówki. Gdyby zamienić 32290 złotych na dolary, to za nie moglibyśmy w kraju kupić tyle produktów, ile kupilibyśmy losowo na świecie za dolary, które otrzymalibyśmy po wymianie (przy tym samym kursie rynkowym) z 69000 złotych.
Na czym więc polega mistrzostwo księgowe Rostowskiego i Tuska?  Na mieszaniu perspektyw. Z punktu widzenia wyłącznie krajowej inflacji, być może pod względem siły nabywczej nasze dochody rachitycznie wzrosły. Z punktu widzenia cen w Euro i dolarach, nasze dochody jednak  spadły, gdyż  w ciągu 5 lat cena Euro wzrosła o ponad 30 %, zaś cena dolara o 25%. Zarabiając w złotówkach o wiele mniej mogliśmy kupić w 2012 roku w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy w Rosji, niż w 2007 roku. Uwzględniając siłę złotówki w stosunku do rynków zewnętrznych, inflacja od 2007 do 2012 roku nie wyniosła 20%, lecz więcej. Gusowski koszyk inflacji nie obejmuje waluty. A przecież miliony ludzi w Polsce kupuje bilety samolotowe u zagranicznych przewoźników, niektórzy wyjeżdżają na wczasy letnie i zimowe do Grecji, Włoch i na Słowację. W Internecie robimy niekiedy zakupy książek napisanych w języku angielskim. „Mało-biznesowe” firmy zaopatrują się u zachodnich eksporterów w surowce.  Jeśli uwzględnimy ten rodzaj inflacji, wynoszący około 30% oraz zrewidujemy koszyk inflacji poprzez podniesienie wagi kosztów utrzymania mieszkania, to wówczas inflacja wyniesie powyżej 25% w okresie od 2007 do 2012 roku. Wzrost wynagrodzeń ze złotówkowego punktu widzenia wówczas  stopnieje być może do zera.
Morał
Pytania, jakie się narzucają po analizie, brzmią: Kto ukradł nasz dług? Gdzie są nasze pensje?  Odpowiedź jest prosta: Tusk i jego rząd. Zadłużywszy Polskę na niespotykaną skalę w historii, Platforma Obywatelska „przepiła” setki miliardów złotych. Niestety ta forma nałogu wymaga odwyku. Nie można pozwolić tym ludziom na dalsze rządy, bo doprowadzą nasze dzieci do finansowej ruiny. Przy czym od lat tę sama formę „politycznego alkoholizmu” kultywują wszystkie partie establishmentu: PO, SLD, PiS i PSL.
Nasze pieniądze zostały wytransferowane do innych państw, aby kreować wzrost ich PKB. Organy do walki z korupcją powinny prześledzić konta szwajcarskie lub na Kajmanach naszych polityków i ministrów. CBA rozpoczęła już aresztowania – o dziwo urzędników  z GUS, którzy swoimi statystykami dowodzą nam, iż więcej zarabiamy. Czy NiK zajmie się Rostowskim i jego „księgowym czary-mary”?  W końcu trzeba wyjaśnić, gdzie się podział nasz dług w wysokości 300 miliardów złotych. No, bo nie w naszych portfelach – mamy tyle samo, ile mieliśmy w 2007 roku.
***
Wojciech Krysztofiak – kandydat do Parlamentu Europejskiego z listy wyborczej „Europa Plus-Twój Ruch”;  Lista Nr 5 (Nr 9 na liście);   okręg obejmujący województwa: Zachodniopomorskie i Lubuskie
Wojciech Krysztofiak (autor prac naukowych w czasopismach Listy Filadelfijskiej: „Synthese”, „Husserl Studies”, „Axiomathes”, „Semiotica”, „Filozofia Nauki”, „History and Philosophy of Logic”, „Foundations  of Science”; uczestnik Seminarium filozoficznego w Paryżu, z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej,  zorganizowanego pod patronatem Prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Prezydenta Francji Jacques’a Chirac’a; stypendysta: The Norwegian Research Council for Science and the Humanities, The Soros Foundation-Open Society Institute), od 2014 członek Honorary Associates Rationalist International.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz